środa, 18 kwietnia 2012

Breivik czyli fanatyzm zabija idee



Anders Breivik stanął właśnie przed norweskim sądem. Ten bezwzględny zabójca z wyspy Utoya, traktowany z pełną rewerencją na sali sądowej, przez wiele tygodni będzie głównym aktorem widowiska, które zamierza uczynić dopełnieniem swego morderczego dzieła. Swój proces karny zamieni w trybunę, z której będzie głosił przesłanie polityczne - zabijał, ponieważ bronił się przed zdrajcami ojczyzny, winnymi wydania narodu norweskiego na pastwę islamu i wielokulturowości.

Niestety, zbrodnia i dzisiejsza postawa Breivika kompromitują cele, które wcale przecież nie są zbrodnicze. Sprzeciw wobec ideologii, która poprzez daleko idącą tolerancję, a często wręcz afirmację obcych wzorców kulturowych niszczy własną cywilizację, opiera się na przesłankach empirycznych. Ale już sam fakt, że zbrodniarz powołuje się na podobne intencje, w oczach opinii publicznej czyni je zbrodniczymi. Jak utożsamiać się z ideą, w imię której, z zimną krwią, zamordowano 77 osób? Taka sytuacja sprzyja lewicowym liberałom, którzy mimo widocznej klęski polityki multikulturowości, zawzięcie bronią swojej doktryny. Pokusa, by sądowe tyrady norweskiego zbrodniarza wykorzystać jako oręż w walce z przeciwnikami multi-kulti jest tym większa, że w czasie kryzysu postulaty zaostrzenia polityki imigracyjnej w Europie podnoszone są coraz głośniej. Przyda się kolejny instrument egzekwowania poprawności politycznej, który pozwoli ustawiać krytyków w jednym szeregu z Breivikem. Według tej samej zasady, zgodnie z którą łatkę antysemity i faszysty z łatwością można przykleić każdemu, kto ośmieli się skrytykować Żydów albo państwo Izrael. Świeży casus Guntera Grassa dowodzi tego dobitnie.

Idea wielokulturowości, jako pożądanego modelu stosunków społecznych w Europie, okazała się kolejną lewicową utopią. Z jednej strony, porzucenie tradycyjnych wartości stanowiących fundament europejskiej cywilizacji, z drugiej akceptacja wszelkich odmienności, czyni nas bezbronnymi w konfrontacji z kulturą, która nie podziela tego światopoglądu. Imigranci ze świata islamu chcą korzystać z dorobku naszej cywilizacji, choćby z systemu świadczeń socjalnych, ale sami nie zamierzają podporządkować się prawom gospodarzy. Nie chcą się asymilować, stawać się częścią społeczeństw, które ich przyjęły, a my godzimy się na tworzenie wyizolowanych enklaw i muzułmańskich gett, w których obowiązują prawa przybyszów. Wobec naszej słabości, coraz śmielej zgłaszają swoje roszczenia. Otwarcie głoszą wyższość własnej kultury i obyczajów, często wręcz gardząc pozbawionym tożsamości i szacunku do tradycji światem zachodu. Stanowią byt znacznie bardziej żywotny od nas. Zeświecczona, dekadencka Europa nie ma żadnych szans w starciu z kulturą islamską skupioną wokół twardych rygorów moralnych, wynikających wprost z religii muzułmańskiej. Zresztą, już sama demografia działa na naszą niekorzyść. Klarownie i w sposób daleki od ksenofobii, opisała ten problem Monika, kreśląc portret Oriany Fallaci na swoim blogu:

„Jasne, możecie zaprzeczyć.. napisać, że przecież to wspaniałe, że jesteśmy tacy otwarci, mogą do nas przyjeżdżać, pomagamy im, robimy w końcu coś dla innych - a nie dla siebie. Oczywiście! Ale czemu działa to tylko w jedną stronę? Czy przypadkiem rozwój ponad kulturowej przyjaźni nie powinien być obustronny? Ty przyjeżdżasz do nas i możesz zbudować meczet, ja jadę do ciebie i stawiam kościół, co ty na to? Twoje kobiety muszą u nas nosić burki, moje mogą u ciebie poruszać się bez nich. Przecież to takie proste i logiczne zasady, czemu tak trudno ich przestrzegać? W tej chwili jest naprawdę OSTATNI dzwonek, aby próbować jeszcze stawiać jakiekolwiek warunki. (…) nie o to chodzi, żeby zamknąć nasze granice. Po prostu jeśli przyjeżdżasz do nas w poszukiwaniu pracy, miejsca do życia i to otrzymujesz, to przyjmij nasze zasady. Nie możesz zabić swojej zgwałconej córki, która „splamiła honor” rodziny, nie możesz bić żony nawet jeśli twój Allach na to pozwala, bo my, Europejczycy z tym walczymy, rozumiesz? I twój Allach nie ma u nas nic do gadania, przykro mi. Nie możesz przyjechać do Rzymu i żądać postawienia meczetu z 80-metrowej wysokości minaretem, który będzie wyższy niż pozostałe zabytki stolicy Włoch. Nie czujesz, że tak nie wypada? Nie widzisz, że próbujesz w ten sposób wyprosić gospodarza z JEGO domu? Uszanuj naszą gościnność i nie narzucaj się zbytnio.” 

