niedziela, 9 września 2012

Łże-debata?



No i masz babo placek! Najgorzej jak Kaczor wylezie z oblężonej twierdzy smoleńskiej i odezwie się ludzkim głosem. Póki bredzi o zamachach, w towarzystwie Antoniego M., ciskającego wokół złowrogie spojrzenia jest spoko i luz. Można se robić jaja, pukać się w czoło, szydzić, narzekać, że opozycja wyłącznie zajmuje się wojną polsko-polską i wymyśla tematy zastępcze. Słowem, nie trzeba się wysilać. Nic a nic. Wystarczy odprawić rytualne olaboga! i każde wystąpienie prezesa to murowane wzmocnienie partii rządzącej w sondażach. Bywa jednak, rzadko bo rzadko, ale zawsze, że Mr Kaczyński zajmie jakieś z grubsza sensowne stanowisko albo co gorsza zaproponuje coś, co trudno z miejsca zakwalifikować jako idiotyzm. Wtedy zaczyna się problem. Szlag! Kto mu to podpowiedział? Przecież nie Błaszczak. No bo choćby nie wiem jak nie znosić PiS-u, trudno tak bez ceregieli, a priori zlać koncepcję ekonomicznej burzy mózgów na szczycie. Zwłaszcza w kontekście szybkiego więdnięcia zieleni na naszej wyspie szczęśliwości. Tak trudne ćwiczenia nie zdarzają się często, więc przedstawicielom partii rządzącej i życzliwym im komentatorom brakuje doświadczenia w zgrabnym odkręcaniu kota ogonem. Dokonują jakichś cudacznych wygibasów, co by przekonać lud spijający słowa z ekranu telewizora, że to pomysł zły, bez sensu, medialna szopka, hucpa polityczna, poza tym za późno i w ogóle do dupy. A jak który ekonomista skorzysta z zaproszenia to najpewniej cienias, gamoń albo w najlepszym wypadku lanser.

Hmm… obawiam się, że musicie państwo wysilić się odrobinę bardziej, bo te argumenty są cienkie jak kawa z automatu na komendzie w Tucholi (copyright nie mój). Od tego, między innymi jest opozycja, żeby inicjować dyskusję w kontekście założeń ekonomicznych proponowanych przez rząd. I nie ma tu znaczenia, czy zgłaszane kontrpropozycje oceniamy jako przebłysk geniuszu czy brednie. Żeby było jasne. Nie mam złudzeń, że walna debata ekonomistów pod auspicjami tych czy innych polityków przyniesie jakąś zmianę jakościową. Ekonomia to nie matematyka i proste dodawanie dwóch cyferek daje różny wynik w zależności od tego, kto zajmuje się liczeniem. Zaś politycy mają dar dokładnie odwrotny niż mityczny król Midas i wszystko czego się tkną na ogół zamienia się w g…, no… wiadomo w co się zamienia. Zawszeć to jednak wyzwanie intelektualne, któremu warto się przyjrzeć. W końcu, debaty polityków, pełne są niemożliwych frazesów, wśród których meritum trudno odnaleźć nawet okiem uzbrojonym w mikroskop, a przecież dzisiejsi krytycy inicjatywy PiS płonęli świętym oburzeniem, kiedy w trakcie kampanii wyborczej Jarosław Kaczyński debat unikał. Interesujące, że teraz tak wielu komentatorów nie jest zainteresowanych wzajemną konfrontacją tuzów polskiej myśli ekonomicznej. Czyżby za ich plecami czaiła się hipokryzja?

A że proponowana debata może poprawić wizerunek PiS-u? Cóż, bardzo mi przykro. Nawet Kaczyński znajdzie czasem taki pomysł, który może jego partii pomóc, a nie zaszkodzić. Trzeba z tym jakoś żyć.

12 komentarzy:

  1. Hhhhhhmmmmmmm nic dodać, nic ująć. Czas na rewolucję coś na kształt arabskiej wiosny albo wskrzesić sobie nasze wynalazki z 1980 roku. Tak naprawdę nasza klasa polityczna nie jest zdolna sterować Państwem tak aby mogło się rozwijać. Szczytem niekompetencji ( lub złej woli) są bankructwa firm budowlanych w czasie boomu inwestycyjnego w infrastrukturę drogową. W normalnych państwach jest to czas na skok rozwojowy, na bogacenie się tych gałęzi, na minimalizowanie bezrobocia. ALE TO NIE W POLSCE !!!! Zastanawiam się jak to jest możliwe żeby społeczeństwo było jeszcze tak łaskawe dla tej etosowej pseudoelity.

    Pozdrawiam

    Andrzej BJ

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja w żadne pospolite ruszenia nie wierzę. Przynajmniej do czasu aż sytuacja ekonomiczna nie stanie się naprawdę dramatyczna. W istniejącym systemie politycznym radykalne zmiany będą możliwie dopiero wtedy kiedy w zderzeniu z brutalną rzeczywistością przestaną istnieć interesy, w obronie których dokonuje się dziś takich a nie innych wyborów.

      pozdrawiam

      Usuń
  2. Z tą debatą jest trochę tak, jak z tygodnikiem Urbana: przez lata odkrywał afery, kompromitował, ośmieszał, wyszydzał - ale mimo iluś wpadek i błędów często miewał rację. Tyle tylko, że sprawy, o których pisał, zaczynały być sprawami dopiero, gdy za "NIE" powtarzały je (najczęściej bez podania, kto o sprawie pisał pierwszy) inne media. Po prostu ostracyzm.

    Tę samą metodę rządzący próbują teraz zastosować wobec Kaczora.

    Być może też skutecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ostracyzm? Powiedziałbym raczej, że kibolstwo polityczne, które stosują obie strony. Niezależnie od przedmiotu sporu i racji, nasza drużyna ole! ole! ole!, a przeciwnikom ch.. w d…!;)

      Usuń
  3. "Każda dobrze poprowadzona dyskusja z udziałem ekonomistów o różnych poglądach jest pożyteczna dla słuchaczy. Ale recepta Kaczyńskiego to same słodkości: emerytom ulgi, przedsiębiorcom ulgi, rodzinom ulgi. Ma się ten szeroki gest. A te wszystkie ulgi to i tak nic w porównaniu z fundamentalnym postulatem, by całkowicie odkręcić reformę emerytalną. Kaczyński chce nam ofiarować dwa razy wyższe emerytury. Ponadto PiS planuje cofnięcie decyzji o wydłużeniu wieku emerytalnego. To musi doprowadzić do ruiny finanse publiczne. Co do innych propozycji - to trudno o nich rozmawiać, dopóki PiS nie przygotuje porządniej swego programu. Np. Kaczyński najpierw domagał się, by państwo płaciło składki ZUS-owskie za matki na urlopach macierzyńskich, które prowadzą działalność gospodarczą. Tak się składa, że już płaci. Potem PiS przerobił to na urlopy wychowawcze, ale to też postulat realizowany (projekt rządowy jest gotowy). (...) W programie PiS nie ma rozwiązań ważnych i skomplikowanych kwestii, takich jak rozdęte przywileje różnych korporacji, kodeks pracy, zmiany w systemie emerytalnym i podatkowym rolników. O nie, to za trudne. PiS chce mówić ludziom rzeczy miłe: będą mieli więcej i więcej. Skąd? Nie wiadomo. Bo proponowany przez tę partię podatek od banków i supermarketów nie wystarczy, by ten program sfinansować.

    Wygląda na to, że telewizyjna transmisja debaty miałaby za zadanie rozpropagować dobroć PiS. Tymczasem dyskusja o dzisiejszych propozycjach ma sens tylko taki: wyjaśnić widzom, że PiS robi im wodę z mózgu. I nie jest żadną alternatywą. ( opinia D. Wielowiejskiej)

    a to krótki wypis z bloga RRK:

    Arytmetyka sejmowa jasno dowodzi, że zmiana ekipy rządzącej jest po prostu niemożliwa. I wie o tym każdy z 460 posłów w Sejmie. Wie o tym także 136 posłów PiS. Wie o tym także ich prezes.
    A mimo to w swojej odległej od poczucia rzeczywistości chorej pysze Kaczyński zapowiada, że będą mieć kandydata na premiera i zgłoszą konstruktywne wotum nieufności. Oczywiście wie, że MUSZĄ przegrać głosowanie. Ale w umysłach poddanych praniu mózgów powstaje przekonanie, że „coś” mogą, że PiS i jego szef są mocarzami zdolnymi zmieniać polskie władze.
    Temu poczuciu siły i możliwości służyć ma także zwoływanie jakichś idiotycznych spędów ekonomistów, na które, mogę się dzisiaj założyć, nie przybędzie nikt, kto sam siebie szanuje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak obszerny komentarz domaga się podpisu autora:)

      Ad rem. To jest właśnie to z czym się głęboko nie zgadzam ponieważ dokładnie obnaża moralność Kalego. Jak obiecywał Donald to dobrze (choć nie było większego obiecywacza w dziejach III RP, żeby już nie sięgać głębiej do historii). Jak obiecuje Jarek to skandal i pospolite ruszenie rządowych potakiwaczy. Opozycja ma prawo zgłaszać swoje propozycje, nawet głupie i proponować debatę ekonomistów, na tym polega polityka. W tej debacie propozycje opozycji (ponieważ są populistyczne) powinny zostać rozjechane walcem przez większość ekonomistów. To ryzyko PiS-u. Okazuje się jednak, że rządowi potakiwacze boją się, że przy okazji walec rozjedzie założenia Rostowskiego. A jak jeszcze okaże się, że Kaczyński zyska jednak jakieś punkty to już w ogóle nie do pomyślenia.

      Natomiast zarzuty, że opozycja nie mając większości śmie mówić o konstruktywnym wotum nieufności i szukać kandydata na premiera to czysta kpina. Ktoś kto tak twierdzi manipuluje opinią publiczną na rzecz faworyzowanej przez siebie opcji politycznej albo nie rozumie na czym polega polityka. W przypadku osoby, którą Pan/Pani cytuje jestem przekonany, że chodzi o tą pierwszą możliwość.

      Usuń
    2. Także uważam, że opozycja powinna zgłaszać swoje pomysły. Nawet jeśli nie są one możliwe do realizacji i utopijne, zmuszają rząd do kontrataku, działania i przedstawiania swoich pomysłów oraz prób ich wdrożenia w życie.
      Mimo niechęci do PiS-u cieszę się, że Jarosław w końcu zakończył cyrk smoleński i próbuje rozpocząć poważną debatę ekonomiczną. Na razie dość nieudolnie, ale wszystko przed nim ;)

      Usuń
    3. * tam miało być - (...) Nawet jeśli nie są one NIEmożliwe...

      przepraszam za pomyłkę

      Usuń
    4. Jezu, jednak było dobrze.
      pośpiech gubi człowieka. jeszcze raz przepraszam.

      Usuń
    5. Smoleńsk w roli głównej zapewne pojawi się jeszcze w niejednej odsłonie. Tym razem jednak JK zagrał zręcznie i naprawdę śmieszne są zabiegi mające zdyskredytować inicjatywę debaty ekonomistów. Życzyłbym sobie, by polityka częściej przenosiła się na taką płaszczyznę.

      Usuń
    6. 1. Od mieszania herbata nie robi sie słodsza.
      2. Jarosław Kaczyński próbuje nas przekonać /nie pisząc wprost/, że jest jakas mityczna spiżarnia z dobrami wszelakimi i tylko wystarcxzy ją otworzyć i głodnych nakarmić a spragnionych napoić.
      Rząd na inicjatywę nie powinien wcale reagować, wywalą sie o własne nogi.
      Pozdrawiam
      ps. Na premiera proponuję Babcię Jadzię - Karminowe Usteczka !!

      Usuń
    7. Ależ polityka to w znacznej mierze mieszanie herbaty. Wojna pozycyjna, której celem jest osiągnięcie jak najkorzystniejszej pozycji wyjściowej w momencie starcia czyli wyborów. To, że postulaty ekonomiczne PiS są socjalne i populistyczne wiadomo nie od dzisiaj. Prawo i Sprawiedliwość nie jest przecież żadną prawicą, jak kompletnie bez sensu przyjęło się uważać. Co nie znaczy, że nie może zgłaszać swoich propozycji, zwłaszcza że chce je poddać ocenie ekonomistów. Skąd więc to całe zamieszanie?

      A szukanie własnego kandydata na premiera to prawdopodobnie sposób poszukiwania jakiegoś obszaru konsensusu z pozostałymi partiami opozycyjnymi. Jest przecież jasne jak słońce, że bez zdolności koalicyjnej PiS nie ma szans sięgnąć po władzę, nawet wtedy gdyby wygrało wybory. Wątpię w skuteczność tych działań ale jest to normalna gra polityczna.

      Usuń