czwartek, 26 stycznia 2012

Rewolucja klikaczy



W awanturze wokół ACTA, spór o meritum staje się ofiarą psychologii tłumu. Cybernetycznego tłumu, który podlega tym samym regułom, które opisał Le Bon, w swojej ponadczasowej pracy „Psychologia tłumu”. Żyjemy w erze, w której wola zbiorowości zdominowała indywidualność. Protest, którego nośnikiem jest internet jest fascynującym zjawiskiem socjologicznym.

Wiem, że sprawa ACTA nie jest pierwsza. Ubiegłoroczna, rewolucja arabska, zaczęła się w sieci, internet stanowił spirytus movens ruchu oburzonych, ostatnie protesty przeciw fałszerstwom wyborczym w Rosji też mają swoje źródło w sieci. Z własnego podwórka pamiętamy, że genezą Ruchu Palikota była inicjatywa podjęta w sierpniu 2010 roku na Facebooku, w kontrze do obrońców krzyża na Krakowskim Przedmieściu. Ale te zagraniczne akcje nie dotyczyły nas bezpośrednio, więc nie mogliśmy poczuć jak to działa, a „Akcja krzyż” miała niewielki, lokalny zasięg, choć została nagłośniona przez media. Pospolite ruszenie w sprawie ACTA to nieporównywalnie większa skala zjawiska. Pokazuje, jak w imię nośnej idei łatwo wyzwolić stadny odruch obronny uczestników sieci. Zwłaszcza, że cybernetyczny bunt stał się modny. Mało kto rozumie istotę problemu, ale żeby być cool, trzeba przyłączyć się do protestu, którego emanacją jest zbiorowe klikanie na Facebooku i innych portalach społecznościowych. Ochoczo przyłączyła się też blogosfera. Od trzech dni rozkwita plaga pustych wpisów na blogach, zawierających adnotację, że notki nie będzie, bo autor protestuje przeciw ACTA. Zważywszy, że blogerzy blogują dla przyjemności, taki protest przypomina postępowanie w myśl zasady „na złość mamie odmrożę sobie uszy”. Ale jakie to wygodne, kiedy można zostać buntownikiem nie ruszając się z fotela. Wcześniej, żeby się zbuntować trzeba było przynajmniej pokłócić się z rodzicami o pryncypia albo oflagować w zakładzie pracy. Teraz wystarczy kliknąć myszą w odpowiednim miejscu i cisnąć jakieś grube słowo o sile rażenia butelki z benzyną, by zyskać wrażenie, że zmienia się świat.

Ale jest coś co nie pozwala tego buntu wykpić. Ten wirtualny tłum wyzwala energię zdolną  bardzo szybko zmaterializować tłum realny, skandujący hasła na ulicy. Przecież cała sprawa zaczęła się zaledwie parę dni temu od blokady stron internetowych kilku instytucji rządowych przez hakerów z grupy „Anonymous”, a dzisiaj fala antyrządowych manifestacji przetoczyła się przez kilkanaście polskich miast, wyprowadzając na ulice, łącznie, kilkadziesiąt tysięcy młodych ludzi. Nie obyło się bez aktów wandalizmu i agresji. Władze są wyraźnie zagubione wobec tych akcji. Miotają się. Raz bagatelizując, innym razem karcąc z ojcowską surowością, wydają się nie doceniać siły jaka tkwi w takich inicjatywach. To nie są demonstracje pod auspicjami partii politycznych, związków zawodowych czy branżowych grup interesu, gdzie wiadomo kim są organizatorzy protestu i jak z nimi gadać. Cybernetyczny tłum ma wirtualnych przywódców. Tym razem rozejdzie się po kościach, ale w przyszłości taki ruch może istotnie wpłynąć na kształt politycznej sceny. Donald Tusk ma wielkie szczęście, że do kolejnych wyborów daleko, jest więc sporo czasu na nauką. Ten kto będzie potrafił wykorzystać cybernetyczny tłum dla swoich celów zyska olbrzymi atut.


A póki co, warto się przekonać, że wirtualni przywódcy cybernetycznego tłumu mają wcale nie małe ambicje. Protesty przeciw ACTA, to nie ich pierwsza inicjatywa.

20 komentarzy:

  1. Oglądałam wczoraj w TVP1 dyskusję n/t ACTA, oani Lepkowska z bezwzględoscią chciwej przekupki broniła swoich praw autorskich nie biorąc pod uwagę,że ci którzy sciągają filmy być może nie mają pieniedzy na wyjscie do kina lub kupienia książki. Mądrzy i przewidujący potrafią sie dzielić bo rewolucje tuż tuż.
    Nie wiem jak to jest, ze osoba lewicująca jak ja znajduje tyle wspólnego w Pana przemysleniach,Pozdrowienia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że znajduje Pani części wspólne w moich przemyśleniach, ale są i różnice. Czym innym jest dzielenie się z innymi oparte na dobrej woli, a czym innym usprawiedliwianie biedą wykorzystywania cudzej własności. Od razu przypomina mi się słynny peerelowski przepis dotyczący czasowego zaboru mienia. W oparciu o niego każdy złodziej samochodu, złapany na gorącym uczynku, twierdził że chciał się tylko przejechać dobrą furą, na którą go nie stać. W ten sposób przestępstwo pozostawało bezkarne.

      Prawo intelektualne trzeba chronić i podlega przecież ochronie. Jeżeli te przepisy są nie doskonałe, warto zastanowić się jak je zmienić, ale nie musi to być robione pod presją umowy ACTA, która niesie ryzyka ingerowania w swobody obywatelskie. Dyskusję należałoby rozpocząć od odpowiedzi na pytanie, czy prawa autorskie powinny być chronione aż przez 70 lat po śmierci autora? Tu przede wszystkim widzę obszar do powściągnięcia nadmiernych apetytów twórców.

      pozdrawiam

      Usuń
    2. Własnie myslałam o dobrowolnej rezygnacji swiadomej bo np.film "W ciemnosci" bardzo poruszający przecież był sciągnięty na drugi dzien po wejsciu na ekrany i to z jednej strony dobrze bo młody człowiek mógł coś przeżyc ale z drugiej żle bo odbiór jest powierzchowny tak jak czytanie tekstu.Ciekawy artykuł n/t w ostatniej Polityce .Biore pod uwagę rózne punkty widzenia np. Hołdys w wywiadzie był bardzo przekonujący ,niestety u T.Lisa miał już zbyt mało czasui wypadł słabo.
      Pod skórą ACTA może kryć sie zupełnie cos innego gdyż internet stał sie zagrożeniem dla swiatowych ELIT i władzy.Bez internetu wybuchały rewolucje a z internetem mamy tłumy anonimowych niezadowolonych,oburzonych a władze biorą np.bracia muzułmanscy patrz Egipt.

      Usuń
    3. Umowa ACTA powinna być podpisana do 31.03.2013 roku. Pośpiech rządu w tej sprawie wynika z przyczyn, o których pisałem w poprzedniej notce i to jest przede wszystkim nie uczciwe. Zapowiadanie konsultacji społecznych, w sytuacji kiedy rządzący zadecydowali już o podpisaniu umowy jest zwykłą kpiną. Ale samo oblicze buntu przeciw ACTA coraz mniej mi się podoba. Zaczyna dominować klasyczna lewicowa ideologia, w imię której należy zabierać tym którzy mają i rozdawać tym co nie mają. Ściąganie za darmo najnowszego filmu Agnieszki Holland to jednak kradzież niezależnie od intencji człowieka, który to zrobił. Za produkcję tego filmu ktoś przecież zapłacił i ma pełne prawo czerpać zyski z jego dystrybucji. Uważam natomiast, że przez 10 – 15 lat film zdoła na siebie zarobić i przynieść zysk. Po tym okresie powinien stać się ogólno dostępnym dobrem kultury. Taka regulacja umożliwiłaby twórcy korzystanie z owoców jego pracy w czasie największego zainteresowania jego dziełem, a po upływie tego okresu otwiera do niego powszechny dostęp. Tymczasem dzisiaj ta ochrona trwa 70 lat od momentu śmierci autora.

      Usuń
  2. Mój wpis powyżej przed kliknieciem.Jest chyba gorzej niż myslałam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Chłopaki z Anonymous naoglądali się filmów. To co robią to taki terroryzm rodem z filmów o Batmanie.
    Joker

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Celne spostrzeżenie. Ale takie megalomańskie przesłania, jak to które zamieściłem, nie wpłyną na wzrost sympatii do Anonymous. Nie ma nic gorszego od idealistycznych anarchistów, którzy biorą się za naprawianie świata.

      Usuń
  4. ACTA już podpisane a awantura kręci się dalej. Teraz PiS chce referendum.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, tak protestującym dzieciakom zamieszanie wyraźnie się spodobało, więc politycy też chcą ugrać coś przy okazji. Tym bardziej, że bardzo przyjemnie jest stroić się w szaty obrońcy swobód obywatelskich. Nie mam żadnych wątpliwości, że gdyby u władzy był PiS, to Donald Tusk wygłaszałby teraz płomienne przemówienia przeciw ACTA. Ot, uroki demokracji. A referendum to oczywiście absurd.

      Usuń
  5. A ja tu czegoś nie rozumiem: jeżeli, zdaniem premiera, ACTA jest potrzebne - nam, teraz akurat i tutaj, to po podpisaniu winien on dążyć do jak najszybszej ratyfikacji, póki do wyborów trochę czasu pozostało. Za rok będzie trudniej, bo albo:

    1.ACTA - co będzie wiadome na przykładzie innych krajów - pomoże autorom nie szkodząc szerokiej publiczności, a wówczas partia rządząca stanie się wrogiem publicznym, albowiem nie ratyfikowała dobrego prawa, mając miażdżącą przewagę w parlamencie i do tego prezydenta;

    2.ACTA wprowadzi tylnymi drzwiami cenzurę w sieci, a wówczas partia rządząca stanie się wrogiem publicznym, ponieważ jej funkcyjni podżyrowali coś, co cofa nas do czasów najgorszego hitlerowskiego tudzież stalinowskiego terroru.

    Osobiście jestem wrogiem partii władzy, KAŻDEJ bezideowej partii władzy, więc PO, jak niegdyś jej niesławna poprzedniczka Unia Wolności, a w zamierzchłych czasach, gdy byłem młody nieboszczka PZPR, jest i będzie moim przeciwnikiem politycznym. Dlatego zmartwienia jej szefa nie są moimi zmartwieniami.

    Choć tak po ludzku - żal, że nie zostało to lepiej rozegrane, a sam bunt wykorzystany dla dobra kraju.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie doszukiwałbym się tu wielkiej strategii. Skoro polska prezydencja lobbowała za ACTA (i to skutecznie), nie podpisując teraz tej umowy premier wyszedłby na idiotę. Musi więc robić dobrą minę do złej gry, licząc że jakoś to będzie z ratyfikacją. Takie protesty szybko się wypalają, a póki co nie ma już o co walczyć bo umowa podpisana.

      Również nie jestem fanem PO, ale z pewnością nie jestem też fanem rewolucji sterowanych przez zamaskowanych hakerów stosujących terrorystyczne metody, nawet jeśli póki co, jest to miękki terroryzm.

      Usuń
  6. U pana Szymona Słowika (http://www.slowikozofia.blogspot.com/2012/01/walka-z-acta.html) napisałam, że ten hackerski atak to dziecinada. Niewiele lepsza od blokowania dróg przez rwących "czerwone sukno" lekarzy, pielęgniarki, nauczycieli, kolejarzy i innych ludzi z budżetówki. Ale teraz czuję do tych gości pewną sympatię. W świecie, w którym ludzie się zeszmacili, zgłupieli lub są zastraszeni, potrzebni są tacy właśnie anarchiści. Nie, żebym sama była anarchistką. Ale nasze prawo to kpiny: daje w kość przeciętnemu Kowalskiemu, bandytom pobłaża. Może więc pora na odrobinę szaleństwa?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No cóż, anarchia bardzo szybko zamienia się w bolszewię. Wszyscy wiedzą czym wybrukowane są posadzki w czeluściach piekieł. Czym innym jest weekendowe blokowanie stron instytucji rządowych, w celu zwrócenia uwagi na jakiś problem, a czym innym cyberterroryzm rzucający buńczuczne wyzwania rządom.

      Demokracja to niestety rządy głupszej większości, więc trudno się dziwić, że wygląda tak jak wygląda. Wiara w to, że jacyś oburzeni czy protestujący wobec ACTA zmienią coś na lepsze jest naiwnością. Takie ruchy mogą przynieść jedynie więcej socjalizmu. Poza wszystkim innym, ledwie cztery miesiące były wybory. Gdzie wtedy byli ci wszyscy protestujący? Trzeba było wybierać inaczej.

