Nawiązując do wpisu, sprzed kilku dni, wypadałoby rzec „Święta, święta i po świętach”. A miało być tak pięknie. Wywiady miały być. I nawet były. Wywiady, konferencje prasowe, uśmiechy i uściski, pisałem wtedy, że wszystko to wygląda podejrzanie. Dzisiaj świat tak pędzi do przodu, że nawet zbawcy oferują tylko chwilowe zbawienie. Okazało się, że brylować na europejskich salonach, udając Greka, nie jest trudno, gorzej jak trza do chałupy wrócić i spojrzeć w oczy wkurzonym rodakom. Jak łatwo można było przewidzieć, redukcja połowy długów nie zrobiła na nich piorunującego wrażenia. Najwyraźniej nie mają ochoty na zaciskanie pasa, oszczędności i wyrzeczenia. To już raczej, dzierżąc w dłoniach kije bejsbolowe złożą wizytę w greckim parlamencie. Trochę strach, prawda panie Papandreu? Ale w końcu od czego jest demokracja, której kolebką była przecież antyczna Hellada? Trzeba więc wykorzystać najwyższy jej stopień, zadając społeczeństwu takie oto pytanie: Czy chcecie, kochani rodacy, redukcji połowy państwowych długów, w zamian za niższe pensje, obcięty socjal, zwolnienia z pracy etc? Ciekawe jaki będzie wynik takiego referendum?
Ja widzę z grubsza dwa warianty. Przede wszystkim czuję, że żadnego referendum wcale nie będzie. Władze unijne, całkiem nieźle opanowały sztukę wywierania presji na państwa członkowskie. Irlandczycy nie chcą ratyfikacji traktatu lizbońskiego? Nie szkodzi, niech głosują dotąd, aż zechcą. Parlament słowacki nie wyraził zgody na zwiększenie pomocy dla Grecji? Trudno, będzie głosował raz jeszcze, by jego decyzja mogła w końcu usatysfakcjonować spółę Sarkozi-Merkel. Wywieranie presji się rozpoczęło. Dymisje w greckim rządzie już latają w powietrzu. Zobaczymy jaki będzie tego efekt.
Ale byłoby lepiej, gdyby presja nie odniosła pożądanych skutków i mógł zrealizować się drugi wariant. Po co nam wszystkim Grecja w strefie euro? A pozbyć się jej jak najprędzej. Powód jest teraz doskonały. Grecja jest bankrutem. I tak niczego nie będzie spłacać, za to UE pompuje tam wciąż nowe środki finansowe. Przypomnę, że od maja 2010, z pierwszej puli pomocowej dla Grecji w łącznej wysokości 110 mld EUR, w ramach pięciu dotychczasowych transz, wyasygnowano już 65 mld EUR, które natychmiast zostały przeżarte przez greckiego smoka. W kolejce czeka kolejne 8 mld EUR. Jaki to ma sens? Wyjście Grecji z unii walutowej, może tylko pomóc strefie euro. Przede wszystkim przeniesie główny ciężar problemu z Europy na Greków, w dodatku na ich własne życzenie. Ale i dla Grecji, długofalowo, może się to okazać zbawienne. Umożliwi dewaluację przywróconej drachmy, co pozwoli poprawić konkurencyjność greckiej gospodarki i greckiego eksportu, dając realną szansę wyjścia z kryzysu.
Oczywiście przy tej okazji pojawia się cała masa problemów. Między innymi kwestia denominacji greckiego długu, ale skoro greckie obligacje to i tak makulatura, ten problem nie wydaje się kluczowy. Największym problemem jest sam aspekt prawny takiego przedsięwzięcia. Tak zbiurokratyzowany moloch jakim jest Unia Europejska, który do niedawna regulował nawet dopuszczalną krzywiznę banana, nie przewidział procedury wyjścia ze strefy euro. Unijnym urzędnikom wydawało się wprost niemożliwe, by ktoś mógł zapragnąć opuścić ten ekskluzywny klub dżentelmenów. Tak to już jest. Komuniści też nie przewidzieli procedury dobrowolnego wyjścia z raju, jaki stworzyli dla robotników i chłopów.
Papendreu myśli że jest mądry że kosztem Merkel i Sarkozyego będzie robił sobie przyszłą kampanię wyborczą.
OdpowiedzUsuńAle się zawiedzie przyjdzie mu z ziomalami owce dymać i baranom jaja huśtać po za Unią.
Już mu postawili ultimatum strefa euro albo fora ze dwora z Unii
Póki co wygląda na to, że presja była skuteczna. Czyli znowu, jedną ręką obcinamy zobowiązania, a drugą dalej pompujemy dług. To tylko rolowanie problemu. Nie wierzę w skuteczność tych działań.
OdpowiedzUsuńTak czy inaczej, wyszło szydło z worka. UE, to wcale nie taki genialny projekt, jak to do dzisiaj wtłukują nam do głów.
Sprawa grecka, a być może w przyszłości włoska, hiszpańska czy nawet irlandzka jednoznacznie wskazuje, że taka organizacja UE jest zwyczajnie wadliwa. Skoro zafunkcjonował pomysł robienia czegoś więcej z Wspólnoty Węgla i Stali, to rzeczą jasną było iż taki organizm musiałby zawierać cechy państwa federalnego, w którym istniałby realny rząd kontrolujący sprawy finansów federacji. Być może po Grecji wreszcie coś takiego powstanie, bo jeśli nie, to żegnaj UE.
OdpowiedzUsuńAndrzej BJ
Zgoda. Na coś trzeba się zdecydować albo idea federacyjna UE, albo Europa Ojczyzn. Teraz jest jakieś ni to ni sio. Ja akurat opowiadam się za tą drugą koncepcją. Związek Socjalistycznych Republik Europejskich, do którego zmierzamy, zupełnie mi nie leży.
OdpowiedzUsuńNie jestem za Europę Ojczyzn, bo taka formuła praktycznie już teraz istnieje i nie zdaje egzaminu, bowiem interes indywidualny jest znacznie silniejszy niż dobro wspólne. Ponadto koncepcja permanentnego debatowania w sprawach najbardziej pilnych wleką się na tyle długo, że nie można prowadzić polityki wspólnoty w sposób pragmatyczny. Osobiście widziałbym formułę konfederacji.
OdpowiedzUsuńAndrzej BJ
A czym się różni Europa Ojczyzn od koncepcji konfederacyjnej?
OdpowiedzUsuńJeśli poprzez Europę Ojczyzn rozumiesz konfederację to niczym.
OdpowiedzUsuńAndrzej BJ
Te są w zasadzie te same koncepcje. Oczywiście w detalach można byłoby znaleźć jakieś różnice.
OdpowiedzUsuń