sobota, 19 listopada 2011

Mało! – wokół expose



Wczorajsze expose premiera, najkrócej mógłbym skomentować następująco. Znacznie więcej niż mógłbym się spodziewać po Donaldzie Tusku, znacznie mniej niż bym sobie życzył i niestety mniej niż potrzeba.

Gdybym chciał oceniać expose przez pryzmat własnych poglądów ekonomicznych, opartych na szeroko rozumianej wolności gospodarczej, która wymaga istotnego przemodelowania systemu podatkowego, racjonalizacji wydatków państwa i działań aktywizujących przedsiębiorczość, musiałbym je ocenić negatywnie. Ale przecież z góry było wiadomo, że takich zapowiedzi nie można się spodziewać. Odpuszczam więc krytykę z tej perspektywy, ponieważ nie byłaby ona konstruktywna. Warto jednak zauważyć, że Platforma Obywatelska, w 2001 roku powstała w oparciu o takie właśnie założenia. Cóż, upłynęło 10 lat i dzisiaj trudno byłoby znaleźć merytoryczne różnice między PO a SLD z okresu 2001-2003. Oceniając expose przez pryzmat tego, czego można było oczekiwać, oceniam je umiarkowanie pozytywnie. Umiarkowanie, ponieważ zapowiedziano w końcu jakieś reformy, pojawiły się konkretne rozwiązania, ale zabrakło wielu istotnych elementów. Dlatego też, bardzo mnie dziwi entuzjazm wielu ekonomistów (między innymi Ryszarda Petru i Krzysztofa Rybińskiego), których szanuję. Nie potrafię wytłumaczyć tego inaczej jak efektem niskiej bazy. Donald Tusk, brakiem aktywności w sferze reform, w całej poprzedniej kadencji, zawiesił widać poprzeczkę oczekiwań bardzo nisko.  

Ad rem. Podstawowym problemem nie jest to co w expose się znalazło, ale to czego w nim nie ma. W kontekście zagrożenia globalnym kryzysem gospodarczym, to wcale nie jest radykalny program cięć, jak przedstawia to partia rządząca. Wreszcie zapowiedziano reformę emerytalną, o której od dawna wiadomo, że jest bezwzględnie konieczna, ale rozwleczono ją w czasie na zbyt długi okres. Nie jest to działanie, które zmienia sytuację, wobec kryzysu, który zdjął już płaszcz w przedpokoju, założył kapcie i zamierza rozgościć się w naszym domu (copyright by Leszek Miller). Ograniczenie przywilejów, likwidacja ulg, podwyższenie składki rentowej, reforma KRUS, przyniosą efekt szybciej, ale nie uratują finansów publicznych państwa. Wątpię czy wystarczą do zmniejszenia deficytu budżetowego, o którym mówił premier. I tyle konkretów. Zapowiedzi usprawnienia postępowań sądowych, ułatwień związanych z uzyskiwaniem pozwoleń na budowę mają już charakter życzeniowy i można mieć spore wątpliwości, czy i kiedy uda się je wcielić w życie.

Czego zabrakło? Przede wszystkim planu cięć wydatków w obszarze szeroko rozumianej administracji publicznej i elementów stymulujących wzrost gospodarczy. Błyskotliwie wypunktował to Janusz Palikot. Muszę przyznać, że pomijając kwestie światopoglądowe i ukłony w kierunku lewicowego elektoratu, które zawarł w swoim wystąpieniu, w zasadzie mógłbym się podpisać pod tym co powiedział. W programie rządu nie ma ani słowa na temat odbiurokratyzowania życia społecznego i to zarówno w zakresie zmniejszenia kosztów administracji jak i zwiększenia swobody gospodarczej. Nic na temat zmiany absurdalnych przepisów prawnych, uproszczenia przepisów podatkowych, stworzenia przyjaznych warunków funkcjonowania dla przedsiębiorców (min. prawo do błędu) i cięć w sferze administracji rządowej (likwidacja wielu agencji rządowych, likwidacja Senatu, zmniejszenie ilości posłów, połączenie ZUS i KRUS). Co ciekawe, Palikot poruszył też kwestię ochrony polskiego rynku przed transferami zysków dokonywanymi przez zagraniczne koncerny do swoich spółek matek, co pozwala im unikać opodatkowania w Polsce (przede wszystkim chodzi o hipermarkety), o czym dotąd wspominał tylko Jarosław Kaczyński.