Fanatycy i ekstremiści, zawsze źle służą sprawie, o którą walczą. Ale czy cele, o których mówi Breivik rzeczywiście stanowiły siłę sprawczą tego co zrobił? Kiedy widzę jak przemawiając w sądzie, karmi swoje ego, jak upaja się makabryczną precyzją swojego czynu, mam wrażenie, że to tylko ideologiczna fasada, która miała nadać doniosły wymiar jego zbrodni. Swój spektakl wyreżyserował na chłodno i z tą samą dokładnością. Wie doskonale, że nic strasznego nie może go spotkać. Zamiast kulki w łeb, na którą zasłużył, czeka go maksymalnie 21 lat słodkiego lenistwa, w warunkach, które trudno uznać za specjalnie uciążliwe. Umili sobie czas pisaniem książek i rozpamiętywaniem dzieła swojego życia. A kiedy wyjdzie na wolność, z rozkoszą będzie mógł korzystać z przyjemności życia celebryty.

26 komentarzy:

  1. u nas tego problemu nie widać, ale pamiętam mój szok, gdy któregoś roku zawitałam do UK, w miasteczku, w którym mieszkałam spotkanie Brytola z krwi i kości graniczyło z cudem, to wyglądało jak wyludniała wioseczka pełna obcokrajowców gorzej lub lepiej mówiącym po angielsku- jak to powiedziała koleżanka- ten kraj to cykająca bomba

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jesteśmy zbyt mało atrakcyjnym krajem dla imigrantów. Ale warto przypomnieć, że podobne problemy miała Polska z mniejszością żydowską w okresie międzywojennym. W przedwojennej Warszawie, Żydzi stanowili ponad 30% mieszkańców! A na Nalewkach słychać było niemal wyłącznie jidysz.

      Usuń
  2. Miejscami trochę przerysowujesz może i uogólniasz, ale generalnie zgadzam się z Tobą, i jako osoba mieszkająca właśnie w społeczeństwie wielokulturowym i jako trener komunikacji interkulturowej :-)
    Chciałabym dorzucić swoje 3 grosze z własnego podwórka.
    W Niemczech sprawa jest nieco skomplikowana, jednak całej winy za brak chęci integracji nie można zwalać na emigrantów.
    W imię fałszywie pojętej tolerancji (a tak naprawdę był to kompletny brak zainteresowania) nie wymagano niczego, nie interesowano się nimi jako ludźmi, mieli pracować (a raczej tyrać) i budować dobrobyt Niemców, a potem won do siebie. Była to oczywiście naiwna wizja, bo życie pokazało, że zostają, sprowadzają rodziny. Pierwsi gastarbeiterzy z lat 60tych, głównie Turcy, zapuścili korzenie, jednak pozostali obywatelami drugiej kategorii.
    Nie byli to, jak się łatwo domyśleć, intelektualiści ze Stambułu, tylko na ogół prości chłopi z Anatolii, często analfabeci, nawet we własnym kraju uchodzącej za region kompletnie zacofany. Rodziły się dzieci, które nie chodziły do przedszkola, wobec tego, gdy szły do szkoły, nie miały pojęcia o języku niemieckim, radziły sobie gorzej - nie miały szans na gimnazjum, tylko lądowały w zawodówkach. I tak to się, z małymi i chlubnymi wyjątkami, jakoś kręciło.
    Obudzono się z tego głębokiego snu po 11 września i było to bolesne przebudzenie, bo proces radykalizacji trwał w najlepsze. Duchowni szerzący nienawiść do wartości kultury chrześcijańskiej - a akurat tacy ludzie byli na tę propagandę wyjątkowo podatni - młodzi wybierający karierę kryminalistów - także z braku innych perpektyw. Narastał w nich gniew, a teraz uważają, że są silniejsi.
    Wprowadzone pospiesznie kursy integracyjne, językowe i inne kosztowne środki już tego raczej nie powstrzymają. A mogło być inaczej. Mści się wcześniejsza obojętność na to, kogo się do tego domu (by użyć Twojej metafory) zaprosiło i brak zainteresowania tym, co nasi goście robią. A oni niepostrzeżenie stali się rezydentami i ani myślą sobie iść. Czemu mieliby zresztą, skoro demokracja zapewnia im większą swobodę, niż w ich własnym kraju?
    Oglądałam niedawno debatę w TV, gdzie padł dokładnie ten cytowany przez Ciebie zarzut - Ty możesz u mnie zbudować meczet, dlaczego ja nie mogę w Twoim kraju zbudować kościoła?
    Na to przedstawiciel Rady Muzułmańskiej w Niemczech stwierdził - a co my mamy z tym wspólnego? My jesteśmy Niemcami, niemieckimi muzułmanami, żyjemy w Niemczech. To sprawa państwa tureckiego.
    Przewrotne, ale co mu na to odpowiedzieć?
    Dziś dużo więcej islamskich dziewcząt chodzi w chustach, niż dziesięć lat temu, z drugiej strony wbrew politycznej poprawności coraz więcej osób odważa się powiedzieć jasno to, co Ty napisałeś. To już nie jest be. I, choć może tego jeszcze nie widać, następuje też zwarcie szeregów i radykalizacja pewnych niszowych kościołów protestanckich. Mieszkam akurat w regionie, gdzie ruch ten jest bardzo silny i coraz bardziej zauważalny.

    A tak by the way - my tu gadu gadu o islamie, Europie i konflikcie wartości, a tymczasem zapominamy o trzecim graczu, który coraz bardziej na tym korzysta, konsekwentnie i po cichu, nie sprawia problemów, jak muzułmanie, wręcz przeciwnie, wydaje się do wszystkiego wspaniale dostosowywać. Też inna diametralnie kultura. Myślę o Chińczykach, których w moim małym, bo liczącym 120 tysięcy mieszkańców, jest już około 900. I wciąż ich przybywa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdaję sobie sprawę z upraszczam problem, ale to przecież bardzo szeroki temat. Jeśli jednak, trener komunikacji kulturowej podziela ogólne tezy, rozumiem, że moje uproszczenia są do przyjęcia:)

      Masowa imigracja najczęściej dotyczy ludzi z nizin społecznych, którzy również we własnym kraju posiadają niski status społeczny. Trudno się spodziewać żeby w nowym kraju miało być inaczej. Awans społeczny to droga kilku pokoleń i to tylko pod warunkiem dużej determinacji by to osiągnąć. Obawiam się, że założenie, iż jakiś państwowy program integracji imigrantów byłby panaceum na te problemy jest kolejną utopią. Pewnie pomogłoby to w jednostkowych przypadkach, ale nie rozwiązało problemu globalnie. Warto jednak zwrócić uwagę, że sprawa o której rozmawiamy nie dotyczy imigracji w ogóle (być może w minimalnym stopniu), tylko imigrantów z krajów zdecydowanie odmiennych kulturowo. Kultura to zespół rozmaitych uwarunkowań: tradycji, historii, religii, obyczajów, które właściwie funkcjonują jako całość w swoim naturalnym środowisku. Próba przeszczepiania ich na inną glebę rodzi konflikty. Mam wrażenie, że w ultra humanistycznej Europie, gdzie przestępców postrzega się często jako ofiary systemu społecznego i bez końca rozprawia o prawach człowieka, nawet w przypadku najgorszych zwyrodnialców, nie ma narządzi, których można by skutecznie użyć do zaostrzenia polityki wobec imigrantów. Przede wszystkim wymagałoby to wskazania, którzy imigranci są pożądani, a którzy nie, a to przecież jawna dyskryminacja, zgodnie z obowiązującymi regułami poprawności politycznej. Radykalizacja nastrojów przeciwnych multi-kulti jest faktem. Postulaty te nie są już wyłączną domeną prawicowych radykałów. Podnoszę je również szefowie rządów, tacy jak Nicola Sarkozy czy Angela Markel. Nie zmienia to jednak faktu, że czyn Breivika to niedźwiedzia przysługa dla tej polityki.

      Na przewrotną odpowiedź przedstawiciela Rady Muzułmańskiej w Niemczech (w sprawie budowy kościołów w krajach muzułmańskich), można odpowiedzieć równie przewrotnie, przenosząc spór z poziomu polityki państwowej do sfery kulturowej. Nie chodzi o odbijanie piłeczki w stronę tego czy innego rządu. Chodzi o to, że jako muzułmanin reprezentuje on religię, która chroni opartą na niej kulturę od obcych wpływów, sama będąc ekspansywną. Dlaczego wymaga więc, żebyśmy my postępowali inaczej?

      Nie chcę się specjalnie wymądrzać na temat Chińczyków, w końcu to Ty jesteś ekspertem od imigrantów, ale sądzę że to problem z innej kategorii. Tak jak zwróciłaś uwagę, oni nie próbują narzucać swoim wzorców kulturowych, co wcale nie oznacza, że się integrują. Zagrożenie może nadciągnąć z innej strony. Chiny to dzisiaj światowa potęga gospodarcza. Kraj, który jest największym wierzycielem Europy i USA. Kto wie, czy chińscy imigranci w Europie nie staną się koniem trojańskim chińskiego ekspansjonizmu ekonomicznego, a w konsekwencji również politycznego.

      Usuń
    2. Bez pewnych uproszczeń, wiadomo, nie da rady - ja też upraszczam, bo temat można wałkować w różne strony - zresztą był na przykład ostatnio burzliwie komentowany z okazji wydania książki Tilo Sarazzina "Deutschland schafft sich ab". Przez kilka tygodni o niczym innym się nie mówiło. Choć książka jest generalnie populistyczna i pełna bzdur, poruszyła wiele istotnych kwestii, a dyskusja pokazała dobitnie wstydliwie przemilczane problemy, o których Ty piszesz.
      Brakuje jednak konsekwencji, wymagań, egzekwowania szacunku dla prawa. Nie tak dawno uchwalono ustawę zakazującą zmuszania dzieci do zawierania małżeństw. Ale przecież tego nie wykryjesz. Niepokorne córki (jeśli nie zdołają uciec, a ucieka rocznie podobno ok. 6 tys. dziewcząt - są dla nich już specjalne domy pomocy, programy zmiany tożsamości itp.) są surowo karane, z zabójstwem włącznie. Wiele z nich pozostanie niewykrytych, zniknięcie córki wszak zawsze można wyjaśnić powrotem do rodzinnego kraju.

      Do czego zmierzam - społeczeństwo wielokulturowe to ogromne wyzwanie. Szczególnie, jeśli zderzają się tak odmienne perspektywy i systemy wartości. Polska jeszcze nie jest tą kwestią dotknięta i myślę, gdy czytam różne manifesty i wypowiedzi o tolerancji, że wiele osób nie zdaje sobie sprawy, z jakiego rodzaju trudnościami trzeba się zmierzyć.

      A co do Chińczyków, to faktycznie na razie nic nie próbują narzucać, ale zobaczymy, jak będzie, gdy poczują się jeszcze silniejsi ekonomicznie i politycznie. Koń trojański to dobre określenie. Ich siła leży w niesamowitej dyscyplinie, konsekwencji w dążeniu do celu. Co tydzień mam zajęcia z dwoma grupami studentów. 100 procent obecności na każdych zajęciach :D i to przez cały ubiegły semestr! Tego nigdy nie udało mi się osiągnąć z żadną inną nacją.

      Usuń
    3. Strywializuję trochę:) To tak jak z dziećmi, jak raz wejdą na głowę to nie ma już na nich siły. A z grubsza do tego doprowadziła polityka chorobliwej tolerastii w Europie. Polska jest zbyt mało atrakcyjnym krajem dla imigrantów, więc nie mamy współczesnych doświadczeń tego typu. I bardzo dobrze.

      Azjaci przerażają tą swoją bezduszną dyscypliną i podporządkowaniem. Nacja stworzona wręcz do totalitaryzmów. Niemcy, ze swoim „ordnung muss sein” muszą wpadać w kompleksy;)

      Usuń
  3. Bardzo trudny temat Pan poruszył, Panie Hipoktytesie, choć z mojego punktu widzenia sprawa jest oczywista i prosta. Nie mogłem jedynie "wyczuć" Pana, czy jest Pan zwolennikiem czy przeciwnikiem zamieszkiwania w Europie osób wywodzących się z innych kultur cywilizacyjnych. Co do wypowiedzi Oriany Fallaci całkowicie się z nią zgadzam i identycznie uważam iż jeśli ktoś przyjeżdża do innego kraju, na inny kontynent, ma psi obowiązek stosować się do zasad tam panujących, jeśli nie pododba się to WON!!!!. W tej mierze nie pojmuję zasad prawnych UE, które dla poprawności politycznej pozwala burzyć rodzimą tradycję na rzecz obcych kultur z Afryki i Azji do tego stopnia żeby czuć sie obcym we własnym kraju.

    Co do Andersa Breivika, to doprawdy nie ogarniam tego swoim rozumem. Nie mam pojęcia jakie mechanizmy mogą doprowadzać do takiego stanu umysłu, w jakim się znajdował i nadal znajduje Beivik. Podobno nawet Himmler nie był w stanie osobiście przebywać bezposrednio przy egzekucjach, bo psychicznie nie wytrzymywał. Mam natomiast jasną wizję metod w stanowieniu prawa. Już kiedyś opisywałem swoją wizję. Otóż jestem przeciwnikiem kary śmierci, dlatego, że kara MUSI!!!!!! doprowadzać do głębokiego, permanentnego przeżywania przez skazanego czynu, którego dokonał. To jest warunek pełnego jej spełnienia. Oczywiście proces odbywania kary za tego typu przestępstwa powinno byc istnym i dosłownym piekłem dla skazanego, a śmierć powinna być najwyzszym porządanym dobrodziejstwem ( jak ja widzę procedure wykonywania takiego skazania to może innym razem). Typowym przykładem takiego systemu ( choć nie do końca) jest choćby sytuacja skazanych na śmierć w USA, gdzie zdarza się nierzadko, iż przez wiele, wiele lat skazany każdego dnia kiedy otwierany sa kraty, może być wyprowadzony do jej wykonania. Przez te lata, skazany rzeczywiście przechodzi pełną psychiczną resocjalizację. Podobna procedura powinna znajdować sie w naszym prawodawstwie, z taką róznicą, że w pełni zresocjalizowany powinien miec mozliwość powrotu do społeczeństwa, mało tego miałby obowiązek do końca swojego zycia słuzy pomocą rodzinom swoich ofiar. Oczywiście wszystko powinno być pod kontrolą. Mało tego, każda osoba osadzona za czyny przestępcze MUSI!!! pracować na swoje utrzymanie swoje, obiektu więzienia oraz na pensje dla służby więziennej, bo jakim prawem reszta społeczeństwa ma utrzymywać ze swoich podatków tych co zdecydowali sie łamać porządek prawny?????
    Każdy odpowiada za swoje czyny i za ewentualne konsekwencje z tego wynikające.

    Pozdrawiam

    Andrzej BJ

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmm… sądziłem, że moje stanowisko jasno wynika z tekstu. Nie jestem ksenofobem, nie jestem przeciwnikiem imigracji, uważam natomiast, że należy chronić własną cywilizację, nie godząc się na tworzenie obcych kulturowo enklaw. A w Europie często dzieje się odwrotnie, choćby wtedy gdy ogranicza się eksponowanie symboli chrześcijańskich podczas świąt Bożego Narodzenia, żeby nie drażnić muzułmanów. Wygląda więc na to, że nie różnimy się w ocenie tej sprawy.

      Porównywanie Breivika z Himmlerem nie ma sensu. Ani Himmler, ani Hitler, ani większość niemieckich zbrodniarzy nie zabijało osobiście. Do tego potrzebna jest zupełnie inna konstrukcja psychiczna. Chcąc stosować takie analogie właściwiej byłoby porównać Breivika do esesmanów.

      Ja akurat opowiadam się za karą śmierci, która mogłaby być orzekana w szczególnie drastycznych i nie budzących wątpliwości przypadkach (nigdy w procesach poszlakowych). Sprawa Breivika wypełnia te kryteria. Nie chciałbym tu jednak rozpętać debaty na temat kary śmierci. Nikt mnie natomiast nie przekona, że sytuacja w której masowy morderca spędzi raptem 21 lat w izolacji i to w dość komfortowych warunkach jednocześnie zyskując światową sławę, jest w stanie kogokolwiek odstraszyć od popełnienia podobnych czynów. To wręcz kusząca alternatywa, dla kogoś żyjącego na poziomie minimum socjalnego w takim kraju jak Polska, jeżeli w dodatku nie jest osobą nadmiernie towarzyską.

      Usuń
    2. Zgadzam się z powyższą opinią.

      Usuń
  4. Generalnie zgadzam się.
    Choć nie jest też tak źle, poprawność polityczna i multikulti mają też swoje humorystyczne strony... ;)
    http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114881,11561663,Rasistowski_skandal_w_Szwecji__Minister_zjada_Murzynke.html

    cenobita

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tylko, że na te humorystyczne strony, należałoby odpowiedzieć kwestią Horodniczego z „Rewizora” Gogola: „Z czego się śmiejecie? Sami z siebie się śmiejecie!” I śmieszo, i straszno.

      Usuń
  5. Jak najbardziej zgadzam się z tą tezą. Przykładem na nadużywanie tolerancji jest najnowszy skandal w Szwecji - chcieli zrobić dobrze czarnym, to zostali posądzeni o rasizm [link do artykułu].

    Przez Breivika każdy, kto powie w debacie publicznej - musimy uważać na imigrantów, którzy nie chcą się asymilować - usłyszy w odpowiedzi, że popiera zbrodnicze pomysły Breivika. To jest niesprawiedliwa retoryka, erystyczny trik, który wcale nie jest logicznie poprawnym argumentem, ale niestety, przez niski poziom dyskusji jest stosowany i działa na ludzką wyobraźnię.

    Btw. z innej beczki - jak idzie ruch z liiil? Widziałem, że wrzuciłeś swój artykuł i chyba jest w miarę popularny.

    Slowikozofia.pl - Rozważania o wolności i ateizmie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten sam link podał wyżej Cenobita. I śmieszno i straszno.

      Umieszczanie krytyków multi-kulti w jednej szufladzie z Breivikiem to oczywiście bezczelny populizm, ale mam wrażenie, że do ludzi dociera głównie populistyczny przekaz. Jest taki łatwy do przyswojenia.

      Usuń
  6. Tak, ten Breivik to niezły typ.
    A ja sie pytam, gdzie była policja, kiedy przez blisko godzinę masakrował na wyspie ludzi?
    Kto mu to ułatwił, działając tak opieszale?
    Czy spotka ich za to kara?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czytałam, ale to jakoś chyba na jesieni, że policja przyznała się do błędów. Chyba nie byli przygotowani na coś tak niepojętego. Podobno prowadzą wewnętrzne dochodzenie. Przede wszystkim zawiodła komunikacja i koordynacja tych wszystkich służb.

      Usuń
    2. A po co komu policja w raju?;) Norwegia jest na czwartym miejscu w rankingu najbogatszych państw świata gdzie dochód per capita wynosi 51,959 $.

      Usuń
  7. Tak mało głosimy o coraz jaskrawych przypadkach złej, szkodliwej i nieprzyjaznej imigracji, a zarazem boimy się o przetrwanie własnych kultur i tradycji, w które wdeptuje się nijak pasujące wartości.
    A co ma z tym wspólnego racjonalizm kulturowo-narodowy? A co ma z tym wspólnego tolerancja? Czy My i Oni mamy na nowo uczyć się żyć? Czy na przykład islamofobia daje mnie i mojej rodzinie poczucie bezpieczeństwa?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem czy właściwie odczytuję intencję. Islamofobia to określenie bardzo pejoratywne. Ja nie próbuję wartościować kultur, wskazywać, że jedna jest lepsza, a inna gorsza. Kultura islamska i obyczajowość z nią związana są naturalnym fundamentem w krajach o tradycjach muzułmańskich. My mamy swoje fundamenty i swoją tradycję, które lewicowo-liberalna polityka próbuje niestety pozbawić obywatelstwa europejskiego. To są zupełnie różne systemy wartości, a społeczeństwo musi opierać się na wspólnej tożsamości. Stąd zderzenie kultur wywołuje napięcia. Pamiętajmy też, że tolerancja wcale nie oznacza akceptacji. Jeżeli więc tolerujemy przybyszów, róbmy to na naszych warunkach. W pewnym sensie rewersem tej sytuacji są uporczywe próby Amerykanów, wprowadzania zachodniego modelu demokracji w krajach islamskich, który pasuje do tej kultury jak garbaty do ściany.

      Usuń
  8. Zeświecczenie i tzw. dekadencja Europy są obecnie jej tożsamością. Nie ma powrotu do tych elementów tradycji, które deptały/ uważane obecnie za podstawowe/ prawa jednostek. To przyciąga pewną część imigrantów. Inni wolą się odgrodzić murem własnych tradycji, umożliwianie tego jest błędem rządów państw zachodnich. Nierówność różnych grup w danym społeczeństwie wobec prawa sprzyja kastoizacji i izolacji, nie integracji. Należałoby wymagać od przybyszów bezwzględnego przestrzegania istniejących przepisów prawa, wynikających z wypracowanych norm postępowania. Ale te przepisy i normy opierają się już na czymś innym niż "tradycja" w rozumieniu większości znanych mi konserwatystów.
    Liberał

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Brak tożsamości nie jest tożsamością. Jasne, że nie ma powrotu do tradycyjnych wartości, co moim zdaniem stanowi praprzyczynę słabości europejskiej cywilizacji. Społeczeństwo bez tożsamości, ogarnięte dekadencją musi przegrać z witalną siłą i rygoryzmem moralnym kultury spod znaku półksiężyca czy spartańską dyscypliną i determinacją Chińczyków. Europejska otwartość, pacyfizm, samobójcze przywiązanie do bezwzględnego przestrzegania praw człowieka są naszą słabością, wykorzystywaną przez tych, którzy takich skrupułów nie mają. Pełni szczytnych idei podążamy drogą upadku Imperium Romanum.

      Usuń
    2. Przywiązanie do praw człowieka czy otwartość nie oznaczają jeszcze "braku tożsamości". Przeciwnie, są one specyficznym wytworem kultury europejskiej i dlatego narzucenie przestrzegania utworzonych tutaj praw/ co obecnie czasem wcale nie ma miejsca w przypadku muzułmanów/ powinno być warunkiem nr 1 wobec imigrantów.
      Jeśli chodzi o tradycje, no cóż, konserwatyści mają tendencję do dostrzegania tylko tych dobrych. Niewolnictwo, zemsta rodowa czy kojarzone małżeństwa to również europejskie "tradycyjne wartości", ale wątpię żeby ktokolwiek chciał powrotu akurat do nich. Pewne tradycje zostały odrzucone ze względu na ich zupełną nieprzystawalność do współczesności i oczywiście większość mieszkańców Europy nigdy nie zgodzi się na powrót do nich z powodów czysto pragmatycznych - bo nie są masochistami.
      Liberał

      Usuń
    3. Nie o to mi chodziło. Otwartość, tolerancja rozumiana jako akceptacja a często wręcz afirmacja obcych wzorców kulturowych niszczy tożsamość. Bez odwoływania się do wspólnego dziedzictwa, tradycji, kanonów moralnych, nie ma tożsamości. Wtedy też, gubi się gdzieś ten zespół norm, które wskazują co przez dane społeczeństwo uznawane jest za dobre a co za złe. Dzisiaj pod hasłami feminizmu, równouprawnienia, samorealizacji etc. niszczy się instytucję rodziny. Pod płaszczykiem tolerancji promuje się związki homoseksualne jako nowoczesne i fajniejsze, wyśmiewa religię, która stanowiła drogowskaz oddzielający dobro od zła. Abstrahując od samej dyskusji na temat istnienia Boga, czy społeczeństwo, którego członkowie przestali bać się piekła jest lepsze? Żeby było jasne. Każdy niech sobie żyje jak chce, ale czym innym jest sankcjonowanie moralne szkodliwych społecznie wzorców jako normy. Oczekiwanie więc, że Europa tworzona wokół lewicowo-liberalnych idei zbuduje jakąś tamę ekspansji obcych wzorców kulturowych jest wewnętrznie sprzeczne. Multikulturowośc jest trwale wpisana w tą wizje świata.

      Poszanowanie praw człowieka to oczywiście nic złego, ale nawet tutaj powinny być jakieś granice żeby nie być bezbronnym choćby wobec terroryzmu. Kara, której może spodziewać sie Breivik rodzi poczucie ogromnej niesprawiedliwości. Świat, w którym w ten sposób odmierza się winę i karę, stoi na głowie.

      Usuń
    4. Tyle, że to wspólne dziedzictwo, tradycje i kanony kształtujące tożsamość są szersze niż niektórzy zakładają: obejmują również atakowane przez nich prawa jednostek. Czy można wypromować związki homoseksualne? Moim zdaniem nie, one będą istnieć/ formalnie lub nie/ niezależnie od tego, co kto myśli na ich temat. "Problem" związków homoseksualnych jest sztucznie wyolbrzymiany i eksponowany zarówno przez współczesną lewicę jak i konserwatystów; w istocie jest marginalny.
      Co do pytania: takie społeczeństwo nie jest lepsze ani gorsze/ czy np. społeczeństwo czeskie jest generalnie gorsze od polskiego? a od amerykańskiego? meksykańskiego? filipińskiego?/ Moim zdaniem normy moralne nie są tworzone na bazie strachu przed piekłem: pojęcie dobra jest bardziej pierwotne od religii.
      Co do sankcjonowania szkodliwych społecznie wzorców: właśnie dlatego nie powinno się zezwalać na kultywowanie zwyczajów depczących podstawowe prawa jednostek (np. aranżowane małżeństwa czy przyzwolenie na obrzezanie kobiet w społecznościach muzułmańskich). Jeśli chodzi o ekspansję wzorców kulturowych, jak na razie to Europa eksportuje swoje. Multikulturowość jest zaprzeczeniem liberalnej idei równości wobec prawa, nie została ustalona na zawsze i może być w każdej chwili odrzucona.
      Co do Breivika. O ile mi wiadomo, powszechnie obowiązujące pakiety praw człowieka nie znoszą stosowania kary śmierci;)
      Liberał

      Usuń
    5. Nie wiem czy czuję się na siłach, by wchodzić w filozoficzną dyskusję roztrząsającą pojęcia dobra i zła:) Sądzę jednak, że strach jest jednym z najbardziej pierwotnych instynktów homo sapiens i to on stanowi podstawę jakiegokolwiek kanonu praw. Bez sankcji prawo nie może funkcjonować. Wieczne potępienie jako sankcja ostateczna nie było złe.

      Normy moralne muszą opierać się o głęboko osadzony kanon, inaczej są relatywizowane. Źródłem większości dzisiejszych patologii jest zniszczenie etosu rodziny jako fundamentu, na którym opiera się społeczeństwo. Konsumpcjonizm, hedonizm, rozwiązłość seksualna, wszystkie te skądinąd przyjemne rzeczy z punktu widzenia jednostki, niszczą społeczeństwo czego odzwierciedleniem są choćby fakty demograficzne. Dlatego też, w interesie społecznym wzorców tych nie należy promować, choć oczywiście nie można takich zachowań zabraniać. Honor czy cnota, to dzisiaj pojęcia budzące politowanie. Zamiast tego, jest humanistyczna fasada tzw. prawa człowieka, które objawiają się najczęściej rozczulaniem nad zwyrodniałym mordercą albo infantylnymi protestami w rodzaju bojkotu Euro na Ukrainie.

      Nie chcę wartościować innych społeczeństw. Nie znam ich wystarczająco dobrze. Ale np. obraz społeczeństwa czeskiego, którym zachwyca się Mariusza Szczygieł w swoich reportażach, mnie nie pociąga. Jawi mi się jako zatomizowane, bezideowe, płytkie, na dłuższą metę nie ciekawe. Ten obraz zresztą współgra z historią Czechów, która zniszczyła ich jako naród znacznie bardziej niż nas. Nie oceniam Czechów, mówię tylko o swoich wrażeniach z lektury książek Szczygła, który uważa się przecież za czechofila.

      Usuń
    6. Strach przed karą nie jest wyznacznikiem moralności: podstawą stosowania danego zbioru zasad przez możliwie jak największą liczbę osób jest powszechna akceptacja tych zasad jako dobrych dla całego społeczeństwa. Pewne zjawiska mają masowy charakter i są dość powszechnie akceptowane pomimo kar grożących za robienie niektórych rzeczy (np. za tzw. "piractwo komputerowe"), gdyż w tym wypadku kary nie mają zbyt dobrego uzasadnienia na gruncie etycznym. Podobnie stało się z działaniami kiedyś moralnie nagannymi, dziś powszechnie uznawanymi za moralnie neutralne, jak np. homoseksualizm, seks przedmałżeński, itd.

      Upadek etosu tradycyjnej rodziny miał wiele przyczyn, do których zaliczyłbym prędzej emancypację kobiet niż rozwiązłość seksualną/ istniejącą zresztą od zawsze, tylko niegdyś ukrywaną. Jeśli chodzi o demografię, spadek dzietności kobiet obserwuje się niemal na całym świecie/ wyjątkiem są niektóre obszary Afryki i izolowane "wyspy" w Azji/ w tym w największych państwach na świecie, jak Indie czy Indonezja. Ludzie dążą do jak największego dobrobytu: stąd konsumpcjonizm, pozwalający za zapewnianiu dobrego startu zamiast zapewniania jak największej liczby biednych dzieci. Jak miałoby wyglądać nie promowanie konsumpcjonizmu w praktyce?

      "obraz społeczeństwa czeskiego, którym zachwyca się Mariusza Szczygieł w swoich reportażach, mnie nie pociąga. Jawi mi się jako zatomizowane, bezideowe, płytkie, na dłuższą metę nie ciekawe"
      Niezupełnie o to mi chodziło/ to samo można przecież napisać o niemal wszystkich społeczeństwach europejskich. Gdzie żyje się bezpieczniej, ogólne zasady tzw. współżycia społecznego są lepiej przestrzegane - w zateizowanych Czechach czy ultrachrześcijańskim Meksyku? Czy Czechy stały się polem nieustannej jatki, kradzieży i gwałtów z powodu nieobecności religii w życiu publicznym?
      Liberał

      Usuń
    7. Ale to strach przed karę umożliwia ochronę kanonu zasad moralnych obwiązujących w danej społeczności. Natomiast, skutkiem promowania pewnych wzorców zachowań, powszechnie akceptowany społecznie kanon zasad moralnych ulega zmianie, co w moim przekonaniu często nie służy społeczeństwu. Weźmy wywołany przykład piractwa komputerowego. Jeszcze do niedawna, ktoś kto ściągał z sieci utwory objęte prawem autorskim miał przynajmniej świadomość, że nie jest w porządku. Teraz, po burzy wokół ACTA może się czuć rozgrzeszony. Problem został zrelatywizowany, co moim zdaniem powoduje również relatywizację podejścia do sprawy własności prywatnej w ogóle. Nie twierdzę, że ACTA to dobra regulacja, uważam że prawo autorskie powinno być zliberalizowane, ale ubocznym skutkiem całej tej historii jest podważanie prawa naturalnego, jakim jest prawo własności. W ten właśnie sposób dokonuje się erozja kanonu zasad moralnych.

      Jasne, że problem jest złożony, zgoda że konsumpcja jest naturalnym dążeniem człowieka. Tyle, że konsumpcja nie powinna być celem w samym sobie. Powszechny kult konsumpcji w egalitarnym społeczeństwie wychowuje konsumentów papki na najbardziej prymitywnym poziomie, w dodatku egoistów, których nic poza nimi samymi nie interesuje i którzy nie rozumują w kategoriach dobra społecznego. Efektem jest miernota państwa tworzonego przez społeczeństwo, które bez cienia refleksji żyje na kosz swoich dzieci i wnuków

      Usuń