poniedziałek, 23 kwietnia 2012

Maszerować też trzeba umieć


Fot. PAP/Tomasz Gzell

Nie wszystkim politykom, uczestniczącym w marszu zorganizowanym w obronie Telewizji Trwam, maszerowanie wyszło na zdrowie. Głównym przegranym wczorajszej imprezy został nieoczekiwanie Zbigniew Ziobro. Szef Solidarnej Polski pokazał coś, co dla mnie od zawsze jest oczywiste – absolutny brak charyzmy. Pokazał również, że w pobliżu Jarosława Kaczyńskiego ulatnia się gdzieś jego pewność siebie, wpada w panikę, głos mu się łamie i z dumnego Zbigniewa robi się spietrany Zbysio. Żałośnie wyglądał ten występ w kontekście prezydenckich ambicji lidera Solidarnej Polski.

Po wczorajszej manifestacji widać już wyraźnie w jak trudnej sytuacji jest Zbigniew Ziobro. Podział środowiska Prawa i Sprawiedliwości na PiS i Solidarną Polskę, od początku był sztuczny. Formacje te, prawie niczym się od siebie nie różnią. Powstały w wyniku ambicjonalnego sporu liderów, dotyczącego stylu działania partii, a nie meritum programowego czy kwestii ideologicznych. Wszystko to, ujawniło się teraz w pełnej krasie. Solidarna Polska, z Ziobrą, Kurskim i socjalnymi hasłami lewicy, nie ma żadnych szans na zajęcie miejsca między PiS a Platformą Obywatelską. Wczorajszy dzień pokazał, że równie kiepsko rysują się perspektywy przy prawej ścianie sceny politycznej. Dla radykałów, Ziobro w porównaniu z Kaczyńskim jest nikim. Reakcja demonstrantów na przemówienie lidera SP to świetna ilustracja tezy, którą w książce „Koniec PiS-u” postawił Michał Kamiński. Po katastrofie smoleńskiej, twardy radiomaryjny elektorat, związał się emocjonalnie z Jarosławem Kaczyńskim nie mniej silnie, niż związany jest z ojcem Tadeuszem Rydzykiem. Dlatego, Ziobro nie ma co marzyć o przejęciu tych wyborców. Jednocześnie, sytuacja ta cementuje Kaczyńskiego z Rydzykiem, który musi zdawać sobie sprawę, że nie ma już takiej swobody żonglowania poparciem politycznym, jak w przypadku swoich wcześniejszych faworytów. Do problemów Ziobry, doszedł wczoraj jeszcze jeden. Dał się ograć prezesowi PiS, który apelem o jedność, sprytnie przerzucił na niego odpowiedzialność za rozpad obozu socjalnej prawicy. Pole działania jest więc niewielkie. Do wyborów jednak ponad trzy lata, więc ziobryści mogą liczyć na bardziej sprzyjającą koniunkturę polityczną. Gdyby na przykład, Jarosław Kaczyński zdecydował się odejść w cień, przekazując stery partii komu innemu, politycy Solidarnej Polski zyskaliby szansę na powrót do macierzystej formacji bez utraty twarzy.

Wszystko to przywodzi na myśl jeszcze inną refleksję. Przepaść między Platformą Obywatelską a PiS i SP, jest dziś tak wielka, że trudno sobie wyobrazić istnienie elektoratu, który mógłby przenosić swoje poparcie między tymi dwoma, wrogimi wobec siebie obozami. A przecież nie zawsze tak było. W wyborach 2005 roku, wielu wyborców głosowało na zapowiadaną koalicję POPiS i znaczna część z nich była skłonna głosować na oba te ugrupowania. Co się z nimi stało? Spodziewam się, że wobec tak wyraźnej radykalizacji PiS zdążyli się już wykruszyć z elektoratu tej partii. Z braku rozsądnych alternatyw popierają więc PO, albo nie głosują wcale. I to jest przestrzeń polityczna, którą można zagospodarować. Z pewnością większa niż 2%, które uzyskał w ostatnich wyborach PJN. Ciekawe, że media zdają się tego nie dostrzegać. Wciąż prowadzone są dywagacje na temat szans ziobrystów, podczas gdy ekipę Pawła Kowala de facto już pogrzebano. Cóż, dla dziennikarzy nie istnieje polityka poza parlamentem. Niestety również PJN, mimo imponującej aktywności lidera w sferze polityki zagranicznej, nie ma pomysłu jak wykorzystać okazję. Potwierdzają to wyniki ostatniego sondażu CBOS-u. PJN otrzymał tylko 1% poparcia, wobec 3% uzyskanych przez Kongres Nowej Prawicy Janusza Korwina-Mikkego. Szkoda, bo w przeciwieństwie do KNP, formacja Kowala, Migalskiego i Poncyliusza ma jeden wielki atut - możliwość zaakceptowania przez mainstream.

22 komentarze:

  1. Tak jak już kiedyś pod którymś z postów pisałem, Kowalowi brakuje charyzmy lidera, który przyciągnie wyborców. Zarzut wobec Ziobry można przełożyć na Kowala 1:1. Może to jakiś syndrom po-PiSowej traumy, utraty przywódcy, może kwestia kompleksów? PJN był dla mnie od początku niewyraźną partią, która nie potrafiła się przebić ze swoim wizerunkiem i programem. I tak nie jest to dla mnie ciekawa reprezentacja, aczkolwiek na pewno wolałbym, aby taka prawica zajęła miejsce PiS w Sejmie. Niestety jeszcze nie teraz.

    W pełni się zgadzam z tym fragmentem:
    Podział środowiska Prawa i Sprawiedliwości na PiS i Solidarną Polskę, od początku był sztuczny. Formacje te, prawie niczym się od siebie nie różnią. Powstały w wyniku ambicjonalnego sporu liderów, dotyczącego stylu działania partii, a nie meritum programowego czy kwestii ideologicznych.

    Dochodzę do wniosku, że problem jest szerszy i dotyczy większej części polskiej sceny politycznej (na pewno tej mainstreamowej) - zaczynam wątpić w ogóle w to, że politycy mają poglądy, że mają konkretną wizję zmian i narzędzi, których do wprowadzenia tych zmian należy użyć. Oni naprawdę mają jeden cel - władzę. Jedni dążą do władzy, drudzy (Ci mniej charakterni) dążą do tego, aby się skutecznie podczepić pod tych, którzy do władzy się dorwą. Zdarza się, że niektórym się pomyli i nie wiedzą, gdzie ich miejsce w tym wyścigu - tak postrzegam działanie Ziobry.

    Slowikozofia.pl - Rozważania o wolności i ateizmie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Absolutnie nie zgadzam się z taką oceną Pawła Kowala. Uważam, że ma solidne podstawy, by zbudować wizerunek lidera na miarę Donalda Tuska. Konsekwentnie umacnia swoją pozycję w polityce międzynarodowej i zajmuję się polityką, nie politykowaniem - to w końcu zaprocentuje. Nie widzę tego u Ziobry. Jego ministrowanie, na którym opiera swoją pozycję, było żałosne.

      Problemy PJN diagnozowałem już wcześniej, w tekstach: Pawle Kowalu i PJN-ie, nie idźcie tą drogą! i Pogłoski o śmierci PO są mocno przesadzone. W skrócie: ciągnące się za tą formacją grzechy Kluzik-Rostkowskiej, brak własnej tożsamości, zamiast teamu działalność solowa liderów, nie stworzenie szerszego porozumienia ze środowiskami politycznymi bliskimi KNP, Janowi Rokicie etc.

      Nie ma się co dziwić, że politykom chodzi o władzę. Szkoda tylko, że jak już ją zdobędą, nie potrafią z nią nic sensownego zrobić.

      Usuń
    2. Politykom powinno chodzić o "coś", a władza ma być narzędziem do realizacji tego "czegoś". Idealizm? Czy może oczekiwanie na przyzwoitość? :)

      Usuń
    3. Może wyraziłem się nieprecyzyjnie, ale z grubsza chodziło mi o to samo ,w ostatnim akapicie poprzedniego komentarza:)

      Usuń
  2. "Szkoda, bo w przeciwieństwie do KNP, formacja Kowala, Migalskiego i Poncyliusza ma jeden wielki atut - możliwość zaakceptowania przez mainstream."

    To dlaczego nie została zaakceptowana?

    Moim zdaniem ciągle pokutuje przekonanie, że w Polsce istnieje polityczny "mainstream", istnieją rozważni wyborcy głosujący w imię odpowiedzialności losy społeczeństwa.

    Może i ten mainstream istnieje, ale jest ich 1-3% (plus trochę zniechęconych). Podstawa polskiego społeczeństwa to przedstawiciele nurtu "te złodzieje w rządzie, trzeba im dowalić" (KPN, X, potem Samoobrona, teraz PIS) oraz nurtu "głosujemy na własne tyłki" (tłumaczyć nie trzeba).

    Teraz doszedł jeszcze Palikot i zagospodarował sierocy elektorat lewicowy.

    Mjr Kropaczka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlaczego? Przede wszystkim z powodu silnej polaryzacji sceny politycznej. Dwie ostatnie elekcje to pospolite ruszenie mainstreamu przeciw groźbie rządów Jarosława Kaczyńskiego. A dzielnym rycerzem, który może powstrzymać smoka i uratować zgłębiony lud jest Donald Tusk. Wybory mają więc charakter plebiscytu. Drugi powód, to brak dobrego pomysłu PJN na siebie, o czym piszę wyżej.

      Mainstream, siłą rzeczy nie może stanowić 1-3%, bo wtedy nie byłby głównym nurtem. Mainstream głosuje przede wszystkim na PO, SLD, w części na Palikota.

      Usuń
    2. Źle się wyraziłem. Mainstream nie może stanowić 1-3%, prawda, ale w Polsce mainstreamem nie jest nurt o to podejrzewany.

      Mainstream polski to "rozliczyć złodziei w rządzie" i "pilnuję władnej d..". Mainstream polski glosuje na PO i PiS, nie są mu potrzebne inne formacje.

      Mjr Kropaczka

      Usuń
    3. To wszystko kwestia definicji. Wg moich, na PiS głosuje drugi obieg, a nie mainstream. Drugi obieg należy rozumieć jako wyrazistą wizję świata, która stoi w silnej kontrze do wizji reprezentowanej przez mainstream. W moim przekonaniu, żadna z tych wizji nie jest prawdziwa. Im bardziej radykalny jest PiS, tym bardziej drugo obiegowy ma elektorat.

      Usuń
    4. Koncepcja mainstreamu jako grupy społecznej usiłującej znaleźć "najlepszą" partię jest kusząca intelektualnie, ale przeczą jej fakty socjologiczne. Dlaczego dotąd żadna partia pretendująca do mainstreamu (poza bezideowymi partiami władzy) nie wygrała?

      Mjr Kropaczka

      Usuń
    5. Chyba się nie rozumiemy. Mainstream kształtują media głównego nurtu, czyli w przypadku telewizji, wszystkie największe stacje. Żeby wygrać wybory trzeba skutecznie odwołać się do mainstreamu. Beznadziejność dzisiejszej sytuacji polega na tym, że by osiągnąć ten cel wystarczy być tarczą chroniącą przez Kaczyńskim. Nic więcej nie trzeba. Tusk idealnie wpisuję się w to zapotrzebowanie.

      Usuń
    6. "Mainstream kształtują media głównego nurtu"
      To do dzisiaj powinna rządzić Unia Demokratyczna (wolności).

      Nie przesadzajmy. Media głównego nurtu nigdy nie pieściły Maniusia Krzaklewskiego a jedna AWS wygrała. Wydaje mi się, że po 1989 r. nie "kształtowały" też wyborcy SDRP/SLD a ta formacja zdobywała (i traciła) władzę kilkakrotnie. W 2005 r wygrał wiadomo kto. PJN miał dość duże wzięcie w mediach a Palikot małe - wyniki wyborcze były odwrotne.

      Aby wygrać wybory w Polsce trzeba albo "rozliczyć tych złodziei w rządzie" albo "dać szwagrowi pracę w urzędzie".

      Dawniej jeszcze dochodziło zadnie że "za Gierka, Panie, to było lepiej", teraz z powodu zmiany pokoleń i utrwalania się dobrobytu (w głodujące co trzecie dziecko na Śląsku nie wierzę) doszło do emancypacji antyklerykalizmu i pojawił się Palikot.

      Bycie w "mainstreamowych" mediach nie wystarcza.

      Mjr Kropaczka

      Usuń
    7. Nie można czynić takich uproszczeń. Mainstream się zmienia. Zmieniają się mainstreamowi media. Zmienia się polaryzacja. To oczywiste, że wybory wygrywa się populizmem, ale populizmem ulokowanym w głównym nurcie. Inaczej można mieć tylko dobry wynik jak Lepper w 2001 czy PiS w 2011.

      Usuń
  3. Nie ma się co dziwić, że wokół Kaczyńskiego brak ludzi z charyzmą.
    To skutek działania przez wiele lat selekcji negatywnej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, ale to samo można powiedzieć o każdej partii. Jakiego charyzmatycznego konkurenta ma Tusk w PO? Albo Miller w SLD?

      Usuń
  4. Zgadzam się w pełni z Pana poglądem. Dodam, że PS to ta część PiS-u, którą można nazwać "niepokorne wilczki", dla których bycie jedynie w permanentnym cieniu wielkiego wodza Jarosława Kaczyńskiego. Po prostu dla nich przelała się czara goryczy i koniec kropka - wyszli i stworzyli PiS-bis czy też PiS- Odłam Rewolucyjny. Oczywistą, oczywistością jest że nie mogą zagospodarować inne przetrzenie polityczne jak tylko stronę narodowo-katolicko-socjalistyczną ( co nazywana jest powszechnie aczkolwiek nieuprawnienie - prawicą). Gdyby chcieli zagospodarować prawię - tą prawdziwą prawicę to powinni wejść w sojusz z Nową Prawicą, ale mentalnie są nierozwinięci, czyli są na poziomie grzebania w niskich pobudkach społecznych bowiem takie właśnie pobudki nimi kierują. Co do PJN, to nie sądzę, żeby w najbliższej a nawet nieco dalszej mogli zafunkcjonować w bardziej znaczący sposób. PJN to .....hhhhhmmmm......zgrupowanie intelektualistów w dawnym PiS-ie, a wiemy że PiS nie potrzebuje ani intelektualistów ani niepokornych wilczków. Miałem sen.....że w stosunkowo niedługim czasie scena polityczna będzie sie składać z Nowej Prawicy, RP (nbo Palikot jest kumatym facetem i potrafi się dogadać z JKM) może PSL i chyba chwatit :) Fajnie by było i chyba bardziej normalnie.

    Andrzej BJ

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sny mają swoje prawa, ale raczej nie realizują się w rzeczywistości. Przynajmniej moje:) Trudno mi uwierzyć w sukces KNP, chociaż dobrze życzę tej partii. Zgadzam się z Ziemkiewiczem, swego czasu rzecznikiem UPR, że z Januszem Korwin-Mikke jest taki sam problem jak z Jarosławem Kaczyńskim. Jak już wszystko idzie w dobrą stronę i pojawia się realna szansa przekroczenia progu wyborczego to JKM palnie coś efektownego o homosiach, dupokracji czy niepełnosprawnych i jest po ptokach. Przez to ciężko wyjść poza folklor polityczny. Tutaj PJN ma więc przewagę. Cenię Pawła Kowala, ale moim zdaniem pracuje na swoją osobistą pozycję, a nie sukces całej formacji. Obawiam się, że jego priorytetem jest reelekcja do Parlamentu Europejskiego. Wobec wątpliwych szans PJN startującego samodzielnie, zapewne stworzą wspólne listy z PO. Tusk na to pójdzie, przecież w poprzednich wyborach znalazło się miejsce nawet dla Mariana Krzaklewskiego. I wszystko fajnie, tylko że te cele są sprzeczne z tworzeniem własnej tożsamości PJN i budową samodzielnej formacji konserwatywno-liberalnej.