Na tle konkretnych wystąpień Donalda Tuska i Janusza Palikota, przemówienia pozostałych partyjnych liderów wypadły znacznie słabiej. Jarosław Kaczyński właściwie nie ustosunkował się do propozycji premiera. Wygłosił za to kontra expose, głęboko przesiąknięte deklaracjami ideowymi i po raz kolejny mogliśmy się przekonać, że wszystkie drogi prowadzą do Smoleńska. Szkoda, bo choć bez wielkiego związku z planami rządu, poruszył kilka istotnych kwestii dotyczących członkostwa w UE.

Najwyższa pora, by rozpocząć dyskusję na temat strategii dalszej integracji Polski z Unią. Widać dziś gołym okiem, że cały szereg założeń związanych z funkcjonowaniem europejskiej wspólnoty nie działa, a hegemonia Niemiec i Francji staje się sprawą oczywistą. Niepokoi brak jakiejkolwiek refleksji w tej sprawie, po stronie partii rządzącej, która bez względu na wszystko dąży do wejścia w strefę euro i pełnej integracji. To już nie jest euro entuzjazm, tylko euro fanatyzm. Drugą sprawą jest przyjęcie pakietu klimatycznego. Totalny absurd, a w sytuacji kryzysu wręcz zbrodnia. Klimat jest sprawą globalną, walczyć z emisją gazów cieplarnianych można wtedy, kiedy uczestniczą w tym wszyscy. Jaki sens mają kosztowne ograniczenia, jeżeli największe gospodarki świata, USA i Chiny się do nich nie stosują? To świadome obniżanie konkurencyjności własnej gospodarki w imię unijnej idei fix.

To prawda, że w zwierciadle wczorajszego expose odbija się nijakość zmarnowanej poprzedniej kadencji. Ale nie pozostaje nic innego, jak kibicować rządowi, by tym razem skutecznie zamienił słowa w czyny. Decydująca jest wola polityczna Donalda Tuska. W tym kontekście, szeroko dyskutowana, obsada personalna rządu ma drugorzędne znaczenie. W końcu poprzedni gabinet był rządem stagnacji przede wszystkim  dlatego, że zabrakło woli premiera do realizacji zmian, a nie z powodu braku kompetencji poszczególnych ministrów. Bez takiej woli, nawet rząd złożony z samych uznanych ekspertów nie mógłby liczyć na sukces.

9 komentarzy:

  1. I wszystko na temat. Świetny artykuł.
    saphire

    OdpowiedzUsuń
  2. Właśnie dlatego popieram Palikota. Nie można w nieskończoność drenować kieszenie podatników bez zachęty do aktywizacji w tworzeniu nowych inicjatyw. O ile się nie mylę to polski kapitał, który został wyprowadzony z Polski dzięki nadmiernej fiskalizacji życia gospodarczego, przy jednoczesnym dławieniu tego typu inicjatyw to mniej więcej 100 mld dolarów ( Cypr i inne raje podatkowe). Aby rozwijać cele społeczne należy przede wszystkim mysleć o ich finansowaniu. Im wiecej pojawi się nowych inicjatyw gospodarczych to mniejsze bezrobocie, to większy udział społeczeństwa w tworzeniu dochodu narodowego, to mniejsze obciążenie budżetu państwa w różnego rodzajach dotacjach. Nowoczesna lewicowość to przede wszystkim umożliwienie swobodnej aktywizacji gospodarczej.

    Andrzej BJ

    OdpowiedzUsuń
  3. Panie Andrzeju, to nie są lewicowe postulaty ekonomiczne, dlatego są słuszne;). Jam mam dwie łyżki dziegciu. Po pierwsze, pomysły dotyczące deregulacji, Janusz Palikot miał szanse wcielać w życie, kiedy był szefem komisji „Przyjazne państwo”. Jakoś się nie udało. I druga łyżka. Nie wiem na ile te poglądy są reprezentatywne dla ugrupowania Palikota. W jego partii, dotąd nie ujawnił się nikt, kto miałby cokolwiek do powiedzenia na tematy ekonomiczne. Wszyscy, którzy dotychczas dali się poznać interesują się sprawami obyczajowymi: krzyżem, kościołem, in vitro, aborcją, prawami gejów i lesbijek, transseksualizmem, marihuaną, sutenerstwem. Wyłącznie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Oczywiście Panie Hipokrytesie, że postulaty ekonomiczne Palikota mają się nijak do tzw archaicznej doktryny lewicowej, w której jedynie dominują postulaty roszczeniowej. Ja mówię o socjaldemokracji modelu zachodniego, gdzie lewicowa świadomość jest na wyższym poziomie i dostrzega rolę klasy średniej oraz związek z polepszaniem ogólnego dobrobytu społecznego. Tak to prawda, że większość RP oscyluje w sprawach obyczajowych, z czego się, mówiąc szczerze bardzo cieszę. Pierwsze głosowanie na Nowicką uzmysłowiło mi jak bardzo parlament jest przesycony "jedynie słuszna" ideą pełna homofobii, rasizmu, ignorancji, cynizmu, szowinizmu i kłamstwa. Okazuje się, że do ciemnej strony wybrańców narodu (PiS i SP) dołączyli się wybrańcy z PO. Ogromnym cynizmem jest twierdzenie, że zaoszczędzenie 100 mln zł z tytułu likwidacji ubezpieczenia kościelnego na rzecz włączenia kleru do ogólnych zasad ubezpieczenia społecznego, jako kwoty nieistotnej z jednoczesna likwidacja luki w podatku Belki, która ma ponoć przynieść dochód około 330 mln zł. Sprawy obyczajowe są moim zdaniem bardzo ważnym polem walki RP bowiem jednocześnie, oprócz spraw gospodarczych należy zwalczać i przywracać normalność na niwie obyczajowej. I tak:

    1. Sprawa krzyża - skoro został on powieszony w okolicznościach pozaprawnych, należy przywrócić stan pierwotny, zgodnie z zapisem konstytucyjnym, no chyba, że Sejm będzie starał się zmienić przepisy konstytucyjne, w których znak wyznaniowy będzie prawnie mógł tam egzystować. Nieszczęściem Rzeczpospolitej jest permanentna skłonność do łamania jej konstytucji, tak było od zawsze, dzięki czemu nasz los był taki jaki był.
    2. In vitro oraz aborcja - nie wyobrażam sobie w nowoczesnym świecie aby kobieta była jedynie inkubatorem, bez względu na jej zdrowie czy też życie. Wiele opracowań naukowych (nie miejsce tutaj na ich opisywanie) iż komórka jajowa nie może być definiowania jako człowiek, tak samo płód do pewnego momentu nie może być jeszcze traktowane jako uformowany płód ludzki z wszystkimi atrybutami związanymi z tym mianem. Takie myślenie jak obecnie to cofnięcie się do średniowiecza a ponadto świadczy o ignorancji.
    3. prawa gejów, lesbijek oraz sprawy transseksualności - tak, muszą oni mieć prawo do normalnego funkcjonowania. Niestety, ponieważ nasze społeczeństwo jest w większości takie jak napisałem wyżej, jest to jedno z palących i niezbędnych działań wyjścia z obyczajowego ciemnogrodu.
    4. marihuana - tutaj kłania się absolutna ignorancja tematu. Zastanawiam się, czy aby jeden poseł raczył zapoznać się z tym problemem. Uważam, ze ŻADEN!!!!!!!!! i mordę drą tylko dlatego, że inne niedouczone przygłupy sprzeciwiają się w ogóle rozmowom na ten temat. Tymczasem tytoń oraz alkohol w jak najlepsze sobie funkcjonuje a te używki sa o wiele gorsze pod względem działania na organizm niż marihuana. Jeśli ktoś nie pali i nie używa alkoholu to nie musi kupować używek. Używki czy się to komu podoba czy nie i tak będą dostępne na rynku i żadne akcje tego nie wyeliminują, czy więc nie lepiej zalegalizować przynajmniej w zakresie określonym przez Palikota, żeby mieć panowanie nad tym?
    5. Sutenerstwo - to kolejny paradoks zidiociałej mentalności zwolenników "jedynie słusznej prawdy". Agencje towarzyskie to nic innego jak domy publiczne i każdy o tym wie. W cywilizowanej Europie już dawno te sprawy zostały odpowiednio rozwiązane. Nierząd jest zawodem od początku stworzenia świata, nie rozumiem dlaczego nie można go zalegalizować tak aby tego typu firmy płaciły podatek?

    Pozornie większość poruszonych przez Pana tzw spraw obyczajowych są w rzeczywistości sprawami gospodarczo-ekonomicznymi, a więc jak najbardziej słusznie poruszane przez RP.

    Andrzej BJ

    OdpowiedzUsuń
  5. Panie Andrzeju, socjaldemokracja modelu zachodniego kojarzy mi się raczej urzędniczym Bizancjum i powiększaniem zdobyczy socjalnych kosztem zdrowego rozsądku, czego najlepszym przykładem jest UE. Problemy poruszone przez Janusza Palikota, w jego przemówieniu, to postulaty czysto liberalne, wolnorynkowe, w znacznym stopniu wzięte wprost z deklaracji ideowej Centrum imienia Adama Smitha.

    Nie zgadzam się z tak łatwym szermowaniem zarzutami homofonii, rasizmu, ignorancji i pozostałymi, które Pan wymienił przy okazji głosowania nad kandydaturą Nowickiej. To gruba przesada. To właśnie robienie z igły widły, absurdalne przeczulenie na własnym punkcie powoduje, że środowiska reprezentujące mniejszości zniechęcają mnie do siebie. Planuję zresztą osobną notkę na ten temat.

    Jakkolwiek oceniamy wagę spraw obyczajowych, wobec kryzysu gospodarczego, te problemy są naprawdę znacznie mniej istotne. O niektórych z nich już pisałem, o innych będzie jeszcze okazja napisać.

    OdpowiedzUsuń
  6. Panowie, odniosę się tylko do punktów 3, 4 i 5.


    Jeśli chodzi o prawa gejów i lesbijek, transseksualistów i w ogóle "mniejszości obyczajowych" śmiem twierdzić, iż powinni mieć prawa i obowiązki identyczne, jak reszta populacji. Ani dyskryminacji, ani gloryfikowania. Panie Andrzeju, niektórzy zwracają uwagę na czekających w kolejce za gejami zoofili i pedofili, chętnych, by uznać ich specjalne prawa. Proszę wytłumaczyć tym niektórym, że są w błędzie. Powodzenia.
    A trochę racji mają - "jak wszyscy, to wszyscy, babcia też".

    Marihuana - w latach międzywojennych Amerykanie wprowadzili prohibicję. Dorobili się mafii, z którą nie radzą sobie do dziś. Utrzymaniem zakazu zainteresowani są członkowie gangów osiągających krociowe zyski na przemycie i produkcji zakazanych używek oraz wielu nieświadomych, ze 2 razy 2 zawsze równa się 4.

    Nierząd, o ile wiem, jest legalny. Zakazu nie ma. Jednak traktując go jak każdy inny zawód łatwo przedobrzyć. Nie chciałbym, by moja żona lub córka dostała w Urzędzie Pracy skierowanie do takiej agencji pod rygorem utraty zasiłku. Panowie, jak przypuszczam, też nie macie ochoty na coś takiego.

    Kto i w jaki sposób zapewni nas, że tak się nie zdarzy?

    OdpowiedzUsuń
  7. Odpowiadając krótko:

    3. Generalnie tak, ale diabeł tkwi w szczegółach. Przecież te prawa są równe, poza szczególnie wrażliwą sferą, choćby adopcją dzieci. Drugą sprawą są okoliczności poza prawne. Oprócz zastrzeżeń natury moralnej, związki homoseksualne często budzą negatywne odczucia estetyczne, do których ludzie też przecież mają prawo. Czym innym są równe prawa, a czym innym epatowanie i promocja zachowań homoseksualnych. To zbyt obszerny i delikatny temat na krótki komentarz do wpisu, więc nie chcę tu wywoływać takiej dyskusji.

    4. Tu zgoda – Podobne stanowisko zająłem w notce „Odlot”.

    5. Nielegalne jest czerpanie korzyści z nierządu, czyli wszelkiego rodzaju agencje towarzyskie, burdele i lupanary. To taki sam błąd jak z marihuaną. Niech sobie będzie red light district, wtedy ta branża nie jest spychana do półświatka. A z nakazem pracy w burdelu to już lekka demagogia:)

    OdpowiedzUsuń
  8. Ad5. Demagogia, czy nie, da Pan moim kobietom tę gwarancję, o którą prosiłem? Chcę pewności.

    Czy pani pracująca w legalnym zamtuzie mogła będzie, jak wszyscy, przejść na emeryturę w wieku 67 lat?

    Ostatnie, ale nie najmniej ważne:

    Po wysłuchaniu expose utwierdziłem się w przekonaniu, iż nasz premier mówi, co wie. Co na pewno wie.

    A ja wolałbym, by Pierwszy Minister Rzeczypospolitej raczej jednak wiedział, co mówi.

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja niczego nie dam, bo raczej nie zalegalizuję tej sprawy, ale jeżeli ktoś będzie chciał to kiedyś zrobić to pewnie będzie musiał dać. Ciekawszy problem jest z wiekiem emerytalnym, ale życie jakoś sobie z tym radzi. Ilekroć miałem okazję gościć w byłych orbisowskich novotelach, mógłbym dać głowę, że panie, które kusząco spoglądały z wysokości stołków barowych, siedziały w tym samym miejscu, już w czasach „Wielkiego Szu”;)

    OdpowiedzUsuń