W toczącej się debacie na temat zmian w systemie emerytalnym i
systemów emerytalnych w ogóle brakuje mi jak zwykle zdrowego rozsądku, który
pozwoliłby spojrzeć na ten problem bez zbędnych komplikacji i zaklęć
zwolenników tej czy innej opcji politycznej.
Prosta kalkulacja ekonomiczna
Abstrahując od absurdów obowiązującego systemu ubezpieczeń społecznych
(do czego wrócę za chwilę) rozważmy następujący przykład. Gdyby pracownik, zarabiający
2,500 zł brutto miesięcznie, przez cały 40-letni okres aktywności zawodowej,
lokował co miesiąc 488 złotych na koncie w banku, z rentownością realną 3%
rocznie (po odliczeniu inflacji) i z miesięczną kapitalizacją odsetek, to po
upływie 40 lat pracy dysponowałby sumą 450,000 zł. Potem, wypłacając z własnego
konta co miesiąc 1,800 złotych, a pozostałą sumę lokując na tych samych
zasadach, wystarczyłoby mu środków finansowych na 33 lata życia! Te 1,800 zł,
to dokładnie tyle samo ile otrzymywał na rękę przez 40 lat pracy, ponieważ
2,500 zł brutto = 1,800 zł netto. Proste?
A jak to działa w obowiązującym systemie emerytalnym? Pracownik, który
zarabia 2,500 zł brutto odprowadza co miesiąc do ZUS kwotę 488 złotych (połowa
pomniejsza kwotę brutto, a drugą połowę odprowadza pracodawca). ZUS tych
pieniędzy nigdzie nie lokuje ani, ich nie pomnaża (z wyjątkiem niewielkiej
części, która przekazywana jest do OFE). Państwo wykorzystuje je na
finansowanie bieżących wydatków, w większości marnując je w chorym systemie
redystrybucji. Dzieje się tak dlatego, że składka na ZUS nie jest żadną składką
ubezpieczeniową, tylko zwykłym, ordynarnym podatkiem.
Reforma systemu
Reforma systemu emerytalnego z 1999 roku, zakładała zbliżenie
istniejącego systemu opartego na podatku zusowskim i emeryturach wypłacanych de
facto ze środków budżetowych, do systemu kapitałowego działającego w sposób
podobny do lokaty bankowej z mojego przykładu. Niestety reforma OFE została
schrzaniona. Przeregulowano system, istotnie ograniczając możliwości
inwestycyjne funduszy, ustalono nieefektywny i horrendalnie kosztowny mechanizm
opłat za zarządzanie, które uzależnione są od wielkości powierzonego kapitału
oraz od ustawowo ustalonej marży, a nie od wyników ekonomicznych. W czasach
bessy maleje kapitał, będący zabezpieczeniem uczestników OFE na starość,
natomiast zyski firm zarządzających są zawsze. W dodatku, tylko trzecia część
składki ubezpieczeniowej (37,40%) trafiała do OFE, a po ubiegłorocznej zmianie
w ustawie zmniejszono ją do symbolicznej wielkości (11,78%), pozbawiając ten
system jakiegokolwiek sensu istnienia.
Dzisiejsze propozycje dotyczące wydłużenia wieku emerytalnego to nie
jest żadna reforma, co próbuje nam wmówić propaganda rządowa. To wariant
ratunkowy, konieczny właśnie dlatego, że nikt żadnych reform nie zamierza
przeprowadzać. Nie mam również złudzeń, że zrealizowałaby je któraś z partii
opozycyjnych. W efekcie tych zmian, zwiększy się suma składek wpłacanych do budżetu przez pracujących i zmniejszy się czas korzystania ze
świadczeń emerytalnych przez emerytów. Natomiast cały ten beznadziejny system,
przy pomocy którego robi się z emerytów żebraków wmawiając, że czyni się im
wielką łaskę wypłacając emeryturę, pozostanie bez zmian.