      Usuń
    2. Tak, to prawda, że JKM prawie zawsze walnie sobie w kolano w najmniej odpowiednim momencie. Nie mniej jednak wizja państwa lansowana przez JKM jest, według mnie bardzo przejrzysta i racjonalna.Wyskoki JKM traktuję jako cechę charakteryzujących ludzi wielkiego formatu do jakich JKM niewątpliwie należy. W moim przekonaniu to raczej nasze społeczeństwo nie dorosło i w żaden sposób nie pojmuje idee KNP. ja osobiście mimo iz lestem lewicowym liberałem popierający welfare state, uważam tezy JKM za absolutnie słuszne w wiekszości przypadków. Osobiście pod względem idei gospodarczych to jestem w 85% zwolennikiem KNP, natomiast pod względem obyczajowości w 85% zwolennikiem RP. jednym słowem - jestem rozdarty :)

      Andrzej BJ

      Usuń
    3. JKM jest doskonałym publicystą i świetnym ideologiem. Cechy, które o tym decydują jednocześnie przynoszą mu polityczną porażkę. Kibicuję Korwinowi, ale sukcesów nie wróżę. Widział Pan słynną debatę JKM z Palikotem, przed ostatnimi wyborami? Obaj wypadli świetnie. To było prawdziwe starcie polityczne, tak odmienne od papki serwowanej nam zawsze w kampanii wyborczej. Na wszelki wypadek podrzucam link: JKM kontra Palikot Naprawdę warto!

      Usuń
    4. Oczywiście, że ogladałem debaty JKM i Janusza Palikota, chyba w superstacji a później na youtube.Zawsze czytam JKM jak i Palikota, nie podarowałbym sobie opuszczenia ciekawych kąsków. Jestem po dzisiaj pod wrażeniem i bardzo chetnie doniej wracam. To właśnie jest stracie dwóch merytorycznych gości i takich nam trzeba na scenie politycznej. Mam nadzieję, że dożyję czasów, w których IV RP to będzie Polską kompetentnych i mądrych, niezależnych od partyjnej mamony polityków, dla których uczestnictwo w kierowaniu Państwem jest służbą i zaszczytem a nie jedynie miejscem zarabiania pieniedzy.

      Andrzej BJ

      Usuń
    5. Ja byłbym tutaj bardziej ostrożny. Status wiecznego, pozaparlamentarnego opozycjonisty (JKM) to zupełnie inna przestrzeń polityczna niż realny udział we władzy. Po owocach ich czynów, poznacie ich. A w tym przypadku, takiej szansy nie było.

      Usuń
  5. Ja tradycyjnie lekki OT - aż się zakrztusiłam herbatą przeczytawszy, że Ziobro Zbigniew ma ambicje prezydenckie. Żyłam dotąd w szczęśliwej nieświadomości tego faktu...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Okazuje się, ze z zagranicznej perspektywy jednak sporo umyka. Ziobro Zbigniew pierwszy zgłosił swoją kandydaturę do prezydenckiego stolca. Zrobił to zresztą bardzo sprytnie. Niejako w odpowiedzi na deklarację Kaczyńskiego, że kandydować nie zamierza. Jak wiadomo prezes PiS musiał wkrótce naprawić swój błąd i zmienić zdanie w tej kwestii. Ale Ziobro dalej w ofensywie. Teraz proponuje prawybory na prawicy, które miałyby wyłonić wspólnego kandydata. Sondaże dają mu 11% vs 18% Kaczyńskiego, czyli całkiem nieźle. Takie tam polityczne gierki. A do wyborów trzy i pół roku:)

      Usuń