 |
Joachim von Ribbentrop i Józef Beck |
Wszyscy doskonale wiemy co wydarzyło się 1 września, a potem
17 września 1939 roku i jaką cenę zapłaciliśmy za rozstrzygnięcia II wojny
światowej. Od dziesiątków lat przyzwyczailiśmy się wierzyć, że Polska została
zmiażdżona przez tryby machiny dziejów i sami Polacy nie mieli większego wpływu
na swój tragiczny los. Wierzymy, że łączyły nas więzi przyjaźni z zachodnimi
sojusznikami Anglią i Francją i nie mogliśmy przewidzieć, że sprzeniewierzą się
swoim zobowiązaniom. Wierzymy, że II wojna światowa wybuchła o Gdańsk, a
sowiecki nóż w plecy był zaskoczeniem dla świata.
Nie łatwo jest pozbyć się tych mitów, zakorzenionych tym głębiej,
że doskonale wpisują się w polskie idealistyczne i romantyczne myślenie o swojej
roli w historii. Dotychczas, w naszej historiografii bardzo nieśmiało przebijała
się publicystyka historyczna Stanisława Cata Mackiewicza, niezwykle ostra i
krytyczna wobec polityki zagranicznej prowadzonej przez Józefa Becka w
przededniu II wojny światowej, która doprowadziła do tego, że największy konflikt
zbrojny w dziejach świata rozpoczął się w Polsce. Nie traktowano poważnie analiz
historycznych profesora Pawła Wieczorkiewicza, który wprost formułował tezę, że
Polska powinna przystąpić do wojny w sojuszu z Niemcami. Beck dokonał po prostu
fatalnego wyboru. Zamiast przypieczętować istniejące przymierze z Niemcami,
oparł się o wątły alians z Francją i przyjęte za pięć dwunasta szalbiercze gwarancje
Anglików. Jakkolwiek szokująco by to nie brzmiało, każdy inny scenariusz, który
mógł się wydarzyć byłby korzystniejszy dla Polski. Bardzo przekonująco rozwija
ten pogląd Piotr Zychowicz w swojej najnowszej książce pt. „Pakt
Ribbentrop-Beck”.
Na początku 1939 roku dokładnie już było wiadomo, że wojna w
Europie wybuchnie. Wydawało się jednak, że historia potoczy się zupełnie innym
torem. Polska była związana z Niemcami paktem o nieagresji z 1934 roku i
łączyły ją dobre stosunki z zachodnim sąsiadem. Plany Hitlera nie zakładały
agresji na Polskę. Zamierzał zaatakować Francję i Anglię więc zależało mu na neutralnej postawie Polski w tym konflikcie. Hitler doskonale wiedział, że
Polska związana sojuszem z Francją w przypadku wojny, na zachodzie wypełni
swoje sojusznicze zobowiązania (w przeciwieństwie do Francji i jej zobowiązań
wobec Polski). Nie chciał walczyć na dwóch frontach, więc sojuszem z Polską zamierzał zabezpieczyć tyły Wehrmachtu. Kolejnym celem fuhrera miał być Związek Radziecki
i w tej fazie wojny liczył na aktywny udział polskiej armii.
Chcąc odsunąć od siebie groźbę pierwszego uderzenia Anglicy
podjęli grę dyplomatyczną udzielając Polsce, w marcu 1939 roku, gwarancji pomocy
na wypadek działań wojennych zagrażających niepodległości naszego kraju. Ku zdumieniu
samych Anglików, Polska te gwarancje przyjęła znajdując się tym samym w obozie
wrogim Niemcom. Rozwścieczony Hitler zerwał pakt o nieagresji z Polską i musiał dokonać weryfikacji swoich planów. Chcąc mieć bezpieczne zaplecze w czasie wojny
na froncie zachodnim, musiał najpierw pokonać Polskę i zawrzeć sojusz ze
Stalinem, który po zajęciu Polski stawał się bezpośrednim sąsiadem Hitlera. I
tak się stało.
A przecież jeszcze w styczniu 1939 roku Niemcy proponowali gwarancję naszej granicy zachodniej, przedłużenie paktu o nieagresji na okres
od 10 do 25 lat i przystąpienie do paktu antykominternowskiego. W zamian oczekiwali
deklaracji o wspólnym uderzeniu na ZSRR oraz rozwiązania spornej kwestii Gdańska
i autostrady przez korytarz do Prus Wschodnich. Te dwie ostatnie sprawy w
historii Polski traktowane są jako bezczelne ultimatum Hitlera, na które w
żadnym wypadku nie mogliśmy się zgodzić. Tymczasem umieszczenie ich we właściwym
kontekście pozwala ocenić tę sprawę bardziej racjonalnie. Z punktu widzenia
wodza III Rzeszy, propozycje złożone Polsce były daleko idącym kompromisem.
