Słucham czasem porannej audycji Tadeusza Mosza „EKG” w radiu Tok
FM. To program ekonomiczny, w którym prowadzący i zaproszeni goście, mniej
lub bardziej znani przedstawiciele polskiego świata ekonomii i finansów,
omawiają bieżące wydarzenia gospodarcze. Zazwyczaj, dyskutanci nie różnią się
istotnie w swoich opiniach prezentując poglądy nie wykraczające poza linię głównego
nurtu. W odniesieniu do problematyki związanej z obecnością Polski w Unii
Europejskiej oznacza to, że panuje pro unijna zgodność dotycząca pogłębiania
integracji, przyjęcia waluty euro (ewentualne spory dotyczą najwyżej terminu
jej przyjęcia), nikt nie kwestionuje konieczności podpisania przez Polskę paktu
fiskalnego, powtarzane są te wszystkie dyżurne opowieści o pociągu, do którego
koniecznie musimy wskoczyć zanim odjedzie, o stole przy którym za wszelką cenę
musimy siedzieć etc. Wszystko uładzone, uczesane, poprawne politycznie. W tym
gronie, głos odmienny, zdystansowany do unijnych pomysłów spotkałby się z zakłopotaniem dyskutantów
i zapewne zostałby uznany za towarzyskie faux-pas.
Dlatego też, z rozbawieniem wysłuchałem audycji, w której goście
redaktora Mosza gremialnie opowiedzieli się za patriotyzmem gospodarczym. Temat
został wywołany przez wicepremiera Janusza Piechocińskiego, który zapowiedział
debatę na ten temat. Czy Polacy powinni
preferować polskie produkty? Czy powinni faworyzować tych przedsiębiorców
zagranicznych, którzy lokują swoje interesy w Polsce? Czy polski rząd powinien wspierać polski biznes? W taki właśnie sposób, bez żenady postępują przywódcy
innych państw. Frazesy o europejskiej solidarności nie przeszkadzają im w dotowaniu sprzedaży krajowych marek i towarów czy wywieraniu nacisku na władze wielkich koncernów czego efektem jest ograniczanie tańszej produkcji
za granicą po to by utrzymać zatrudnienie w kraju macierzystym (masowe
zwolnienia w fabryce Fiata w Tychach są tutaj bardzo wymownym przykładem).
I wszystko fajnie, szkoda tylko że panowie eksperci z programu EKG nie
widzą sprzeczności głoszonych przez siebie poglądów. Jeżeli patriotyzm gospodarczy,
który sprowadza się w końcu do ochrony krajowego rynku, jest ok., dlaczego
popierają inicjatywy, które stoją w sprzeczności z tą tezą? Przecież pozbywając
się własnej waluty na korzyść euro, rezygnujemy z możliwości prowadzenia
polityki stóp procentowych przez Narodowy Bank Polski, czyli z bardzo ważnego
instrumentu wpływu na konkurencyjność krajowej gospodarki. Długofalowym celem
paktu fiskalnego nie jest wyłącznie wprowadzenie mechanizmu hamulca budżetowego
jak głosi oficjalna propaganda, zwłaszcza, że podobne regulacje zawarto już w traktacie z Maastricht
(tyle, że większość krajów UE, nie zawracała sobie tym głowy). Pakt fiskalny
prędzej czy później musi doprowadzić do unifikacji obciążeń podatkowych we
wszystkich krajach członkowskich UE, co dla krajów słabiej rozwiniętych
gospodarczo, w tym Polski, byłoby przysłowiowym gwoździem do trumny. Skąd taka schizofrenia w głowach sterników naszej gospodarki? Stawiam na terror poprawności politycznej, która nawet wbrew logice nie pozwala przyjąć tez sprzecznych z obowiązującym dogmatem. W końcu nie trudno zasłużyć na etykietkę oszołoma. A to grzech znacznie cięższy niż rozminięcie się z logiką.
No cóż, panowie eksperci zachowują się podobnie jak premier Tusk, on też cierpi na euroschizofrenię. To wygląda tak:
OdpowiedzUsuńTusk: Więcej Europyyyy!
Obywatel: Panie premierze, a Karta Praw Podstawowych?
Tusk: No nieee, bez przesady...
Obywatel: A to może chociaż pozwolić ludziom zagrać u bukmacherów z Malty i Gibraltaru?
Tusk: No nie, nie przesadzajmy z tą Europą...
Obywatel: Panie premierze, a związki partnerskie? Przecież w Europie to już niemal codzienność...?
Tusk: Won!!!
Powyższe przykłady euroschizofrenii jak najbardziej trafne, choć zdaje się patrzymy na nie z zupełnie innych pozycji ideowych:) Zakładam, że to co Ciebie w tym martwi mnie jakoś nie bardzo i zapewne vice versa:) A schizofrenia Donalda Tuska to raczej efekt kalkulacji politycznych niż politpoprawności.
Usuńpozdrawiam
Tak na marginesie Hipokrytesie (rym nie był zamierzony). Zauważyłeś może, że Paweł Kowal zaczął pisać dla TOK FM? Ciekawa inicjatywa. Blog Pawła Kowala
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Słowik (Slowikozofia.pl)
Cieszę się, że pojawił się Paweł Kowal, bo chodziło za mną aby zapytać co myślicie o ostatnich "akcjach" PJNu. Czy jest to obliczone tylko i wyłącznie na "Bruxela jest najważniejsza" czy też chłopaki szykują się na "długi marsz" i budowę alternatywy w "centrum"?
Usuń@Szymon
UsuńPaweł Kowal od dawna ma swój blog w Salonie24, gdzie nieregularnie zamieszcza swoje wpisy. Ten tekst z Tok FM też tam jest. Kowal nie jest z tych, którzy obrażają się na takie czy inne media:)
@Njusacz
Ostatnio jestem trochę out of order w sensie zanurzenia w bieżące wydarzenia polityczne więc z pewnością nie jestem osobą najlepiej poinformowaną:) Tak jak komentowałem w poprzednim wpisie inicjatywa Kowala i Piechocińskiego mocno mnie uwiera, choć zdaję sobie sprawę, że będąc poza Sejmem czy Parlamentem Europejskim nie da się uprawiać polityki. W powodzenie partii centrowej opartej na ludowcach nie wierzę, ale krótkoterminowo, jako trampolina do utrzymania się na powierzchni przez niedobitki z PJN być może ma jakąś szanse. W końcu skuteczność w polityce nie opiera się na szlachetności i prawdzie tylko na hipokryzji i cynizmie więc trudno mieć pretensje do polityka, że chce być skuteczny. Byle nie przekroczyć granicy obciachu.
Jak wielokrotnie pisałem, większe szanse widzę we współpracy z konserwatystami Gowina, którzy prędzej czy później pewnie znajdą się poza PO. Po sejmowym głosowaniu w sprawie związków partnerskich taki scenariusz znowu wydaje się bardziej realny.
Mimo, że nie jestem zwolennikiem chadeckości, jak również nie lubię chłopskiej egoistycznej chłopskiej "mądrości", to jednak przychylnie słucham wypowiedzi Piechocińskiego iż chce rozwijać rodzimy kapitał. Przecież, kiedy patrzy się na rozwinięte gospodarczo państwa, to średnio rozgarnięte dziecko w podstawówce zwróci uwagę na zależność bogactwa danego kraju i jego obywateli w odniesieniu do nasycenia narodowym potencjałem wytwórczym. Niemcy w pierwszej pięćsetce Forbesa mają gdzieś 30 lub więcej narodowych zakładów, nie wspominając USA, Japonię, Francję. Nie zgadzam się z tezą, że kapitał nie zna narodowości, otóż zna i każdy kapitał jest narodowy bo kiedy zaczyna się kryzys, kapitał szybciutko wraca do siebie (Fiat)i nie ważne czy u nas lepsza jest jakość czy nie. Oczywiście budując własne siły wytwórcze powinniśmy zostać przy własnej walucie. Twierdzę, że Polska będąca montownią obcych przedsiębiorstw i tylko zagłębiem taniej siły roboczej nigdy nie zbliży się nawet do takich państw jak Włochy
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Andrzej BJ
Co to taka cisza na tym blogu ?
OdpowiedzUsuńW.S.