środa, 8 lutego 2012

Pogłoski o śmierci PO są mocno przesadzone


Obraz Jacka Yerki "Prywatna fala"

Wciąż czytam triumfalne wieszczenia końca dominacji Platformy Obywatelskiej. Wyspecjalizował się w nich między innymi Marek Migalski. W kolejnych wpisach na swoim blogu („PO – to już koniec!”, „Co po PO?”, „PO – kronika zapowiedzianej śmierci”) snuje wizje wewnętrznego rozkładu Platformy i upatruje w tym wielkiej szansy dla swojej partii. Jest bardzo pewny swego:

„Z każdym dniem coraz bardziej to widać, słychać i czuć (że Platforma się kończy). Kto tego nie rozumie, nie powinien zajmować się polityką. CI którzy twierdzą, że nic się nie dzieje, że Tusk nie przez takie zawirowania przechodził, że nie takie kryzysy przezwyciężał, ośmieszają się i będą w przyszłości wykpiwani jak ci, którzy na jesieni 1991 roku twierdzili, że Związek Radziecki pokona wolny świat.”

Lubię teksty Marka Migalskiego, uważam, że jest znacznie sprawniejszym publicystą niż politykiem, zgadzam się z większością spostrzeżeń zawartych w przywoływanych wpisach, a jednak wyciągam z nich inne wnioski.

Tak, to prawda. Donald Tusk jest dziś poturbowany jak nigdy wcześniej. Stracił wiele z wizerunku politycznego króla Midasa, który każdy problem jest w stanie zamienić w dobry PR. Gdyby wybory odbywały się wiosną, miałby twardy orzech do zgryzienia, choć wcale nie stałby na straconej pozycji. Ale do wyborów mamy jeszcze prawie 4 lata rejsu rozklekotaną łajbą, płynącą przez wzburzony, nawiedzany sztormami ocean. W tym kontekście, to co dzieje się dzisiaj nie ma tak wielkiego znaczenia. Donald Tusk odniesie jeszcze nie jedną ranę, rząd nie jeden raz się skompromituje, ale to wcale nie oznacza przewrotu na scenie politycznej. Mandatem do sprawowania władzy przez PO, nie są sukcesy Donald Tuska w roli premiera tylko strach przed PiS-em. Paraliżującym strachem spętane są media tworzące przekaz, w którym zwycięstwo PiS byłoby narodowym kataklizmem. Ten strach, każe wybaczyć każdy błąd w imię wyższej racji. To psychoza, ale trzeba przyznać uczciwie, że PiS zapracował sobie na rolę czarnego luda. Jarosław Kaczyński jest, bez wątpienia, największym sojusznikiem Donalda Tuska. Warunkiem dokonania zmian jest rozpad dwubiegunowej sceny politycznej. Dopóki będzie istniał PiS w obecnym kształcie, z Jarosławem Kaczyńskim na czele, Donald Tusk może czuć się bezpiecznie. Litania kolejnych wpadek spowoduje jedynie zmianę motywów poparcia dla jego rządów. W coraz mniejszym stopniu miłość, w coraz większym wyrachowanie. Z punktu widzenia sprawowania władzy nie ma to jednak większego znaczenia. Strach jest najlepszym spoiwem. Dopiero na gruzach PO i PiS będzie możliwe nowe otwarcie.

Tu dochodzimy do kolejnej kwestii, która rodzi optymizm pana Migalskiego, choć moim zdaniem, póki co, nie ma ku temu nawet najmniejszych podstaw. Kto miałby być beneficjentem klęski PO? Platforma jest dzisiaj bezideową korporacją, w której znaleźć można wszystkie środowiska polityczne. Część z nich, mają szansę przejąć Janusz Palikot i SLD, ale co z centrum i tak zwanym prawym skrzydłem Platformy, które teoretycznie mógłby zagospodarować PJN? Nie widzę dziś żadnej aktywności tej partii. Każdy z jej rozpoznawalnych członków gra na siebie. Paweł Kowal, wyspecjalizował się w polityce wschodniej i powoli buduje pozycję eksperta również w sprawach europejskich, wyraźnie dystansując się od polskiego grajdołka politycznego. Publicystyka Marka Migalskiego utrwala jego odrębność. Paweł Poncyliusz w ogóle zniknął ze sceny, poza Sejmem dopadła go proza życia. Michał Kamiński, w PJN jest chyba tylko przez pomyłkę. Jego kuriozalne one man show i nie przyzwoite umizgi do PO robią fatalne wrażenie. Panie Marku! Nie tworzycie żadnej alternatywy politycznej. Jeżeli sądzi Pan, że pospolite ruszenie i medialne ADHD, na pięć minut przed wyborami, pozwoli wam wejść do pierwszej ligi, to jest Pan naiwny. W Polsce brakuje, rozsądnej, konserwatywno-liberalnej opozycji, która będzie miała własny pogląd w każdej ważnej sprawie, miast w czambuł krytykować wszystkie posunięcia rządu. Ale wy nie chcecie nią być. Konserwatywno-liberalni wybory PO nie mają dokąd pójść.

