sobota, 29 grudnia 2012

Umarł król, niech żyje król!




Dopóki Andrzej Mleczko komentował rzeczywistość przy pomocy swoich rysunków satyrycznych, miałem dla niego naprawdę wiele szacunku. Podobnego zdania był zapewne Marcin Meller, czyniąc go stałym niemal gościem swojego programu „Drugie śniadanie mistrzów”, w którym rozmaici artyści, aktorzy i ludzie mediów udowadniają, że nieczęsto walory intelektualne idą w parze z innymi talentami. Tym samym, wyrządził panu Andrzejowi wielką krzywdę gdyż stał się on żywą ilustracją wyżej sformułowanej tezy. Niestety pan Andrzej Mleczko najwyraźniej nie ma o tym pojęcia, więc zamiast zabawnych i celnych żartów rysunkowych uszczęśliwia nas teraz pozbawionymi tych walorów przemyśleniami formułowanymi expressis verbis.

Nic jednak w przyrodzie nie ginie, talent również. Umarł król, niech żyje król! Nie ma Mleczki, jest Potworkowo, odkrycie, bez którego żadne podsumowanie mijającego roku nie mogłoby być kompletne. Mam nadzieję, że w nowym roku Potworkowo będzie równie doskonałym kompanem wszelkich turbulencji, których niezawodnie dostarczy nam rzeczywistość. Gorąco polecam, życząc wszystkim Szczęśliwego Nowego Roku!

czwartek, 6 grudnia 2012

Przeproście Cezarego Gmyza



To nie Cezary Gmyz, a Naczelna Prokuratora Wojskowa dolewa oliwy do smoleńskiego ognia. Spójrzmy. Na gorąco, w dniu publikacji słynnego artykułu w Rzeczpospolitej, na specjalnej konferencji prasowej, szef Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie płk Ireneusz Szeląg powiedział:

Biegli nie stwierdzili trotylu ani żadnego innego materiału wybuchowego na wraku Tu-154.

Dzisiaj, na posiedzeniu sejmowej Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka, naczelny prokurator wojskowy płk Jerzy Artymiak mówił o tej sprawie już nieco inaczej:

Faktycznie, niektóre urządzenia w Smoleńsku wykazały cząsteczki trotylu. Co nie oznacza z całą pewnością, że mamy do czynienia z materiałami wybuchowymi.

Wyjaśnienia prokuratury w tej sprawie to jakaś nieudolna sofistyka i ktoś powinien ponieść konsekwencję tej lameriady. Wszak na podstawie oświadczenia prokuratury z dnia 30 października zarzucono manipulację dziennikarzowi Rzeczpospolitej, wyrzucono go z pracy, a cała historia stała się bezpośrednim powodem czystek w redakcji Rzepy, a kilka tygodni później w Uważam Rze. W ten sposób wysadzono w powietrze istniejący ład w obszarze mediów drukowanych. Samego Gmyza zaś, zlinczowano publicznie i uznano za czołowego piewcę zamachu w Smoleńsku. Nie zawracano sobie głowy faktem, że dziennikarz nie formułował żadnych teorii zamachowych w swoim artykule, koncentrując się na opisaniu wniosków z wstępnego badania próbek przeprowadzonych na zlecenie prokuratury. Warto dziś wrócić do tego tekstu, bo w międzyczasie tak zmanipulowano przekaz medialny w tej sprawie, że większość konsumentów mainstreamowej papki jest najzupełniej przekonana, że Gmyz, pisząc o śladach trotylu, próbował dowieść teorii zamachu w Smoleńsku. Gdyby stanowisko prokuratury z dnia 30 października, brzmiało tak jak dzisiejsze, jestem przekonany, że to wszystko by się nie wydarzyło.

Zamiast rzetelnej informacji, że odnalezienie cząstek trotylu na wraku nie oznacza jeszcze, że na pokładzie samolotu miały miejsce wybuchy, prokuratura wolała zaprzeczyć, brnąc w jakieś pokrętne tłumaczenia. Spodziewam się, że motywem mógł być strach przed możliwymi konsekwencjami politycznymi potwierdzenia tych doniesień, ale to kiepski argument. Zwłaszcza, że osiągnięto efekt znacznie gorszy. Prokuratura utraciła resztki wiarygodności. Co więcej, fatalna polityka informacyjna na temat smoleńskiego śledztwa wzmacnia atmosferę podejrzliwości dużo skuteczniej niż fantastyczne teorie spiskowe Antoniego Macierewicza. Według listopadowych sondaży już prawie 36% Polaków wierzy w zamach. Ostatnie kombinacje prokuratury pozwolą zapewne poprawić ten wynik.

Równie ciekawe jest to, jak płynnie zmienia się narracja mediów głównego nurtu. Z dotychczas obowiązującego – nie było trotylu – na – może i trotyl był, ale co z tego? Bardzo jestem ciekaw, czy w jakikolwiek sposób wpłynie to na ocenę tekstu Cezarego Gmyza. Wątpię czy wśród tych, którzy go opluwali, znajdzie się choć jeden, gotów posypać sobie głowę popiołem.