Obawiam się, że zbyt wiele miejsca poświęcam kiepskiej kondycji polskiego dziennikarstwa, ale są sprawy, którym nie mogę się nadziwić. Minęły dwa dni od zakończenia brukselskiego szczytu, który zdaniem przedstawicieli partii rządzącej, zakończył się satysfakcjonującym kompromisem, a w narracji prorządowych mediów zdążył już nawet przekształcić się w umiarkowany sukces, a ja wciąż nie mogę doczekać się odpowiedzi na pytania, które mnie nurtują. Mediom i komentatorom, tak bardzo spodobała się metafora obiadowa premiera, że nie ma końca wymyślaniu nowych jej interpretacji i licytowaniu, kto siedzi przy stole, kto pod stołem, kto jest w menu i w charakterze jakiego dania występuje. Można odnieść wrażenie, że te około stołowe rozważania wyczerpują zainteresowanie ustaleniami szczytu. Ja jednak zamierzam upierdliwie drążyć kilka kwestii.
Jakie będą konsekwencje podpisania paktu fiskalnego?
Donald Tusk, przedstawiając ustalenia szczytu, na konferencji prasowej w Brukseli poinformował, że kraje spoza strefy euro nie będą zobligowane do przestrzegania zobowiązań wynikających z paktu, do czasu przyjęcie wspólnej waluty. Zapewnił również, że sprawa zasilenia finansowego MFW nie jest elementem paktu. Co w takim razie, wynika dla Polski z podpisania tego dokumentu? Pytanie tym bardziej zasadne, że politycy opozycji, powołując się na lekturę tekstu umowy, twierdzą, że premier mija się z prawdą. Utrzymują, że sankcje za nie przestrzeganie reguł fiskalnych mają nas jednak dotyczyć. Jeżeli więc są wątpliwości w tak kluczowej sprawie, premier tym bardziej powinien rzetelnie podsumować wszystkie konsekwencje przyjęcia paktu. Nie rozumiem natomiast, dlaczego takich oczekiwań nie formułują dziennikarze?
Dlaczego uznano, że aktywny udział Polski w spotkaniach strefy euro to zbyt wygórowane żądanie?
Jak oczywistą oczywistość potraktowano fakt, że jako kraj nie należący do strefy euro, nie możemy mieć prawa głosu na spotkaniach państw siedemnastki. Jednocześnie, w kółko przywołuje się zasadę „pacta sunt servanda” przypominając, że do strefy euro i tak wejść musimy, bo zobowiązaliśmy się do tego przystępując do UE i tylko termin pozostaje kwestią techniczną do ustalenia. No to jak w końcu jest? Jeżeli nasz udział w unii walutowej jest już zdeterminowany, to ustalenia, które tę strefę kształtują interesują nas tak samo jak kraje siedemnastki. Nie może być przecież tak, że mamy bezwzględnie wejść do struktury, która będzie wyglądać zupełnie inaczej niż wtedy kiedy podejmowaliśmy to zobowiązanie. To mniej więcej tak samo, jak umówienie warunków zakupu domu, który mamy nabyć w przyszłości. W momencie zawarcia umowy oglądamy pięknie zadbaną nieruchomość z czystą hipoteką, a po 10 latach właściciel próbuje nam wepchnąć zdewastowaną, zadłużoną po uszy ruinę. Dlaczego nikt tej sprzeczności nie widzi? Ale czego wymagać od dziennikarzy, którzy jak redaktor Morozowski, przyjęcie euro postrzegają jedynie w kategoriach osobistych korzyści wynikających z eliminacji niewygody związanej z wymianą pieniędzy podczas podróży na wakacje (w rozmowie z Ludwikiem Dornem we wtorkowym programie „Tak jest”). To jest kompromitujący poziom dziennikarstwa. Zarząd stacji, powinien chyba pomyśleć o szkoleniach dla swoich gwiazd.
Co z udziałem Polski w finansowaniu ratunkowym MFW?
Dowiedzieliśmy się od premiera, że wbrew wcześniejszym założeniom, pożyczka pomocowa dla MFW nie jest elementem paktu fiskalnego. Ok. Jakie w takim razie jest aktualne stanowisko rządu w kwestii udziału Polski w finansowaniu eurobankrutów? Jestem pewien, że owe 6 mld EUR z rezerw Narodowego Banku Polskiego, na niekorzystnych warunkach, i tak pożyczymy. Musimy być przecież solidarni wobec tych wszystkich państw, które solidarnością z nami wcale się nie przejmują. Zwłaszcza w kontekście negocjacji nowego budżetu wydatków UE, na lata 2014-20, i walki o owe mityczne 300 mld złotych z funduszy strukturalnych, które wydają się coraz mniej prawdopodobne. Wyraźnie już widać, że w interesie Niemiec i Francji będzie skierowanie jak największej ilości środków finansowych na ratowanie gospodarek, pogrążonych w kryzysie, państw strefy euro, kosztem krajów Europy Środkowo-Wschodniej. Tylko dlaczego, nie słyszę dziś tych niewygodnych pytań?
P.S. W kontrze do propagandy sukcesu obowiązującej w większości polskich mediów, zwracam uwagę na ciekawy artykuł, który prezentuje punkt widzenia francuskiej prasy, na ustalenia poniedziałkowego szczytu w Brukseli, tożsamy z moją własną oceną zawartą w notce "Klapa". Oto fragment tego tekstu:
„Polscy dyplomaci sugerują, że wywalczony przez naszą delegację zapis w unijnej umowie międzyrządowej sprawi, że trudniej będzie nas wypraszać z antykryzysowych narad przywódców eurolandu. Będą się one bowiem za każdym razem odbywać po szczytach całej UE. Po spotkaniu w Brukseli Nicolas Sarkozy zasugerował, że to bzdura i przedstawił inną interpretację przyjętego tekstu. Nie będzie potrzeby wypraszać z narad eurolandu przywódców spoza strefy, bo po prostu nie będą oni na nie wpuszczani. „
300 mld.EUR ?,a może ZŁ
OdpowiedzUsuńOczywiście! Już skorygowałem ten błąd. Uprzejmie dziękuję za czujność:)
UsuńMnie już nic nie zdziwi. Ale masz rację. Tyle szumu z tym paktem a dalej nie wiadomo co z niego wynika. Tusk ma tyle zmartwień wiec dziennikarze nie chcą mu robić przykrości niewygodnymi pytaniami. To przecież taki fajny facet.
UsuńMedia paraliżuje strach przed PiS-em i z tego powodu gotowe są przełknąć każdą rządową wpadkę. Ale do wyborów przecież prawie 4 lata, mądrzej byłoby dać szansę wykreowania się innym środowiskom politycznym, co mogłoby doprowadzić do rozbicia tego zakleszczonego, dwupartyjnego układu, który jest nieszczęściem Polski.
Usuń