Moja rada. Zamiast upajać się wizją agonii PO, zajmijcie się pracą u podstaw. Zacznijcie działać na rzecz nowego projektu politycznego jako zespół. I zmieńcie ten obciachowy szyld. PJN kojarzy się z PiS-em, Kluzik-Rostkowską i całym tym kompromitującym bałaganem, który jest grzechem pierworodnym tej formacji. Po co dźwigać to brzemię?

8 komentarzy:

  1. Właściwie się zgadzam ale myśle, że Palikot może bardziej namieszać. Jest lansowany w mediach i za dwa lata on sam może być alternatywą dla PO. Wtedy te dwa bieguny pozostaną tylko Palikot zastąpi PO.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cztery lat do wyborów to masa czasu, trudno prognozować. Sądzę jednak, że wzmocnienie lewicy w następnych wyborach jest bardzo prawdopodobne. Niestety dla mnie. Pajacowanie Palikota może mu dać 20% z hakiem, a jednocześnie ocali SLD na poziomie 10%. I z PSL-em (zawsze do usług) już da się rządzić.

      Usuń
  2. Zgadzam się, że nie można już teraz wróżyć sukcesu lub porażki w wyborach za blisko 4 lata. Wydaje mi się, że może dojść (i chyba dochodzi) do zmiany jakościowo-wizerunkowej w PO. O ile zawirowania ze Schetyną pokazały Tuska jako twardego gracza, który ustanawia porządek w swojej partii, o tyle obecna sytuacja chyba wymusi na nim przyjęcie roli bardziej zamordystycznej względem całego społeczeństwa. Siedzi w nim mały demon dyktatora :)

    Slowikozofia.pl - Rozważania o wolności i ateizmie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zmiana wewnątrz PO dokonuje się na pewno. Inny jest autorytet charyzmatycznego zwycięzcy, a zupełnie inny chwiejnego tygrysa z powybijanymi zębami. A z autorytetu bierze się siła sprawcza lidera. Wizerunek zamordysty do Tuska nie pasuje. Stałby w sprzeczności z jego dotychczasowym imażem sympatycznego faceta, a poza tym niebezpiecznie by się zbliżał do wizerunku Jarosława Kaczyńskiego. To byłaby błąd PR-owy:) Wreszcie żeby być zamordystą, trzeba mieć jaja, a ja w tej kwestii zgłaszam pewne wątpliwości;)

      Usuń
    2. To chyba dobrze, że nie grozi nam dyktatura Tuska? A jak czytam Pana komentarz to wydaje mi sie ze tak Pan nie uważa.
      emma

      Usuń
    3. Pojęcie dyktatury jest pejoratywne, mówmy więc o zdecydowanych, twardych rządach. W warunkach demokracji, nie da się uzyskać aprobaty społecznej dla bolesnych reform. Nawet w sytuacji skrajnej, co doskonale widać na przykładzie Grecji. Zawsze jakieś środowiska będą głośno krzyczeć. Dlatego konieczne jest wzięcie za twarz i przeprowadzenie reform mimo protestów. U nas zanosi się na przeciwny scenariusz. Po doświadczenia z ACTA, Tusk będzie teraz wszystko konsultował społecznie, debatował bez końca, próbował wszystkim zrobić dobrze. W ten sposób skutecznie rządzić się nie da.

      Usuń
  3. Panie Marku!!!! Buhahaaaa I co myślisz cieniasie że pan Mareczek to przeczyta? Gdzie się tacy rodzą?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, po pierwsze, to taki zwrot retoryczny. Ale skąd Ty miałbyś o tym wiedzieć? Po drugie, większość swoich wpisów publikuję też w Salonie24, gdzie swoje teksty zamieszcza również Marek Migalski. I tak się akurat składa, że czytał mój artykuł. Możesz to sobie sprawdzić, oddając się lekturze komentarzy pod tym wpisem: http://migal.salon24.pl/388947,o-roznicy-miedzy-politykami-przegranymi-a-skonczonymi. Trafiłeś więc kulą w płot kolego. Gdzie się tacy rodzą?

      Usuń