Propozycje rozwiązań
Żaden system nie jest w stanie utrzymać setek tysięcy rozmaitych
uprzywilejowanych emerytów i największej na świecie armii rencistów. Żaden
system nie wytrzyma rozdętych wydatków socjalnych, gigantycznej biurokracji,
wysokich kosztów pracy etc, co można sobie dokładnie prześledzić na przykładzie
Grecji. Potrzebne są odważne, kompleksowe zmiany, na które się nie zanosi. Można
więc śmiało powiedzieć, że realnie nic nie da się zrobić, poza wydłużaniem
agonii zusowskiego systemu ubezpieczeń, co właśnie planuje zrobić Donald Tusk.
Ale rozważmy chociaż teoretyczne możliwości.
Przykład z początku tej notki pokazał, że każdy byłby w stanie zarobić
na swoją emeryturę i to nie niższą od pensji otrzymywanej w okresie aktywności
zawodowej. Co więcej, przy założeniu, że średni okres korzystania z emerytury
wynosi raczej 20 niż 33 lata, można stwierdzić, że składka emerytalna mogłaby
być niższa przynajmniej o ¼, co ograniczyłoby koszty pracy. Jednocześnie należy
przyjąć, że wyspecjalizowana instytucja finansowa byłaby w stanie osiągnąć wyższą
realną rentowność niż 3% rocznie, co dodatkowo poprawiałoby parametry tej
symulacji. Przede wszystkim, należy więc wprowadzić swobodę wyboru formy
oszczędzania na emeryturę. Każdy powinien sam określić instytucję, do której
odprowadza składkę w wysokości nie niższej od wielkości minimalnej. Towarzystwa
Emerytalne musiałyby stworzyć system wzajemnych ubezpieczeń,
który gwarantowałby wypłatę świadczeń, na wypadek bankructwa, któregoś z nich.
Głównym problemem jest brak opcji zerowej. Przez około 40 lat musi więc
obowiązywać jakiś system przejściowy. Jednym słowem, ci którzy teraz zaczynają
pracę powinni oszczędzać już na własną rękę, a świadczenia emerytalne
dzisiejszych emerytów i tych, którzy pracują muszą być finansowane lub dofinansowywane,
w odpowiedniej proporcji, z budżetu państwa, czyli z podatków. Na to nie ma
rady. Skąd brać pieniądze? Tutaj przede wszystkim kłania się reforma finansów
publicznych, ale również likwidacja ZUS lub przynajmniej znaczne okrojenie tej
instytucji i sprzedaż jej olbrzymiego majątku. Jak wynika z początkowego
przykładu, przynajmniej ¼ obecnej składki ZUS również mogłaby być wykorzystana
na ten cel. Co jeszcze? Planując reformę emerytalną z 1999 roku, zakładano
przeznaczenie przychodów z prywatyzacji na specjalny fundusz, który wobec niekorzystnych zmian demograficznych miał gwarantować wypłaty emerytur dzisiejszym czterdziestolatkom i ich dzieciom. Niestety, przez pierwszych
kilka lat w ogóle nie odprowadzano do niego środków, a obecna składka jest o
2/3 mniejsza od zakładanej. Co więcej od dwóch lat, środki z Funduszu Rezerwy
Demograficznej pokrywają braki ZUS-u. Teraz cała nadzieja w łupkach. Tyle, że
bez zmian systemowych, które zmniejszą poziom wydatków państwa, żadna manna z
nieba nie wystarczy.
System kanadyjski
System kanadyjski to jeszcze jedna interesująca koncepcja. Problem w
tym, że ostatnio wspomniało o nim Prawo i Sprawiedliwość, a jak powszechnie wiadomo, cały
mainstream uważa, że cokolwiek powie PiS, musi być idiotyzmem do kwadratu.
Obawiam się więc, że idea została spalona. W skrócie, pomysł sprowadza się do
ograniczenia składek ZUS i przejścia na system minimalnej gwarantowanej
emerytury państwowej. Wszyscy zatrudnieni płaciliby jednakową, niewielką
składkę, a w zamian na starość każdy otrzymałby emeryturę wystarczającą do
przeżycia bez pomocy opieki społecznej. Każdy kto chciałby mieć wyższą
emeryturę, sam musiałby odkładać pieniądze w banku lub funduszu emerytalnym.
I kto to mówił, że klipy reklamowe OFE nie były rzetelne i uczciwe?:)
3% ponad inflację?
OdpowiedzUsuńTo myślenie magiczne, nie wziąłeś pod uwagę problemu skali.
13 milionów pracujących x ok. 500zł śr. składka x 12 msc x np. 10 lat = 780 mld
Przez 20 lat ponad 1,5 bln złotych itd.
Przy takim strumieniu pieniądza obawiam się, że założenie stopy zwrotu na poziomie inflacji to marzenie, tym bardziej, że inflację napędzałby własnie ten strumień składek i taniego pieniądza (kredytu).
Jakie instytucje przyjmą i zagospodarują taki strumień pieniądza i utrzymają jego realną wartość bez kreowania baniek spekulacyjnych?
W Polsce, bo to przecież kasa na emeryturę a nie dla jakiegoś Madoffa...
Taki pomysł to utopia.
Problem skali występuje w przypadku OFE, ponieważ zgodnie z Rozporządzeniem Ministra Finansów mogą inwestować za granicą maksymalnie 5% swoich aktywów. Globalnie taki problem nie istnieje. Ja przecież nie wymyśliłem Funduszy Emerytalnych, one istnieją i inwestują, a roczne benchmarki mają na wyższym poziomie niż 3%. W długim horyzoncie czasowym, który spłaszcza cykliczne wahania koniunktury taka stopa zwrotu jest realna.
UsuńW ostatnim czasie już kilka razy widzieliśmy jak globalnie kasa wyparowywała, emerytalna również.
UsuńFundusze istnieją, owszem, benchmarki mają ustawione na jakiś procent ale spłaszczać to sobie możemy brzuch a nie cykliczne wahania koniunktury w odniesieniu do funduszy emerytalnych, tym bardziej takich, które są jedynym zabezpieczeniem, a to właśnie postulujesz.
Od dłuższego już czasu podnoszony jest problem momentu umorzenia inwestycji, może się zdarzyć w bardzo złym okresie i całe roczniki skazane będą na grzebanie w śmietnikach.
Po wydarzeniach z ostatnich kilku lat rozważania nad realnością siły nabywczej pieniądza w horyzoncie np. czterdziestoletnim to czysta abstrakcja, a zdolność systemu finansowego do przepompowywania kasy z kieszeni do kieszeni imponująca.
Tak będzie do czasu aż zerwiemy z systemem monetarnym polegającym na tworzeniu pieniędzy poprzez stukanie palcem w zero i enter.
Pomysł jest nierealny i niewykonalny.
Inwestować możemy sobie indywidualnie i prawdopodobnie te swoje 3% ponad uzyskamy ale to działa tylko wtedy, gdy nie robia tego wszyscy.
Wyjęcie takich pieniędzy z obecnego systemu spowoduje konieczność ich uzupełnienia przez budżet by realizować bieżące świadczenia - wspominałeś o opcji zerowej.
Trzeba będzie pożyczyć - wyemitować obligacje i je "sprzedać" na wolnym rynku.
Od kogo pożyczyć kolosalne 780 mld przez 10 lat na niski procent?
Eureka ! Oczywiście od "instytucji" które zbieraja składki od naszych przyszłych emerytów, a które nie będą w stanie wypracować czystego zysku z uwagi na problem skali właśnie.
Skutek z punktu widzenia systemu emerytalnego - nic się nie zmienia, prócz makabrycznego zadłużenia budżetu prowadzącego w prostej drodze do bankructwa i utraty realnej wartości aktywów (opłaty, inflacja).
Pieniądze wypływają również za granicę bo przecież nasz rynek jest zbyt płytki, tracimy nad nimi kontrolę i większość z nich poddane jest "rynkowej"" grze "instytucji finansowych" wyciskających złoto z powietrza robiących biznes przy pomocy komputerów z oprogramowaniem do bujania rynkiem.
Ja dziękuję!
Powyższy sytem to cud inżynierii fninsowej zwany OFE, którego największy obrońca i oredownik jeszcze śmie twierdzić, że taki system wspiera gospodarkę...
Inwestowanie w obligacje rządowe emitowane na pokrycie długu wykreowanego przez ubytek pieniędzy które są przeznaczane na zakup tych obligacji tworzy miejsca pracy...
Przykro mi ale jako społeczeństwo jesteśmy skazani na system repartycyjny, bo drzewa i rynki nie rosną do nieba.
Kilkudziesięcioletni horyzont inwestycyjny jak najbardziej uśrednia wahania związane z cyklem koniunktury. W modelu inwestowania z mojego przykładu nie ma żadnego momentu umorzenia jednostek więc nie może on być dobry, ani zły. Postuluję przede wszystkim wolność wyboru formy oszczędzania na emeryturę i twierdzę, że inwestowanie środków z rentownością 3% rocznie jest możliwe. Ale wolność wyboru oznacza również to, że jeżeli są jacyś fani systemów a’la ZUS, to niech sobie płacą składki państwu, które będzie je przejadać na bieżące potrzeby w zamian za słowo pani Fedak, Tuska, czy innego Pypcińskiego, że kiedyś wypłacą im emeryturę. Wolna wola.
UsuńW kwestii okresu przejściowego napisałem zupełnie co innego niż sugerujesz. Przede wszystkim wyraźnie zaznaczyłem, że to rozważania teoretyczne ponieważ bez głębokich reform finansów publicznych, między innymi uporządkowania sprawy rent i emerytów uprzywilejowanych, żadnych zmian nie da się przeprowadzić. Wskazałem też inne niż kredyt potencjalne źródła finansowania. Tyle, że bez istotnego ograniczenia wydatków państwa skończy się jak w przypadku dochodów z prywatyzacji, które zamiast zasilać FRD są marnowane w chorym systemie redystrybucji. Utopią jest przede wszystkim socjalizm.
Utopijny może być i socjalizm i dogmatyczny liberalizm.
UsuńWolność wyboru to w tym przypadku piękny slogan, a skończy się rzeszach głodujących którym i tak budżet będzie musiał pomóc czyli my - z podatków.
Pełzająca rewolucja wydymanych przez system finansowy w Stanach jest tego najlepszym dowodem, a to dopiero początek.
System finansowy zmienił się ale nie wszyscy to zauważyli, obecnie kryzysy będą znacznie częstsze bo wzloty i spadki indeksów to czysty pieniądz a spłaszczanie indeksów w długim horyzoncie to ciekawostka dla statystyków i nędza dla ufnych emerytów.
Powszechny system oparty na budżecie zasilanym bieżącym dopływem pieniądza ze składek i podatków "tu i teraz" to fundament, reszta to wolna wola i słuszna zapobiegliwość.
Państwo, które wie lepiej co zrobić z moimi pieniędzmi to lewicowy sposób rozumowania, z którym się nie zgadzam. Ale jeśli już szukać kompromisu pomiędzy swobodą wyboru, a cyt. „powszechnym systemem opartym na budżecie zasilanym bieżącym dopływem pieniądza ze składek i podatków ‘tu i teraz’”, to takim rozwiązaniem jest właśnie system kanadyjski.
UsuńCo za różnica - lewicowy, taki czy owaki.
UsuńProblem ma być rozwiązany systemowo, liczenie na zapobiegliwość 100% populacji to następna utopia, tym bardziej, że to właśnie "lewicowa wrażliwość" i presja społeczna nie pozwoli rzeszom nędzarzy w przyszłości powiedzieć "spadajcie na drzewo, nie oszczędzaliście lub źle inwestowaliście to sobie teraz radźcie"...
Nie żyjemy w świecie idealnym, rozejrzyj się.
Społeczeństwo jest prawicowe czy lewicowe?
Nie ważne, ale kazde społeczeństwo jest roszczeniowe i taka cecha-parametr powinien być fundamentem w emerytalnym równaniu.
To nie jest pogadanka z własnymi dziećmi na temat korzyści z oszczędzania, to żywioł.
Nie mam pojęcia skąd bierze się Twoje dobre samopoczucie, które zakłada, że inwestowanie w funduszach to utopia, a chory, zmierzający do bankructwa państwowy system ubezpieczeń, w którym nieustannie gmerają politycy, to gwarancja wypłat w przyszłości. Rozwiązanie, o którym piszę w notce nie opiera się na liczeniu na zapobiegliwość 100% populacji. Natomiast kompromisem jest system zbliżony do kanadyjskiego, na co już zwracałem uwagę.
UsuńMoje dobre samopoczucie bierze się z wrodzonego optymizmu.
UsuńNigdzie też nie napisałem, że inwestowanie w fundusze to utopia, to nadinterpretacja.
Ps.
UsuńSystem kanadyjski - popieram.
Pozdrawiam.
Nigdy nie liczyłam i nie liczę na żadną emeryturę czy inne cuda.
OdpowiedzUsuńAni w Polsce ani w Niemczech.
Smieszy mnie ta reklama Deutsche Banku mamiąca sloganem "żyj jak niemiecki emeryt".
Już takich emerytur nie będzie, w każdym razie nie dla klasy średniej.
Ale ja w ogóle mam bardzo ograniczone zaufanie do państwa.
Oszczędzam i inwestuję i dobrze na tym wychodzę, na żadne ZUSy nie liczę, choć z ciekawością naukową przyglądam się tym różnym eksperymentom... ale nie wierzę, że zapewnią powszechną szczęśliwość i dobrobyt...
Trudno mieć zaufanie do państwa, które zajmuje się głównie grabieniem swoich obywateli. W kwestii braku wiary w emeryturę z ZUS jest nas już przynajmniej troje: Ty, ja i Waldemar Pawlak:) Nie wiem, czy szczere wynurzenia naszego wicepremiera w tej sprawie dotarły na Twoją niemiecką prowincję;) Jakby co, tu masz link: http://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=Ps5GrpJnPzA
Usuńheh, nie dotarły wcześniej, ale teraz sobie obejrzałam :-) Dzięki...
UsuńDociekliwy 2
OdpowiedzUsuńSytuacja w nowym systemie emerytalnym jest na prawdę ciekawa:
1. Mężczyźni w ramach świadczeń emerytalnych odbiorą jedynie 30 % wpłaconych przez siebie składek a kobiety aż 200 %.
2. Wiek 67 lat osiąga jedynie 50 % mężczyzn i 75 % kobiet.
3. Za 20 lat kobiety będą stanowiły ponad 85 % populacji emerytów (obecnie 60 %),
4. Liczba emerytów SPADA a nie rośnie (od stycznia 2010) - więcej umiera niż przyznaje się nowych świadczeń.
5. NIGDY w przyszłości liczba emerytów mężczyzn nie będzie wyższa niż w grudniu 2009 roku !
Warto przeczytać artykuł: "REKORDOWO OBNIŻYMY WYDATKI NA EMERYTURY" (www.gazetaprawna.pl/tagi/emerytury,12).
