W najbliższym czasie czeka nas fundamentalna dyskusja na temat kształtu Europy i przyszłości Polski w Europie. Ewentualne pogłębienie integracji będzie wymagało zmian konstytucyjnych. Efektem silnie spolaryzowanej sceny politycznej jest dominująca narracja profederacyjna, oparta na założeniach przedstawionych przez ministra Sikorskiego w Berlinie, której wtórują mainstreamowe media; zderzona z emocjonalną reakcją PiS-u, niezdolnego do merytorycznej dyskusji na ten temat. W ten sposób tworzy się fałszywy przekaz, że alternatywa sprowadza się do wyboru między Platformą Obywatelska a Prawem i Sprawiedliwością. Zgodnie z tą wizją, PO to nowoczesna i zamożna sfederowana Europa, podczas gdy PiS reprezentuje XIX-wieczny zaścianek z obsraną krową przywiązaną postronkiem do chałupy pokrytej słomianą strzechą.
W tej głośnej awanturze, w jazgocie idiotycznych, nie mających końca, potyczek słownych na temat marszów, trybunałów i rezerwatów indiańskich, bardzo słabo przebija się głos innych środowisk konserwatywnych, które wcale nie mówią „nie” Europie. Bardzo mnie cieszy aktywność, jaką przejawia w tej sprawie PJN. Na 20 grudnia, Paweł Kowal zapowiedział seminarium z udziałem przedstawicieli środowisk prawicowych, podczas którego przedstawią one swoje stanowiska w sprawie przyszłości UE: "Chcemy pokazać, także europejskiej opinii publicznej, że w Polsce oprócz hiperfederacyjnej wizji ministra Sikorskiego są też inne poglądy na integrację europejską, nie gorsze, a być może bardziej realistyczne" - mówił szef PJN.
Paweł Kowal, w wystąpieniu wygłoszonym na forum Fundacji im. Kazimierza Pułaskiego w Warszawie, zaprezentował też swoją odpowiedź na projekt ministra Sikorskiego. Przede wszystkim, jest to najbardziej obszerne, merytoryczne, dotykające konkretnych rozwiązań stanowisko jakie zostało zaprezentowane opinii publicznej w sprawie przyszłości Unii Europejskiej i miejsca Polski w tej wspólnocie. Autor sięga w nim do czynników stanowiących genezę dzisiejszego kryzysu, polemizuje z tezami federacjonistów, a także przedstawia własny kierunek myślenia o integracji. Ten materiał ma znacznie bardziej analityczny charakter niż tezy Sikorskiego. Tym samym, twierdzenie, iż prawica nie przedstawia żadnego konstruktywnego stanowiska, z lubością powtarzana w mediach, nie odpowiada już rzeczywistości. Teraz tylko od mediów zależy, czy ten głos w dyskusji odbije się szerszym echem.
Opinie Pawła Kowala, w znacznym stopniu pokrywają się z moją własną oceną, którą przedstawiłem we wpisach „Kto był naprzeciwko?” i „Federacja albo śmierć?”, choć prezes PJN, jak na polityka przystało, jest znacznie bardziej koncyliacyjny. Z pietyzmem wyłuskuje tezy, które nie stanowią osi sporu i stara się być powściągliwy w kwestiach formalnych, odnoszących się do berlińskiego wystąpienia polskiego ministra spraw zagranicznych, które ja uważam za wielce niefortunne. Wnioski jednak mamy podobne. Z tego obszernego wykładu, chciałbym zacytować stanowisko dotyczące dwóch spraw, które budzą chyba największe kontrowersje. Kwestię unifikacji gospodarczej i kwestię samego modelu federacyjnego.
„Kwestia jednolitego zarządzania polityką gospodarczą i budżetową. Dotyczy to modelu gospodarczego, jaki przyjmie Unia. Wydaje się, że w tym punkcie spór z koncepcją Sikorskiego jest najbardziej zasadniczy. W praktyce mamy do czynienia z dyskusją o tym, na ile ważna jest konkurencja wewnątrz UE. Jasne jest, że słabość współczesnej Unii bierze się właśnie z uśpienia konkurencji wewnętrznej. Jej brak powoduje brak konkurencyjności na zewnątrz, w zestawieniu z Chinami czy USA. W interesie Polski nie leży ujednolicanie podatków. Nie możemy konkurować w infrastrukturze, nie możemy zaoferować śródziemnomorskiego wybrzeża jako miejsca powstania nowej fabryki, nie mamy ani Ikei ani Nokii. Naszą siłą pozostają niskie podatki i niskie koszty pracy.”