Wszystkie wcześniejsze niemieckie rządy (przed dojściem Hitlera do władzy) bezwzględnie
domagały się rewizji Traktatu Wersalskiego, zwrotu Śląska i Pomorza oraz
wcielenia Gdańska do Rzeszy. Eksterytorialna autostrada nie byłaby zagrożeniem
dla Polski, zwłaszcza że w przypadku poważnego konfliktu mogła być łatwo przez
nas zniszczona. Natomiast Gdańsk nie należał przecież wcale do nas. Polacy
stanowili w nim ledwie 10% mieszkańców, a Polska miała tam jedynie
zagwarantowane pewne swoje interesy, między innymi dostęp do portu i prawo do
reprezentowania miasta na arenie międzynarodowej. Absurdalność statusu Wolnego
Miasta była dla obu stron oczywista i domagała się jakiegoś rozwiązania. Oddanie
Gdańska Niemcom (zwłaszcza że polskie interesy gospodarcze w Gdańsku miały
zostać zachowane) nie godziło w polską racją stanu. To propaganda rządów
sanacji nadała taki wymiar tej sprawie. W efekcie, historia II wojny światowej potoczyła
się według scenariusza zapisanego w pakcie Ribbentrop-Mołotow, zamiast w pożądanym przez Niemcy pakcie Ribbentrop-Beck, który przed rozpoczęciem działań wojennych zupełnie
inaczej określiłby układ sił w Europie.
Najważniejsza teza książki Zychowicza zakłada, że w
interesie Polski było powtórzenie scenariusza, według którego rozegrała się I wojna
światowa. Przypieczętowanie sojuszu z Niemcami (nawet za cenę wyższą niż autostrada
przez korytarz i Gdańsk, gdyby była taka konieczność) i wspólne uderzenie na
Związek Radziecki, który w tej sytuacji najprawdopodobniej zostałby pokonany. Następnie
zmiana sojuszy w momencie odwrócenia sytuacji na zachodzie, po
przystąpieniu do wojny Stanów Zjednoczonych. W ten sposób Polska znalazłaby się
z w obozie zwycięskich aliantów, w którym zajęłaby znacznie silniejszą pozycję
niż miało to miejsce w rzeczywistości.
Zdaję sobie sprawę, że przy tak lapidarnym ujęciu tematu,
scenariusz ten może wyglądać fantastycznie i rodzić szereg pytań i wątpliwości.
Nie jest moją intencją streszczanie historycznych analiz wypełniających książkę
Zychowicza, zapewniam jednak, że zawarta w niej argumentacja wygląda przekonująco.
Zainteresowanych zachęcam do tej pasjonującej lektury. Ale warto też zwrócić
uwagę, że wszystkie inne, gorsze dla Polski scenariusze wydarzeń i tak postawiłyby
nas w znacznie lepszej sytuacji niż ta, w której się znaleźliśmy. Bowiem
kluczową kwestią było jak najpóźniejsze wejście do wojny. Im później by to się stało, tym mniejsze koszty musielibyśmy ponieść. Brytyjczycy doskonale to rozumieli. W
1939 roku kiedy wepchnęli Polskę pod gąsienice czołgów Wehrmachtu i później, od
połowy 1941 roku do połowy 1944 roku, kiedy dzielnie „walczyli” do ostatniego
żołnierza armii czerwonej, opóźniając jak długo się dało utworzenie drugiego
frontu w Europie.
Sceptykom, z przyczyn emocjonalnych odrzucającym wariant
sojuszu z III Rzeszą wypada przypomnieć, że w 1939 roku Hitler nie był jeszcze
odrażającym zbrodniarzem, a w przypadku sojuszu Polski z Niemcami do zbrodni na
narodzie polskim najprawdopodobniej w ogóle by nie doszło. Warto też zwrócić
uwagę, że Włochy, Węgry, Rumunia, Bułgaria czy Słowacja taki sojusz zawarły i z
pewnością na swoim wyborze nie wyszły gorzej niż Polska. Co więcej, po
odrzuceniu przez Polskę niemieckiej oferty, pakt z Hitlerem zawarł przecież
Związek Radziecki. Nikt dzisiaj nie wytyka tym krajom „brudnego” aliansu.
Wreszcie, należy sobie uświadomić, że liczba ofiar władzy Stalina w sposób
istotny przekraczała to co miał na koncie reżim III Rzeszy, a jednak alianci nie
uważali tego za istotny powód by obrażać się na Wujaszka Joe. Zbrodnie Hitlera
mają po prostu znacznie gorszy piar. Cóż, historię zawsze piszą zwycięzcy.
Wniosek z tych rozważań jest następujący. Polityka jest bezwzględna
i brudna, zwłaszcza tam, gdzie gra toczy się o wielką stawką. Nie ma w niej
miejsca na honor, moralność, godność, solidarność, rzetelność, szlachetność,
przyjaźń czyli wszystkie te piękne cechy, które uważa się za zalety w
odniesieniu do zachowań poszczególnych ludzi. Polacy nigdy tego rozumieli, stąd
taka nasza historia, stąd klęska II wojny światowej i Jałta, kiedy to
sojusznicy zdradzili nas po raz wtóry.