No to Kaczyński robi konferencje prasowe wśród pełzających mu między nogami milusińskich, nie rozstając się z papryką jako symbolem wiarołomności Tuska. Napieralski grzmi o oszczędnościach przed gmachem Ministerstwa Finansów, w towarzystwie 250 milinów złotych w banknotach, pedałuje na rowerze albo szczerzy się do pluszowej ośmiornicy. Biedny Paweł Kowal, by zrobić show przytargał lodówkę z całą kupę produktów w środku i siatą kolejnych, Waldemar Pawlak szybuje na motolotni…. I jest tylko jeden problem. Wszystko to razem robi koszmarnie fałszywe wrażenie.
Ale jest jeden polityk, który w tej estetyce czuje się jak ryba w wodzie. Niestrudzony happener Janusz Palikot. Prekursor kultury obrazkowej na naszej scenie politycznej, człowiek, który już dawno zrozumiał, że w świecie ćwierć inteligentów w ten sposób należy uprawiać politykę. Z dobrym skutkiem czerpie pełnymi garściami z dorobku Pomarańczowej Alternatywy końca lat 80-tych. Politycy wszelkiej maści z obrzydzeniem komentowali jego świńskie ryje, sztuczne penisy, publiczne spożywanie małpek i całą masę podobnych występów. A teraz? Żadne porządne wystąpienie, żadna konferencja prasowa nie może obyć się bez podobnych gadżetów.
Ale nie ma tak łatwo. Palikot w swoich wygłupach jest wiarygodny, w przeciwieństwie do pozostałych. Bo luz albo się ma, albo nie i nie każdy pajacujący sztywniak może być cool. I pewnie w dużej mierze dlatego, sondażowe notowania Ruchu Poparcia Palikota wypełzły z niebytu i osiągają dziś aż 7%.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz