piątek, 28 października 2011

Święty Mikołaj w październiku



Europejscy przywódcy padają sobie w ramiona, ściskają dłonie, poklepują po plecach, rozsyłają uśmiechy, wygłaszają triumfalne przemówienia. Zielenią się giełdy, pełna erekcja na rynkach finansowych. To oczywiście reakcje na ustalenia zakończonego szczytu Unii Europejskiej, który zgodził się na redukcję greckich długów o połowę. Ten hurraoptymizm wydaje mi się mocno podejrzany, więc sobie trochę pomarudzę.

Kiedy ja będę bankrutował (tfu, tfu, tfu, oby się to nigdy nie stało), państwo zedrze ze mnie swoje podatki do ostatka, a banki z cynicznym uśmieszkiem wyrzucą mnie z domu. Nikt mi niczego nie podaruje. Kiedy dwa lata temu, polskim rynkiem finansowym, wstrząsnął problem opcji finansowych, będących w posiadaniu wielu polskich przedsiębiorstw (często z motywów czysto spekulacyjnych), też odbywała się wielka dyskusja na temat koniecznej restrukturyzacji tego zadłużenia. Co prawda, pojawiały się chore, bolszewickie pomysły unieważnienia opcji walutowych (PSL), ale nikt rozsądny nie traktował poważnie tych projektów. Koniec końców, z problem i tak musiały poradzić sobie banki. Przeważnie wydłużając okres spłaty zobowiązań, a także konwertując część zadłużenia na akcje firm, przez co stały się ich znaczącym akcjonariuszem. Banki, bardzo niechętnie godziły się nawet na częściową redukcję odsetek, nie mówiąc już o kapitale. Państwo, mimo dużego szumu, w niewielkim stopniu wsparło ten proces, w niektórych przypadkach udzielając gwarancji spłaty zadłużenia. Tak czy inaczej, dłużnik nie dostawał prezentów.

Co to ma wspólnego z Grecją? Zadłużenie Grecji to efekt nadmiernej konsumpcji na kredyt i rozbuchanego systemu świadczeń socjalnych, które mają się nijak do sprawności greckiej gospodarki. Jest więc efektem nieodpowiedzialnej polityki prowadzonej przez greckie rządy. Mamy tu dłużnika, dług którego nie jest w stanie spłacić i wierzycieli. Wszystko niby podobnie, tylko recepta na wyleczenie, odtrąbiona na szczycie UE, trochę jakby inna.

Spójrzmy na to chłodnym okiem, zostawiając z boku triumfalizm polityków. Rozumiem, że Europejski Fundusz Stabilizacji Finansowej (EFSF) zostanie zwiększony przez państwa strefy Euro, do około 1 biliona EUR. Dzięki temu, fundusz będzie mógł dokapitalizować najbardziej zagrożone banki, obejmując wyemitowane przez nie akcje. OK., trzyma się to kupy, bo nie rozdajemy tylko wspieramy, oczywiście przy założeniu, że będzie to miało ręce i nogi, również w szczegółach (co do czego można mieć spore wątpliwości). Ale dlaczego, w zamian za redukcję greckich długów o 100 mld EURO, EFSF czy jakiś inny specjalny europejski fundusz nie przejmie przynajmniej części aktywów należących do greckiego państwa (udziały w firmach, portach, lotniskach etc)? Wartość tych aktywów szacowana jest nawet na 300 mld EUR. Te aktywa, w przyszłości zostałyby sprzedane, rekompensując poniesione straty. Wtedy wszystko, odbyłoby się dokładnie na takiej samej zasadzie, jak licytacja nieruchomości, należącej do dłużnika banku. Ale greckie klejnoty pozostaną w greckich rękach, a greckie długi zapłacimy wszyscy.

Tak hojny prezent demoralizuje. Żadne zaklinanie, że są to szczególne, jednorazowe działania nic tu nie pomoże. Czy jeśli w podobnej sytuacji, jak Grecja, znajdą się inne państwa strefy Euro (a są następni kandydaci), zostaną odprawione z kwitkiem? Nie sądzę. Dlaczego społeczeństwa tych państw mają godzić się na drastyczne cięcia socjalne, skoro innym darowywane są długi? A pewnie i tak, dalej będziemy oglądać oburzonych Greków, demonstrujących przeciw polityce zaciskania pasa. Taka solidarność, prędzej czy później doprowadzi do katastrofy finansów państw UE. No tak, ale w demokracji myśli się przede wszystkim w perspektywie najbliższych wyborów.

12 komentarzy:

  1. Bardzo dobry artykuł, z treścią którego w pełni się identyfikuję. Dodam od siebie, że jakbym tonął w długach to przede wszystkich sprzedawałbym wszystko aby oddać dług i n ie zostać wywalony na bruk. Grecja ma takie przedmioty - wyspy. Nie widzę powodów aby je nie sprzedawać, skoro się żyło ponad stan, długi trzeba spłacać i nie widzę powodów, dla których obywatele innych państwa maja brać finansowy ciężar ich spłat.

    Andrzej BJ

    OdpowiedzUsuń
  2. To oczywiście był dług, którego Grecja nie miała szans spłacić. Jest szereg wątpliwości, czy da radę kiedyś spłacić tę drugą połowę. Redukcja więc była konieczna, tylko dlaczego bez windykacji dłużnika?

    OdpowiedzUsuń
  3. Zgadzam się z autorem.
    Szkoda tylko, że to kolejny anonimowy blog.
    Odwaga Polaków poraża!

    OdpowiedzUsuń
  4. @Stanisław

    Szanowny Panie, bardzo się cieszę, że wpis się Panu podoba. Nie rozumiem natomiast uwagi o odwadze. Co ma piernik do wiatraka? Nie głoszę tu poglądów wymagających odwagi by je głosić. Po prostu nie każdy ma ochotę mieszać swoje realne życie z wirtualnym.

    Ale, ale… Pan, swojego komentarza też nie podpisał imieniem i nazwiskiem. Zabrakło odwagi?

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Znam te wszystkie fajne wyjaśnienia.
    Jako komentator podpisuję się tylko imieniem.
    Ale na swoim blogu mam imię i nazwisko:)
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  6. Panie Hipokrytesie, Pan pisze, i ciągle to słyszę w mediach, że kryzys w Grecji to spowodowany jest nadmierną konsumpcja mieszkańców tego państwa. Mam, co do tego, pewne obiekcje i to wydają się uzasadnione. Cały ten kryzys rozpoczął się w 2002 roku, kiedy to Grecja przystąpiła do strefy euro. Na dzień dobry straciła około 30% dochodu ze względu na przelicznik euro do swojej waluty. Już nie była tak konkurencyjnym państwem w stosunku do innych państw europejskich. Większość dochodu narodowego Grecji to dochody z usług turystycznych i turystyka zapewniała Grecji duże dochody. To ponad 50% dochodu narodowego. Grecja była konkurencyjna cenowo w odniesieniu do innych państw, takich chociażby, jak Włochy, jeżeli weźmiemy koszty zakwaterowania turystów, a zabytki również posiada na skalę światową. Po wejściu do strefy euro musiała podporządkować się warunkom panującym w tej strefie i obniżka cen usług turystycznych równałaby się z dumpingiem cenowym, co w Unii jest niedopuszczalne. Dopiero do tych uwarunkowań można dorzucić duże socjalne świadczenia i związane z tym sztywne wydatki państwa.

    Jest jeszcze drugi aspekt tego kryzysu, a nim jest zbrojenie się Grecji. Jej odwieczny wróg, Turcja, powoli zaczęła plasować się na potęgę militarną Bliskiego Wschodu. Podobnie jak Grecja, Turcja jest w NATO, ale pojawiające się w tym państwie ruchy skrajnego islamu mogłyby w końcu doprowadzić do odejścia z NATO a wtedy Cypr mógłby być zagrożony, a Grecja wciągnięta w konflikt militarny. I tutaj nasuwa się pytanie, czy właśnie te dodatkowe wydatkowanie pieniędzy, które dawały zyski bankom i przemysłowi zbrojeniowemu Niemiec i Francji nie przysporzyły najwięcej kłopotów Grecji?

    Pozdrawiam

    Wyborca

    OdpowiedzUsuń
  7. @Wyborca

    Bardzo ciekawy komentarz. Wydatki zbrojeniowe, z całą pewnością dodatkowo pogrążyły Grecję. No ale jak się ma ciągle „mur berliński” na Cyprze, to takie wydatki są najwyższą racją stanu. Co do kosztów wejścia do strefy Euro, nie mam wiedzy, ale bardzo możliwe, że ma Pan rację. Źródeł kryzysu jest z pewnością wiele.

    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  8. Rzeczywiście, dlaczego mamy płacić za Grecję?
    Nie zapominajmy jednak, że my, Polacy, mamy już za sobą bankructwo. Przecie po roku 1989 Polska zbankrutowała!!! Też umorzono nam część długów i nie ma znaczenia, kto nas w je wpędził - liczą się fakty.

    OdpowiedzUsuń
  9. Myślę że zadziałała tu, i słusznie, zasada solidarności, biblijne 'jedni drugich ciężary noście'. Prawidłowy kierunek, bowiem europejska cywilizacja wyrosła głównie z greckiej i chrześcijańskiej myśli. Poza tym pragmatyzm: efekt domina zmiutłby w pył kolejno po Grecji: Włochy, ESP, POR, Francje i pewnie całą Łunię.

    mikitwist.blox.pl

    OdpowiedzUsuń
  10. @Wojtek

    Dla mnie nie jest to takie oczywiste.

    1.Przed 1989 rokiem nie byliśmy krajem suwerennym. Byliśmy częścią bloku państwa komunistycznych, co przypominam stało się w efekcie przehandlowania nas przez sojuszników Stalinowi w Teheranie. W konsekwencji, będąc krajem najbardziej zrujnowanym ekonomicznie w wyniku wojny, nie mogliśmy uczestniczyć w programie odbudowy gospodarek krajów europejskich w ramach planu Marshalla. Nie wspominam już nawet o innych konsekwencjach funkcjonowania w radzieckiej strefie wpływów. Patrząc na to w kategoriach moralnych, to USA i Europa miały wobec nas olbrzymi dług, którego pozbyli się bardzo tanim kosztem umarzając Polsce część zadłużenia. Zresztą śmiesznie grosze, w porównaniu z greckim długiem (Grecji umorzono waśnie 100 mld EUR, za cały polski dług w 1989 roku wynosił 40 mld USD). Tak czy inaczej trudno stawiać znak równości między genezą polskiego zadłużenia u progu demokracji z dzisiejszym greckim długiem.

    2.Można by się zastanawiać nad bardzo nie konsekwentnym podejściem do sprawy uznawania długów poprzednich reżimów. Żeby daleko nie szukać. Polska przed 1939 roku była krajem w pełni suwerennym, PRL oczywiście nie przejęło zobowiązań II RP, ale to akurat nic dziwnego. Dużo ciekawsze jest to, że III RP po 1990 też nie uznaje tamtych zobowiązań. Posiadacz obligacji państwowych z lat 30-tych, może co najwyżej, oprawić je sobie w ramkę i powiesić na scenie.

    OdpowiedzUsuń
  11. @Mikitwist

    To bardzo idealistyczne podejście. Obawiam się, że biblijne zasady solidarności kiepsko się sprawdzają w dzisiejszym świecie ekonomii i finansów. Nie wiem jak w czasach biblijnych, ale w nowo testamentowych też nie sprawdzały się najlepiej. Przypomnę: „Piłat powiedział: ‘Którego zatem chcecie, abym wam uwolnił, Barabasza – mordercę – czy Jezusa z Galilei?’. Kiedy Piłat to powiedział, wyżsi kapłani i członkowie Sanhedrynu zaczęli krzyczeć, najgłośniej jak potrafili: ‘Barabasza, Barabasza!’”. ;)

    OdpowiedzUsuń
  12. "Jedni drugich brzemiona noście"

    Mogę pomóc sąsiadowi w potrzebie, nawet, gdy sam sobie winien, ale - właśnie: mogę. Nie mogę natomiast nakazać Panu Hipokrytesowi lub Mikitwistowi, by to któryś z nich pomógł. Sens biblijnej pomocy tkwi w dobrowolności. Dlatego właśnie Czerwony Krzyż i Czerwony Półksiężyc czy na krajowej niwie choćby Caritas pomagają naprawdę potrzebującym, zaś państwowa "pomoc społeczna" lwią część otrzymanych środków przeżera. Może, bo jest zasilana z budżetu, czyli z podatków, więc przymusowo. Po co miałaby się starać?

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń