Odnoszę wrażenie, że właściwie wszyscy, i
politycy i komentatorzy, pogodzili się już z myślą, że po 25 października rządzić
będzie Prawo i Sprawiedliwość. Takie są nastroje społeczne i sondaże wskazywały
dotąd, że nawet jeśli partia Jarosława Kaczyńskiego nie zdoła uzbierać
samodzielnej większości, to w koalicji z ugrupowaniem Pawła Kukiza nic takiej
większości nie zagrozi.
Tymczasem wcale tak być nie musi. Doskonale
pokazuje to badanie, które dla „Rzeczpospolitej" przeprowadziła pracownia IBRiS, już po burzliwej debacie sejmowej na temat uchodźców, opublikowane wczoraj
na stronach gazety.
Przy takim rozkładzie poparcia i frekwencji na
poziomie ca 50%, kalkulator przeliczający głosy na mandaty wg metody d’Hondta
wskazuje 225 mandatów dla PiS, a więc o 6 za mało do uzyskania samodzielnej
większości w Sejmie. A Kukiz jest tutaj pod progiem wyborczym.
W takiej sytuacji klucz do rządzenia spocząłby niestety
w rękach PSL, wzmacniając i tak wystarczająco destrukcyjną rolę tej partii. Jestem
jednak skłonny założyć, że Piechociński wolałby nie zmieniać koalicjanta i
postawiłby na sprawdzony alians z Platformą Obywatelską. Wtedy najbardziej
prawdopodobnym scenariuszem byłaby koalicja PO + PSL + Zjednoczona Lewica +
Nowoczesna, czyli wszyscy przeciw PiS, który pomimo zwycięstwa w wyborach
pozostałby w opozycji.
Czy to byłoby dobre rozwiązanie dla Polski?
Moim zdaniem nie. Jako nie PiS-owiec i krytyk wielu pomysłów i koncepcji
politycznych tej partii wolę chyba samodzielne rządy PiS, za które pełną
odpowiedzialność bierze Jarosław Kaczyński niż koalicję od sasa do lasa, która
musiałaby być jakąś koszmarną karykaturą rządzenia, gorszą od tego co dotychczas
mieliśmy okazję doświadczać. W dodatku koalicję skazaną na ciągłą konfrontację
z pałacem prezydenckim. Jak w Polsce wygląda kohabitacja widzieliśmy w latach
2007-2010 i widzimy teraz. Poza tym, taki scenariusz wyraźnie rozmijałby się z istniejącym
nastrojem społecznym co podgrzewałoby temperaturę tego konfliktu.
Na koniec, warto zwrócić uwagę na fakt, że dzisiaj realny jest właściwie każdy scenariusz. Aż cztery formacje (ZLew, Nowoczesna, PSL, Kukiz 15) balansują na granicy progu wyborczego i to od tego, które z nich ostatecznie znajdą się w Sejmie zależy liczba mandatów zwycięskiego ugrupowania. Wariant omówiony powyżej jest jednak bardzo prawdopodobny.