      Usuń
    2. Naiwnością jest założenie że w obecnym systemie/ przy braku możliwości zobowiązania polityka do wywiązywania się z obietnic wyborczych i braku realnych, prawnych możliwości odwołania polityka/ wyborca może wywierać faktyczny wpływ na działania rządzących nie uczestnicząc w akcjach "stadnych"/ to czy legalnych, czy nie, jest sprawą wtórną/. W naszej demokracji od lat rządzi mniej więcej oligarchiczna grupa nie przejmująca się opiniami społeczeństwa na wiele tematów/ forsująca poglądy i pomysły, z którymi większość społeczeństwa się zwyczajnie nie zgadza. W tym kontekście wiara w moc kartki wyborczej zdaje się być pozbawion podstaw...
      Liberał

      Usuń
    3. Chodziło mi o coś innego. Krytycznie oceniam demokrację i jestem zwolennikiem jej ograniczania, choćby poprzez wprowadzanie cenzusów. Właśnie dlatego, że zdecydowana większość wyborców głosuje jak stado baranów, po to żeby za 4 miesiące obudzić się z ręką w nocniku. Ta większość społeczeństwa, o której Pan pisze, podczas ostatnich wyborów nie wysłała rządzącym sygnału, że nie zgadza się z poglądami i pomysłami przez nich forsowanymi. Wysłała sygnał dokładnie odwrotny, że tak jak jest, jest fajnie. A teraz nagle iluminacja, że to jakaś strasznie opresyjna władza.

      Usuń
    4. Sygnał, o którym Pan pisze, został zablokowany przez strach przed opozycją, która w opinii wielu wyborców byłaby jeszcze gorsza od partii rządzącej/ bo w gąszczu absurdalnych przepisów nie pozwoliłaby na w miarę "normalne" życie zwykłemu zjadaczowi chleba, szantażując go służbami specjalnymi i odbierając wolność osobistą/. Ale właśnie ta blokada po części dowodzi, że demokracja w Polsce jest pozorna, a partie z politycznej sceny w istocie niewiele się od siebie różnią/a jeśli się różnią, to głównie stopniem ingerencji w prywatne sprawy obywateli. Te naprawdę wyraziste są skazane na banicję.
      Co do cenzusów, jak Pan sobie je wyobraża? Cenzus majątkowy/ o władzy decydują wyłącznie bogaci, biedni się z nią nie identyfikują, co doprowadziłoby do podziału społeczeństwa na kasty/, wykształcenia /wykluczenie nieodpowiednio wykształconych, zatem praktycznie byłby to cenzus wieku, nadający przywileje młodym/, a może jeszcze jakiś inny?
      Liberał

      Usuń
    5. Niestety, w praktyce cenzusy nie mają szans, więc są to teoretyczne rozważania. Już Arystoteles zastanawiał się nad usprawnieniem demokracji i stworzył własną koncepcje ustrojową, politeję, która jest rodzajem demokracji ograniczonym do rządów klasy średniej, jako najbardziej rozsądnej i przewidywalnej grupy społecznej. Możliwość udziału w tej formie rządów miał określać cenzus majątkowy. Współcześnie również cenzus wykształcenia i cenzus fiskalny byłyby warte rozważenia. A że to dzieli na kasty? Trudno, to komuniści obiecywali równość i też się nie wywiązali. Żadne przedsięwzięcie gospodarcze nie jest kierowane w sposób demokratyczny.

      Natomiast, o realnych możliwościach reformowania demokracji (niestety w bardzo ograniczonym zakresie) pisałem nie dawno w notce „Tyrania głupoty”.

      Usuń
  7. Wtedy nie było mowy o ACTA. A co do protestów, rewolucji, etc - nie zgadzam się, że muszą prowadzić do prawdziwego terroryzmu czy też wręcz totalitaryzmu. Nie te czasy, nie te warunki społeczne... Ale może będzie to początek EWOLUCJI. ;)
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na ACTA świat się nie zaczyna ani nie kończy. Wcale nie twierdzę, że protesty muszą prowadzić do terroryzmu czy totalitaryzmu. Uważam natomiast, że mogą przynieść jedynie więcej socjalizmu. Przecież wśród protestującej młodzieży dominują nastroje lewicowe, żeby nie powiedzieć lewackie. Ilu z nich rozumie takie abstrakcyjne pojęcia jak wolność obywatelska? Tak naprawdę, chcą prawa do całkowitej swobody korzystania zasobów w sieci bez oglądania się na prawa twórców, czyli kapitalistycznych wyzyskiwaczy, gdyby chcieć posłużyć się dawną retoryką.

      Obejrzyj filmik, który załączyłem. Zwróć uwagę, na powiązania Anonymous z akcjami „occupay” czyli tzw. ruchem oburzonych, a to bardzo przypomina rewoltę 1968, która miała przecież zdecydowanie lewackie oblicze.

      Usuń
    2. I tu się zgadzam z Panem.

      Usuń