Nie jestem kibicem piłkarskim. Kibicowanie kojarzy mi się z chamstwem i debilną agresją. Śmieszą mnie te plemienne walki w obronie barw klubowych, choć rozumiem, że to substytut wojennych potyczek w czasach pokoju. Denerwuje mnie też wieczna nobilitacja futbolu, w ramach której premierzy, prezydenci i rozmaite autorytety ze śmiertelną powagą rozprawiają o facetach ganiających po trawie za piłką, tak jakby nie było ważniejszych problemów. Ale od rządu oczekuję przede wszystkim skuteczności. Tymczasem od początku było wiadomo, że działania podjęte w maju br. w odpowiedzi na chuligańskie zajścia na stadionie w Bydgoszczy, po finałowym meczu o puchar Polski, skuteczne nie będą.
Przede wszystkim podobne kampanie powinny być zaplanowane, strategia przemyślana, zawarte sojusze. Tutaj działania podjęte zostały ad hoc, pod publiczkę, w konflikcie z całym środowiskiem piłkarskim. Nie wszyscy kibice to bandyci, a w tej sprawie do jednego wora wrzucono wszystkich. Spowodowało to radykalizację postawy normalnych sympatyków futbolu i dzisiaj w ich wypowiedziach można zauważyć poczucie wspólnoty z chuliganerią. Silniejszym spoiwem niż miłość do ukochanej drużyny okazał się wspólny wróg czyli rząd i chęć przeciwstawienia się jego fasadowym działaniom. Zamykanie stadionów, zamiast skutecznej walki z chuliganami przychodzącymi na stadiony to dowód słabości państwa w egzekwowaniu porządku za pomocą narzędzi prawnych, które przecież istnieją. W efekcie pod sztandarami agresywnych kiboli, najlepiej zorganizowanych grup w środowisku piłkarskim, zjednoczyli się wszyscy kibice. A przecież zasada: „Divide et impera” obowiązuje zawsze i wszędzie. Tusk najwyraźniej o tym zapomniał.
Donald Tusk działa w tej sprawie jak słoń w składzie porcelany. W dodatku sam zapędził się w kozi róg. Skoro kibole to bandyci, dlaczego teraz, w kampanii wyborczej z tymi bandytami się spotyka? A jeżeli nie wszyscy są bandytami, dlaczego państwo potraktowało ich jak bandytów? Po raz kolejny można było się przekonać, że demokracja we współczesnym wydaniu to ustrój promujący miernotę i pozory zamiast realnych działań. Skrócenie smyczy, jeżeli czynione jest mądrze i skutecznie dobrze by demokracji zrobiło. Niestety w tym wypadku tak nie jest. Owoce swojej nieudolności w tej sprawie premier zbiera dzisiaj.
Oliwy do ognia dolało jeszcze upolitycznienie problemu, co przecież łatwo było przewidzieć. Jarosław Kaczyński najchętniej hurtem zapisałby do PiS-u wszystkich tych szczerych patriotów ze stadionów. Obrzydliwa hipokryzja? Owszem.
Jestem przekonany, że rachunek zysków i strat walki rządu z kibicami jest ujemny. Wątpię czy wśród dzisiejszych wyborców PO jest wielu takich, którzy głosują na tę partię właśnie ze względu na twardy kurs wobec kiboli. Jest za to cała masa aktywnych, zorganizowanych, głośnych i widocznych grup kibiców, którzy na PO nie zagłosują na pewno. Ba, sądzę, że w znacznej mierze są to osoby, które na ogół nie biorą udziału w wyborach, ale tym razem wezmą i zagłosują na PiS.
W dzisiejszym kąciku najbardziej odjechanych spotów wyborczych znowu bryluje kandydat SLD.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz