piątek, 17 lutego 2012

Wielka epoka małych liderów



„Tak jak mitem jest legenda, że „Solidarność” obaliła komunizm, tak samo mitem jest opowieść, że kolejne rządy zbudowały nad Wisłą demokrację i kapitalizm”.
Robert Krasowski - "Po południu"

Bez zrozumienia historii, trudno rozumieć teraźniejszość. W przypadku historii najnowszej wpadamy jednak w pułapkę. Granica między współczesnością a historią jest płynna. Wydarzenia, w których uczestniczyliśmy zwykle trudno nam traktować jako materiał historyczny. Sądzimy, że to co przeżyliśmy i pamiętamy to najbardziej obiektywna prawda o najnowszej historii. Nic bardziej błędnego. Warunkiem rzetelnej analizy jest chłodna ocena, odrzucenie własnych emocji, cząstkowych informacji, zapamiętanej publicystyki i spojrzenie na minione wydarzenia z pozycji historyka, który analizuje materiał badawczy.

Taką metodę przyjął Robert Krasowski w swojej pasjonującej książce o pierwszych latach III RP pt. „Po południu” (podtytuł „Upadek elit solidarnościowych po zdobyciu władzy”), która właśnie trafiła na księgarskie półki. To pierwszy, z planowanych trzech tomów, obejmujący okres od upadku komunizmu do zwycięstwa Aleksandra Kwaśniewskiego w wyborach prezydenckich w 1995 roku. Autor proponuje, żeby naszą dzisiejszą, ukształtowaną już i dojrzałą, wrażliwość polityczną i współczesne kryteria oceny polityków, zastosować do oceny działań uczestników sceny politycznej sprzed 20 lat. Ten prosty zabieg sprawia, że nasze historyczne opinie w sposób diametralny ulegają przewartościowaniu. To książka szczególna. Krasowski nie oferuje ani prawicowej, ani lewicowej wersji historii. Obala mity, odsłania kulisy intryg i nieporozumień, dokonuje chłodnej analizy motywacji i działań podejmowanych przez ludzi, którzy na początku transformacji ustrojowej dzierżyli władzę. Jest jednakowo surowy dla polityków wszystkich opcji. Nie ucieka od ostrych sądów i wyrazistych charakterystyk bohaterów tamtych wydarzeń.

Chyba najbardziej interesująca jest ocena roli Lecha Wałęsy. Wałęsa jest postacią, z którą zawsze wiązał się olbrzymi dysonans poznawczy. Z jednej strony poczucie, że jest w nim jakaś wielkość, z drugiej, jego codzienne zachowania tej wielkości przeczyły. To przekłada się na skrajne opinie na jego temat. Ludowy prostaczek i samorodny talent polityczny. Żywy pomnik, symbol obalenia komunizmu i agent Bolek. Co ciekawe, na swój sposób każda z tych ocen jest słuszna. Mieszają się w jakiś dziwny melanż, wymykając łatwym osądom. Krasowski z tego chaosu ułożył wizerunek sprawnego gracza politycznego, jedynego który miał wizję i próbował ją realizować, wbrew wszystkim. Na pierwszy rzut oka, ta ocena może wydawać się bardzo kontrowersyjna, ale podążając za tokiem rozumowania Krasowskiego nie sposób jej zaprzeczyć. Nie oznacza to, że ze wszystkim się zgadzam. Pewnie, gdyby nieco poprzestawiać akcenty, ten obraz stałby się mniej klarowny. Warto jednak spróbować, zbudować sobie od nowa wizerunek postaci Wałęsy. Zwłaszcza, że wśród utalentowanych polityków tamtych czasów, Krasowski nie wymienia legendarnych przywódców Solidarności:  Mazowieckiego, Geremka, Kuronia. Byli lirycznymi romantykami, naiwnymi Don Kichotami, nie nadającymi się do rządzenia. Trudno się z tą oceną nie zgodzić.

Generalna konkluzja tej książki jest gorzka i bezwzględnie krytyczna wobec polskich elit politycznych. To co udało się osiągnąć w procesie transformacji gospodarczej (i tak strasznie mało versus możliwości i potrzeby), osiągnięto mimo destrukcyjnej działalności polskich polityków, a nie dzięki nim. Wyłącznie dlatego, że główny nurt wydarzeń wyznaczał nóż na gardle rządzących, trzymany przez przedstawicieli MFW i Banku Światowego. „Po południu”, to również druzgocąca krytyka demokracji parlamentarnej. Największą zmarnowaną szansę, autor postrzega przede wszystkim w tym, że nie chciano wykorzystać ambicji Lecha Wałęsy, który walczył o wzmocnienie roli prezydenta kosztem partii politycznych i Sejmu. To była jedyna możliwość wymuszenia reform. Niezależnie od sympatii dla Wałęsy, był on jedynym podmiotem władzy, który chciał wziąć na siebie odpowiedzialność za transformację, podczas gdy kolejni premierzy robili wszystko żeby odsunąć od siebie i od swojego ugrupowania tę odpowiedzialność. Politycy partyjni, poświęcili rozwój gospodarczy w imię schlebiania masom. Smutne, że w odniesieniu do dzisiejszej polityki ta ocena jest tak samo prawdziwa. Bez zmiany ustroju politycznego niczego nie uda się zrobić. Tę książkę naprawdę warto przeczytać.

12 komentarzy:

  1. Ja też miałem zawsze problem z Wałęsą. Jak powiedział coś sensownego to potem pięć razy zaprzeczył, siedem razy pokręcił i w końcu nic nie można z tego było zrozumieć. Teraz to już trochę zapomniana postać. Rzeczywiscie może warto spojrzeć na niego z dystansu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tą zapomnianą postacią to jednak lekka przesada:) Wałęsa nie jest po prostu aktywnym politykiem. Ale jest przecież obecny w szerszym kontekście, choćby właśnie w historycznym czy w sferze popkultury. Komentuje rzeczywistość polityczną, jeździ do Tunezji uczyć demokracji, procesuje się z Wyszkowskim, Kaczyńskim, Czarneckim, jego żona pisze kontrowersyjną książkę a Wajda kręci o nim film:) Trochę tego jest. I bezwzględnie warto przyjrzeć się Wałęsie z dystansu historycznego.

      Usuń
    2. Dla mnie Wałęsa jest trochę pionkiem w tym wszystkim. Ja na to może już patrzę trochę z dystansu, bo jak zakończył prezydenturę, to miałem 8 lat. Przemiany z przełomu lat 80' i 90' są dla mnie typowym przykładem tzw. aktywności obywatelskiej. Ci, którzy najbardziej aktywnie walczyli (w sensie jako grupa społeczna), czyli robotnicy, górnicy, stoczniowcy itd., walczyli o rzeczy, których nie rozumieli i na których nieraz stracili. Stąd zawsze staram się utrzymać dystans i trzymać w ryzach swój entuzjazm dla zrywów obywatelskich - zazwyczaj chodzi w nich o coś innego, niż myślą sami "walczący".
      Slowikozofia.pl - Rozważania o wolności i ateizmie

      Usuń
    3. Co do ruchów obywatelskich, zgoda. Tu zawsze działa psychologia tłumu. A Wałęsa? Jeśli jak piszesz, był pionkiem, od razu nasuwa się pytanie, czyim? Bo to rzecz oczywista, że pionkiem ktoś zawsze manipuluje. A więc kto? Geremek, Mazowiecki et consortes? Wolne żarty. Bezpieka, a potem byli agenci bezpieki? Są wielbiciele takiej wersji ale ja do nich nie należę. Więc może jednak pionkiem nie był? Przeczytaj książkę Krasowskiego. Chętnie skonfrontowałbym swoje wrażenia z kimś inteligentnym:)

      Usuń
    4. Nie mam wyrobionego poglądu na ten temat. Może zbyt kategorycznie to ująłem. Chodzi mi po prostu o ogólne wrażenie, bez zagłębiania się zbytnio w temat. Wychodzi na to, że będę musiał tą książkę przeczytać :)

      Usuń
  2. brzmi ciekawie, zważając na swój wiek nie pamiętam za dużo z pierwszych lat po transformacji, ale mam pytanie, czy ta książka napisana jest w taki sposób by zachęcić do czytania osoby które nie interesują się historią na co dzień?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O widzisz! Zapomniałem o tym wspomnieć. Robert Krasowski nie jest historykiem, tylko publicystą, a jego książka nie jest podręcznikiem do historii. To jest raczej opowieść o tamtych czasach, skupiająca się na grze politycznej i motywacjach głównych graczy. Napisana z pasją. Do przeczytania jednym tchem:)

      Usuń
  3. Kapitalna książka, dostałam ją na imieniny dzien po ukazaniu sie na rynku.Czyta sie jak kryminał.Byłam obserwatorem wydarzen,które Krasowski opisuje i przyznaje z przyjemnoscią iż jest obiektywny, dowcipny a charakterystyki postaci są bezlitosnie prawdziwe ,jezyk barwny niebanalny,fantastyczny facet z tego Krasowskiego.
    Ciesze sie, ze na Hipokrytesa można liczyć bo ksiązkę własnie skonczyałam a nie ma z kim pogadać i skonfrontować opinie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hipokrytes zawsze chętnie pogada:) W tej książce, pojedyncze diagnozy, charakterystyki, oceny, w zasadzie mnie nie zaskoczyły (poza Wałęsą). Mam bardzo podobny pogląd. Ale nie potrafiłbym ułożyć tych wszystkich puzzli w tak klarowny ciąg przyczynowo-skutkowy, tworzący spójną, logiczną całość.

      Usuń
  4. Nie słyszałam (tu na niemieckiej prowincji zakopana), ale już poprosiłam o zakupienie i przesłanie. Narobiłeś mi czytelniczego apetytu...
    Pamiętam dobrze te lata, wchodziłam w dorosłość... ech te partyjki, frakcje, ciągle nowe nazwy :-) Trudno to było czasem ogarnąć... No i czarny koń Stan Tymiński jako kandydat na prezydenta!

    A politycznie BTW w Niemczech dziś ciekawy dzień - prezydent odkleił się od stołka! Nareszcie!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spodoba Ci się. Dla tych, którzy pamiętają tamte czasy, taka lektura ma dodatkowy walor, jeżeli tylko są otwarci na przyjęcie innej, niż zapamiętali, interpretacji wydarzeń. A Stan Tymiński, autor wiekopomnego dzieła pt. „Święte psy” (posiadam), w książce oczywiście się pojawia:)

      Prezydent u was to taka raczej paprotka, do podlewania;) I słusznie. Albo system prezydencki albo parlamentarny, a nie takie ni to ni sio jak u nas.

      Usuń