„Zdrowy rozsądek nakazuje wyjść poza modele i odnieść się do praktyki, do stanu integracji, w jakim się znajdujemy. Jest to miks metody wspólnotowej (poprzez wspólne instytucje) oraz miedzypaństwowej. W ramach pierwszej powinniśmy poddać krytyce próby poszerzania zakresu regulacji, szczególnie w zakresie gospodarki i nie zgadzać się na nowe; w odniesieniu do drugiej powinniśmy zabiegać o zachowywanie suwerenności tam, gdzie nie musi być ona oddawana lub preferować model warunkowego zrzekania się jej. Czy jest sens na pytanie odpowiadać „nigdy nie”? Nie ma ku temu powodu, mimo, że nie widać na horyzoncie realnych przesłanek za federacją. Nie ulega jednak kwestii, że dzisiaj trzeba powiedzieć federacji „nie”, a na pewno trzeba tak powiedzieć wyobrażonym Stanom Zjednoczonym Europy, bo to droga ku europejskiej utopii.”
Nie wiem, czy z pozycji poza parlamentarnej opozycji można skutecznie prowadzić słyszalny dyskurs polityczny. Nigdy dotąd się to nie udawało, ale dzisiaj jest internet, aktywna blogosfera, niezależne portale polityczne, więc być może są jakieś szanse. Paradoksalnie, okazją jest też intelektualna impotencja PiS-u, który nie potrafi niczego zaproponować, więc niejako walkowerem oddaje pozycję lidera w tej dyskusji. Debata na temat przyszłości Unii Europejskiej to doskonała okazja dla PJN, by zaistnieć w roli konserwatywnej opozycji, merytorycznego partnera w dyskusji, już nie żadnego PiS-u light, co stanowiło gwóźdź do wyborczej trumny, ale samoistnego bytu politycznego. Wielkim atutem jest doświadczenie Pawła Kowala w resorcie spraw zagranicznych, ale bardzo pożądane byłoby wsparcie jakiegoś ekonomicznego think-tanku. W kontekście tej debaty wyraźnie widać, jak bardzo PJN brakuje w Sejmie. Zwłaszcza, że między przesuwającą się na lewo Platformą (niech mi ktoś wytłumaczy różnicę między dzisiejszą PO a SLD anno domini 2001), a walczącym o miejsce przy ścianie podzielonym PiS-em, robi się coraz więcej miejsca.
Najbardziej trafne określenie z tekstu Kowala, to europejska utopia.
OdpowiedzUsuńFaktycznie utopią można nazwać próbę budowy wieży Babel z państw i narodów o kilku tysięcznej historii.
Świetny głos w dyskusji! Głos prawdziwego konserwatysty a nie farbowanego socjalisty Kaczyńskiego.
OdpowiedzUsuń@Anonimowi
OdpowiedzUsuńJak widać można coś rozsądnego powiedzieć o przyszłości Europy i nie musi to być wizja federacji. Tylko kogo to obchodzi? Dziennikarze, a za nimi blogosfera, wolą bez końca międlić o IV Rzeszy, marszach 13 grudnia i rezerwatach indiańskich.
Apeluję o podpisywanie swoich postów jakimś nickiem. To ułatwia dyskusję:)
Na na ten temat już wielokrotnie pisałem. Przypomnę jedynie, że jestem zwolennikiem integracji. W dniu 7.12.2011 roku w programie "fakty po faktach" , Kamil Durczok przeprowadził bardzo interesującą rozmowę z prof. Karolem Modzelewskim : http://www.tvn24.pl28377,1727146,1,1,fakty-po-faktach,fakty_wiadomosc.html
OdpowiedzUsuńW drugiej części rozmowy ( pierwsza dot. lewicy w Polsce) Modzelewski wyraźnie pokazuje powody dla których UE powinna się integrować a z którymi się w pełni identyfikuję.
Andrzej BJ
Ten link nie działa, ale nie spodziewam się by Modzelewski powiedział coś sprzecznego z pro federacyjną linią lansowaną przez TVN. Argumenty jakie padają na antenie tej stacji znam doskonale.
OdpowiedzUsuńJa również nie jestem miłośnikiem TVN, ale staram się śledzić listy zaproszonych gości do wszelkich rozmów i słuchać osób, które uważam za stonowane, z wielką wiedzą i poglądami, które się nie narzuca.
OdpowiedzUsuńSpróbuję mniej więcej przekazać istotne wypowiedzi prof. Karola Modzelewskiego. Otóż według niego istnieje wręcz potrzeba zacieśniania współpracy w UE nie rozpatrując ją w aspekcie USA, bo nie jest to adekwatny przykład, bowiem państwa europejskie są narodowe z własnymi tradycjami, z różnym językiem od kilku tysięcy lat. Profesor Modzelewski twierdzi, że głębsza integracja i owszem musi ograniczać suwerenność ale nie narodowa lecz co najwyżej państwową. Już jako Polska oddaliśmy wiele atrybutów suwerenności np. na rzecz NATO czy UE. Takie oddanie suwerenności militarnej powoduje np., że uczestnictwo w działaniach militarnych w Iraku czy w Afganistanie wcale nie musi służyć interesom Polski, jednak przystępując do tej organizacji wypełnialiśmy powinności traktatowe. Konieczność integrowania się jest funkcją globalizacji, której już nie da się cofnąć. Jeżeli agencja Moodi może powalić jednym pstykiem palców, państwo narodowe to znaczy, że suwereność państwowa nic nir jest warta bowiem nie jest takie państwo przeciwstawiać się prywatnemu, ponadnarodowemu koncenowi nawet nie finansowego, nie związanego z żadnym państwem, organizacją polityczną, społeczną czyli nie związanej z niczym. Takie biznesowe struktury mogą swobodnie kompletnie pogrążyć jak i wyciągnąć z recesji każde państwo w zależności od partykularnego swojego interesu. Globalizacja niszczy suwerenność państw narodowych. Jeszcze do lat 80-tych suwerenność narodowa decydowała o kształcie i polityce państwa narodowego, teraz już jest to bardzo problematyczne. W zasadzie wszystkie sprawy, które dotyczą obywateli, przestało zależeć od państw narodowych. I teraz załózmy, że wracamy do państwa narodowych, które się oszańcują i będą jedynie dbać o własne, narodowe sprawy, i nagle agencja ratingowa je oceni negatywnie, to może takie państwo wywrócić i pogrzebać. W takim razie co jest warte oszańcowanie się państwa narodowego – nic nie warte. Powrót do narodowych państwa powinno mieć za zadanie uniemożliwienie globalizacji albo znaczące je ograniczenie, a przed mechanizmami globalizacji nie ma szan żadne Państwo narodowe, działające w pojedynkę. Dlatego w UE należy wspólnie i solidarnie przekazywać wspólnocie swoją suwerenność w ważnych dziedzinach wzajemnego przetrwania. To wielka globalizacja, która już się nie da cofnąć jest największym wrogiem państw narodowych, poprzez niekontrolowane ataki wielkich ponadnarodowych instytucji ratingowych, mogące zachwiać USA a co dopiero małe państwa Europy. Wolny rynek na początku zawsze było regulowane przez prawo, a prawo stanowiło państwo. W tej chwili nie ma żadnego prawa miedzynarodowego, które mogłoby wziąć w ryzy globalna finansierę, która pozbyta takich lejców robi co się jej podoba. Tak więc jedynym sposobem na globalizację ekonomiczna muszą iść kroki w kierunku globalizacji politycznej.
Powyższe wypociny to jedynie mój przekaz, nie wiem na ile identyczny z wypowiedzią prof. K. Modzelewskiego, ale sens i klimat chyba zachowałem i zgadzam się z tym poglądem
Andrzej BJ
Panie Andrzeju, dziękuję za to streszczenie. Najważniejsza rzecz jaką tu widzę, to wciąż powtarzana nie prawdziwa teza o jakimś powrocie do państw narodowych. Nigdzie nie musimy wracać. Jesteśmy tu gdzie jesteśmy i atrybuty suwerenności, które zostały oddane określają ogólnie akceptowany kompromis. I na tym gruncie przecież nie ma problemu. Nie sprawdziła się natomiast unia walutowa, bo po pierwsze została wprowadzona w państwach o zbyt zróżnicowanym rozwoju gospodarczym, a po drugie zlekceważono kryteria konwergencji z Maastricht, które teraz z wielkim szumem Merkozy chcą wpisać do nowego traktatu. UE powinna opierać się na współpracy gospodarczej i na konkurencji wewnętrznej bo buduje to silną pozycję wobec reszty świata. Oddawanie większej władzy biurokratom nie sprzyja rozwojowi wolnego rynku, właśnie widać jak skutecznie trzymali w ryzach politykę finansową. Powtarzane wciąż jednym tchem twierdzenie, że upadek strefy euro to upadek Europy nie jest prawdą, choć oczywiście byłby to dramat gospodarczy, więc lepiej żeby coś jednak wymodzili w tej kwestii.
OdpowiedzUsuńPoza tym, państwa europejskie mają różne interesy. Interes wspólnotowy nie jest nadrzędny wobec interesów państwowych. Solidarność europejska jest mitem. Naprawdę nie widzi Pan nic niepokojącego w tym, że jakiś polityk w Brukseli miałby decydować o strategicznych decyzjach gospodarczych w Polsce? Nie zgadzam się też na dezawuowanie historii, twierdzenie, że doświadczenia historyczne nie mają zastosowania w dzisiejszym świecie. Historia opisuje motywy i cele prowadzenia polityki. To się nie zmienia. Zmieniają się środki realizacji tych celów. Dzisiaj, narzędziem znacznie skuteczniejszym niż czołgi jest dominacja gospodarcza. Naprawdę warto zajrzeć do tekstu Pawła Kowala, choć to dość obszerny materiał.