Hmm… ciekawe informacje (poprawny link do artykułu: http://praca.gazetaprawna.pl/artykuly/537811,rekordowo_obnizymy_wydatki_na_emerytury.html). Ale mam problem z interpretacją tych danych. W długim terminie symulacja PKB to wróżenie z fusów, w dodatku wyliczenia były robione w oparciu o sytuację sprzed „usprawnień” pani minister Fedak. I nie wiem jak to się ma do prognoz demograficznych, na których opiera się rząd. Jak rozumiem wniosek może być taki, że mniejszym wydatkom na emerytury, będą towarzyszyć znacznie mniejsze wpływy składki. Czyli mniej emerytów i znacznie mniej pracujących.
UsuńPrzez tysiąclecia istniało coś takiego, jak inwestowanie we własne dzieci. Opiekowano się starymi rodzicami, dziadkami, bo każdy wiedział, że tak trzeba. Od najmłodszych lat każdy widział i wiedział, iż np. jego syn potraktuje go kiedyś identycznie, jak on swego ojca...
OdpowiedzUsuńBył to wymóg bardziej moralny, niż ekonomiczny. I komuś zaczął zwyczaj ów przeszkadzać.
Później zaczęto odkładać pieniądze, następnie urzędnicy i politycy gmerali w nich łapkami posmarowanymi klejem, w końcu zmusili wszystkich do "ozusowania" przychodów i część z nich po prostu sobie zabierają, a obiecują...
Nikt nigdy nie da ci tyle, ile premier Tusk ci obieca.
Niestety, wiek XX zniszczył relacje rodzinne, które dobrze służyły cywilizacji opartej na chrześcijańskim systemie wartości. Bezpowrotnie. Choć ten tradycyjny system też miał swoje wady. Nie wszyscy chcą i mogą mieć dzieci.
UsuńRodzina nigdy nie była żadną świętością. Rodzice często katowali dzieci. Dzieci często walczyły jak wściekłe psy o schedę po rodzicach. Ani państwo, ani rodzina nie były, nie są i nie będą nigdy gwarantem dobrej starości. Co zresztą jest w przypadku wielu ludzi jak najbardziej sprawiedliwe, gdyż ich życie nie jest godne takiego zakończenia. I tym złośliwym akcentem, wraz ze szczerymi pozdrowieniami dla Autora, kończę...
UsuńKira
Nie było tu mowy o świętościach tylko o tradycyjnym modelu wielopokoleniowej rodziny opartym na wzajemnym szacunku, w którym zapewnienie opieki dziadkom jest oczywistą oczywistością. Ty natomiast piszesz o patologiach. Mnie taki model odpowiada, co nie oznacza, że do tego powinien sprowadzać się system emerytalny. Jaki mam pogląd w tej sprawie, jasno wynika z tekstu wpisu.
UsuńBez złośliwych akcentów, przesyłam równie szczere pozdrowienia;)
W pełni się z Panem zgadzam, Panie Hipokrytesie. Podobne mam przemyślenia w względzie problematyki emerytalnej. Zastanawia mnie, dlaczego nie proponuje się reformę w której każdy obywatel bierze na siebie obowiązek gromadzenia pieniędzy na starość. Przecież można ustalić, iż od dnia takiego i takiego, osoby wchodzące w sferę produkcyjną ubezpieczają się indywidualnie poprzez gromadzenie oszczędności na własne ubezpieczenie.Można mi zarzucać, że młody człowiek nie będzie oszczędzał bo nie w głowie mu emerytura. Oczywiście, wiem o tym, ale uważam iż dorosły człowiek musi sam brać odpowiedzialność za siebie i nikt za niego nie będzie żyć i odpowiadać bowiem każdy jest wolnym posiadającym wolną wolę.
OdpowiedzUsuńAndrzej BJ
O! Strasznie dawno Pana nie było. Witam po długiej przerwie:)
UsuńAd rem. Nie jest tak z wielu przyczyn. Obiektywna, to właśnie brak opcji zerowej. Jeżeli wszyscy zamiast płacić podatek zwany składką do ZUS, zaczną oszczędzać na własną emeryturę, nie będzie jak sfinansować dzisiejszych emerytur i świadczeń tych wszystkich pracujących, którzy już na emeryturę nie zdążą zaoszczędzić, a także rozmaitych patologii emerytalno-rentowych, których obowiązujący system naprodukował bez liku. Reszta to przyczyny polityczne, które są efektem socjalnej mentalności społeczeństwa i słabości demokracji parlamentarnej, w której nie sposób podejmować decyzji niepopularnych społecznie.
Nie było mnie dość długo, bo miałem okazję pomieszkać przez kawałek czasu na drugiej półkuli :). Co do meritum... tak to prawda, że w takiej sytuacji nowi pracownicy nie uczestniczyliby w łożeniu na wspólny system. Jednak od czegoś trzeba zacząć i rząd ( czy też wszelkie elity polityczne) winny się wziąć w kupę i wymyślić taki system przejściowy, umożliwiający dopłacanie z budżetu państwa do emerytur tzw "starego systemu". Nie jestem specjalistą w ekonomii ani w finansach państwa, ale na chłopski rozum, wydaje mi się, że zdecydowane odchudzenie struktur urzędowych państwa, sprzedaż np PKP prywatnemu inwestorowi, dywidendy otrzymywane przez państwo ze spółek skarbu państwa, powinny uzupełniać deficyt obecnego systemu, nie mówiąc o likwidacji OFE, które na obecna chwile wygenerowało stratę rzędu 200 mld zł.
OdpowiedzUsuńAndrzej BJ
W notce wymieniłem potencjalne źródła finansowania okresu przejściowego, ale podkreślam, że bez kompleksowej rezerwy systemu, utopi się w nim każde środki. Do tego można dodać masę zbędnych nieruchomości będących w posiadaniu PKP, o którym Pan wspomniał. To niewiarygodne, ale np. w Warszawie, w rejonie Dworca Zachodniego są całe wielkie połacie miasta zupełnie nie znane warszawiakom, na których znajdują się jakieś zapuszczone budy i nie używane bocznice kolejowe. To wymarzony teren dla deweloperów, oddalony o niecałe 5 km od Pałacu Kultury. Ale kluczowa sprawa to łupki. Pytanie czy coś z tego będzie.
UsuńOFE można byłoby poprawić. Usunąć restrykcyjne ograniczenia inwestycyjne i zmienić system zarządzania. Co do zasady należy liczyć się z tym, że w kryzysie fundusze mogą tracić zamiast zarabiać. To zależy przede wszystkim od struktury aktywów (od proporcji między bezpiecznymi instrumentami finansowymi o niskiej rentowności a agresywnymi formami inwestowania, o potencjalnie wysokiej stopie zwrotu). Efektywność funduszy emerytalnych należy mierzyć w kilkudziesięcioletnim horyzoncie czasowy.
Ale się nadyskutowaliście!!! A ja spokojnie pobieram zupełnie niezłą emeryturkę wg starego systemu i robię to bez krzty wyrzutów sumienia, że niby ktoś młodszy w pocie czoła na te moją emeryturę teraz haruje.
OdpowiedzUsuńUważam za szkodliwą demagogię twierdzenie, że to młodzi pracują na nas, starych. Przecież to JA zapracowałem na nią, płacąc przez czterdzieści kilka lat składki.
To niestety nie jest demagogia. Tak działa ten system. Państwo zabierało Twoje składki i przeznaczało je na jakieś tam swoje cele. Teraz zabiera moje składki, po to żeby między innymi Tobie zapłacić emeryturę. I karze mi wierzyć, że za ćwierć wieku znowu komuś zabierze, żeby emeryturę dać mnie. Tylko, że w międzyczasie, jak twierdzą demografowie, nie będzie już komu zabierać. Tak działa każda piramida finansowa. Pierwsi klienci otrzymują swoją kasę z nawiązką, dla następnych jest figa z makiem. Co oczywiście nie oznacza, że powinieneś mieć jakieś wyrzuty sumienia związane ze swoją emeryturą. Po prostu masz szczęście, że państwo wywiązuje się z umowy, którą z Tobą zawarło.
UsuńJa natomiast chciałbym, żeby moja emerytura nie zależała od umowy zawartej ze złodziejskim państwem, reprezentowanym przez polityków o lepkich rączkach. Chciałbym mieć emeryturę wypłacaną z moich pieniędzy, lokowanych zgodnie z moją wolą, a nie z haraczu zrabowanego moim dzieciom. Zwłaszcza,że płacących haracz będzie znaczniej mniej niż potrzeba.
Życzę ci tego.
UsuńNa marginesie - nie bardzo mnie obchodzi, co z moimi składkami zrobiło Nasze Ukochane Państwo. Oczywiście, wszyscy wiemy, że je w taki czy i nny sposób zmarnowało ("komuna, komuna"?).
Nie muszę powtarzać, że to właśnie zwalanie na barki społeczeństwa skutków tego działania jest ze strony rządzących hipokryzją (sic!). Dziamganie, że młodzi pracują na starych niesłusznie antagonizuje te dwie grupy społeczne. Starzy unoszą się honorem, mówiąc, że nikt na ich emeryturę nie pracuje, bo oni sami ją sobie wypracowali za własne pieniadze. Młodzi natomiast sa wściekli, że muszą tyrać nie tylko na siebie, ale i na tych pasożytniczych wapniaków i tak przeznaczonych na odstrzał.
Wszyscy czujemy swego rodzaju dyskomfort, a Państwo naszym kosztem czyści sobie sumienie.
Być może taki antagonizm istnieje, ale ja go nie zauważam. Nikt kogo znam, nie ma pretensji do pokolenia dzisiejszych emerytów, że z naszych składek wypłacane są ich(wasze) emerytury. Mamy pretensje do państwa. To nie jest kwestia komuny, bo teraz jest tak samo. Dopóki system działa jest ok., ale przecież państwo mówi nam dzisiaj prosto w oczy – składki musicie płacić, ale wcale nie wiadomo czy swoje emerytury będziecie mogli dostać, a nawet jak je otrzymacie będę głodowe, czytaj dostaniecie mniej niż wpłacacie. Wyobraź sobie, że idziesz do banku zrobić lokatę na 40 lat, a bankier Ci mówi, że nie będzie oprocentowana, nie możesz zerwać lokaty przed terminem, nie wiadomo ile pieniędzy będziesz miał na koncie po 40 latach i czy w ogóle będzie tam cokolwiek. Co wtedy robisz? Z uśmiechem na ustach, powierzasz swoje oszczędności tej instytucji:)
UsuńTragiczna sytuacja systemu emerytalnego jest coraz silniej widoczna, a każda kolejna reforma zamiast ją poprawiać, tak naprawdę tylko ją pogarsza. Liczenie obecnie na świadczenia z ZUS i OFE są delikatnie mówić mało racjonalne, a bez indywidualnego odkładania na swoją przyszłość po zakończeniu aktywności zawodowej ciężko będzie spokojnie żyć. Warto więc uświadomić sobie te kwestie i zacząć samemu oszczędzać. Można tu np. wykorzystać bardzo fajne narzędzie, które w przeciągu lat pracy pozwala zaoszczędzić naprawdę sporo - czyli IKE. Co więcej, nie ma tu konieczności ani wysokich ani regularnych wpłat, przez co jest forma dostępna dla przeciętnego Polaka, a w obecnej sytuacji warto zacząć samemu troszczyć się o swoją przyszłość.
OdpowiedzUsuńdobry wpis
OdpowiedzUsuńW omawianym przykładzie osoba odkłada na koncie w banku co miesiąc 488 zł, a przecież można te pieniądze inwestować i pomnażać zyski. Jest to bardziej ryzykowne, ale środki, które leżą na koncie bardzo szybko pożera inflacja.
OdpowiedzUsuń