wtorek, 4 października 2011

PiS nie będzie rządzić



Ośrodki badania opinii publicznej, niemal codziennie fundują nam nowe sondaże preferencji wyborczych. W jedynych wygrywa PO, w innych PiS, ale różnice są minimalne. W zasadzie wiadomo już teraz, które partie przekroczą próg 5%. Ze wszystkich stron grzmią rozmaite głosy rozsądku, które straszą nas Polską, w której możemy obudzić się 10 października albo upiornymi wizjami możliwych koalicji powyborczych.

O co ten cały hałas? Moim zdaniem, karty są już rozdane. I wcale nie jest takie istotne, który z dwóch pretendentów do władzy pierwszy dobiegnie do mety. Niezależnie od ostatecznego werdyktu wyborców, już dzisiaj z olbrzymim prawdopodobieństwem, można powiedzieć, że PiS nie będzie rządzić. Przeanalizujmy na spokojnie wariant, w którym to lider dzisiejszej opozycji będzie triumfował w najbliższą niedzielę.

Wygrana PiS jest możliwa, ale przewaga, którą uzyska nad PO będzie niewielka. Co się wtedy stanie? Obrażony premier Tusk, pogratuluje konkurentowi i powtórzy swoje oświadczenie sprzed kilku dni, że to zwycięska partia powinna stworzyć nowy rząd. I będzie mógł się cynicznie przyglądać obrzędom, związanym z budową większości przez PiS. Te wysiłki z góry skazane są na porażkę. Bo niby z kim miałby rządzić PiS? Ruch Poparcia Palikota od razu możemy wykluczyć. Moim zdaniem SLD również. Po kiepskim wyniku wyborczym Napieralski, który chciałby być wice premierem za wszelką cenę, będzie miał zbyt słabą pozycję w partii, by przeforsować udział SLD w tak egzotycznej koalicji. Jest też bardzo prawdopodobne, że w ogóle przestanie być szefem, o czym pisałem kilka dni temu (Napierniczak). Pozostaje PSL. Sądzę, że ludowcy, nazywani partią obrotową (taki eufemizm dla politycznej prostytucji), nie będą mieli ochoty zawierać politycznych aliansów ze zwycięskim PiS. Zadziała instynkt samozachowawczy. Zbyt świeże jest wspomnienie ceny, jaką zapłacili politycy Samoobrony i LPR za koalicję z partią Jarosława Kaczyńskiego. Tym bardziej, że Waldemar Pawlak nie ma się czym martwić. PSL jest przecież partią preferowaną do roli koalicjanta przez Platformę, która po fiasku PiS-owskich usiłowań podejmie misję tworzenia rządu. Stołki w około rządowych instytucjach, które są dla PSL-u solą działalności politycznej, nie będą więc zagrożone. Spokojnie można udać się za stodołę popykać trochę w tenisa.

Dlatego też, główną konsekwencją wyborczego zwycięstwa PiS, będzie polityczny galimatias związany z próbą budowy większości parlamentarnej dla poparcia rządu Jarosława Kaczyńskiego. PO będzie spokojnie przyglądać się nieudanym zabiegom przeciwników wiedząc, że władza i tak pozostanie w jej rękach.

To wręcz wymarzona sytuacja dla Donalda Tuska. Im dłużej potrwa szopka z tworzeniem rządu przez PiS, tym częściej będzie słychać apele autorytetów, by się zlitował i wziął losy kraju w swoje ręce. A on będzie się wahał, zastanawiał, rozważał, wreszcie, strojąc się w piórka męża stanu, skorzysta z niezapomnianej frazy klasyka i oświadczy ludowi „Nie chcem, ale muszem”. Dla dobra Polski, łaskawie zgodzi się dźwigać nadal brzemię rządzenia. I to on będzie wtedy stawiał koalicjantom warunki, na których zgodzi się podjąć to wyzwanie. Nie ma tu większego znaczenia kto znajdzie się w tej koalicji. Luksus PO polega na tym, że może związać się z każdym oprócz PiS. SLD, PSL, Ruch Palikota, do wyboru, do koloru. Kto to będzie, zadecyduje ostateczny układ sił w Sejmie. Paradoksalnie, niewielka porażka Platformy może oznaczać znacznie większy komfort rządzenia dla nowego rządu Tuska niż niewielkie zwycięstwo. „Miałeś chamie złoty róg … ostał ci się ino sznur” – z tym, cytatem brzmiącym w uszach, będzie zasypiał i budził się Jarosław Kaczyński.

Tak naprawdę, najwięcej do ugrania w tych wyborach ma jeszcze PJN. Walczy o przekroczenie progu 3% głosów, czyli dofinansowanie z budżetu państwa, które stanowi o być albo nie być tej partii na politycznej scenie. Bo Nowa Prawica Janusza Korwin-Mikkego, skrzywdzona prze Państwową Komisję Wyborczą, już takiej szansy raczej nie ma (Nie ważne wybory).

W tych rozważaniach jest tylko jedno „ale”. Czy aby na pewno, Platforma będzie chciała rządzić w tych trudnych czasach, które nadchodzą?


Wobec wyczerpania puli interesujących propozycji, zamykam kącik odjechanych spotów wyborczych. Okazuje się, że najbardziej odjechało SLD. Za to PiS i PSL nie odjechały wcale. No oczywiście poza klipami emitowanymi w telewizji, ale publikowanie ich w tym miejscu nie miałoby sensu.

2 komentarze:

  1. Po koalicji PiS z Samoobroną nic mnie już nie zdziwi. Nawet sojusz Kaczki z Palikotem.

    Igrek

    OdpowiedzUsuń
  2. @Igrek
    Prawda. Ale ja nie wierzę w taki scenariusz. Moim zdaniem w przypadku zwycięstwa PiS-u, najbardziej prawdopodobny jest ten, o którym napisałem. Zresztą chyba i tak czysto teoretyczny bo stawiam jednak na wygraną PO. Ups, zdaje się, że złamałem ciszę wyborczą:)

    OdpowiedzUsuń