niedziela, 21 października 2012

O jeden most za daleko



Tekst jest polemiką z tezami zawartymi we wpisie „Secesja i hipokryzja” zamieszczonym na blogu wrskalski.bloog.pl i w komentarzu wrs do mojej poprzedniej notki.

Alternatywa związana z przyszłym modelem Unii Europejskiej, stawiana przez lewicowych euroentuzjastów, którzy mają dziś dominującą pozycję w Europie jest fałszywa. Forsując swoje projekty pogłębionej integracji pod hasłem „więcej Europy”, wszystkich oponentów ustawiają w roli przeciwników Unii Europejskiej w ogóle. To nawet semantycznie jest absurdem, ponieważ właśnie ich koncepcje oddalają model UE od idei unii czyli związku państw, w którym strony zachowują równorzędność i suwerenność, na rzecz federacji, która jest związkiem państw tworzących jedno większe państwo, zachowując w nim jedynie pewną samodzielność i odrębność. Nastąpiło więc zawłaszczenie samego pojęcia. Naprawdę nie jest tak, że albo głęboka integracja albo rozpad. To nachalnie forsowana integracja jest zagrożeniem dla projektu europejskiego ponieważ staje się zapalnikiem konfliktów antagonizujących europejskie społeczeństwa.

Niezależnie od zaklęć federastów, przywiązanie do państw narodowych w Europie ma się dobrze. Rozbieżność interesów jest więc rzeczą naturalną. Teza o braku sprzeczności między interesem narodowym poszczególnych państw, a interesem Europy jako całości jest idealistyczną naiwnością. Widać to doskonale w czasie wszystkich szczytów UE, a w kwestii podziału środków finansowych z unijnego budżetu, różnice interesów skupiają się jak w soczewce. Nie chcę się wdawać w filozoficzną dysputę gdzie leży granica między interesem a egoizmem narodowym, ale egoizmy istnieją i nie ma co się na nie obrażać. Tworzenie modelu systemu politycznego w oparciu o życzeniowe a nie istniejące interesy i emocje jest budowaniem utopii, która nie ma prawa działać tak samo jak mlekiem i miodem płynąca ojczyzna proletariatu, którą wszyscy pamiętamy. Projekt Unii Europejskiej musi uwzględniać te rozbieżności. Europejska Wspólnota Węgla i Stali czy Europejska Wspólnota Gospodarcza znacznie lepiej odzwierciedlały ducha Europy, szukając porozumienia na płaszczyźnie wzajemnych interesów gospodarczych, ale z poszanowaniem suwerenności i bez ingerencji w narzędzia polityki gospodarczej poszczególnych państw. Momentem krytycznym, w którym zaprzepaszczono całkiem fajny projekt europejski stało się wprowadzenie unii walutowej. O tym, że koncepcję integracji posunięto o jeden most za daleko również zadecydowały  partykularne interesy narodowe a nie idealistyczna wizja interesu Europy jako całości. Zgoda RFN na wspólną walutę była ceną jakiej zażądała Francja za zjednoczenie Niemiec. To wspólna waluta leży u podstaw nowego podziału Europy. Dzisiaj kraje wchodzące w skład strefy euro podporządkowują interesy całej Unii ratowaniu unii walutowej, która okazała się pomysłem chybionym. Milton Friedman miał rację wieszcząc dwanaście lat temu: „Z euro jest jak z socjalizmem. To piękna idea, która nie sprawdzi się w praktyce. Daję unii walutowej szanse na kolejne 10 lat. Potem kryzys i rozpad strefy euro.”

Problem armii wymagałby odrębnego omówienia. Europa jest wojskowym impotentem co zostało bezwzględnie obnażone przy okazji wojny na Bałkanach. Dla żyjących dziś pokoleń wojna jest abstrakcją. Społeczeństwa złożone z rozpieszczonych socjalem konsumentów, którym wkłada się do głowy idee pacyfizmu piętnując jednocześnie patriotyzm, nie mają ochoty i nie będą się bić. Upadek Cesarstwa Rzymskiego dokonał się w wyniku wewnętrznego bezwładu imperium a nie w starciu z silniejszym przeciwnikiem. Dbajmy więc o własną armię żebyśmy byli w stanie obronić się chociaż przed Białorusią, bo w zderzeniu z silniejszym sąsiadem ze wschodu nawet stając na głowie nie mielibyśmy szans.

8 komentarzy:

  1. Szczerze mówiąc, spokojnie i z dystansem obserwuję zmagania Unii Europejskiej w celu zachowania jedności. Oczywiście jedność w całym tego słowa znaczeniu jest tutaj celem utopijnym. Jednak nieosiągnięcie tej całkowite jedności nie jest czymś przerażającym i grzebiącym nadzieję na harmonijną współpracę państw wchodzacych w skład Unii. Jej rozpad nie jest bowiem w ich interesie. Dlatego przeciąganie kołdry nie przekroczy krytycznych granic.

    Co by nie mówić o wadach współżycia państw Unii, jest ona historycznym faktem i po raz pierwszy daje konkretną i namacalną nadzieję na stały pokój w tej części świata. Przynosi oddech wymęczonym wielowiekowym waśnom i wojnami narodom.

    Szkoda, że reprezentuję pokolenie, które "ma już bliżej niż dalej". Jednak mam przed sobą jeszcze te, powiedzmy, dwadzieścia lat, aby nareszcie spokojnie pożyć w normalnym świecie.

    Ale to zabrzmiało patetycznie!!! Może dlatego, że jestem bardziej poetą niż politykiem (i całe szczęście):)))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale równie historycznym faktem jest współpraca państw Unii w ramach Europejskiej Wspólnoty Węgla i Stali i EWG. To te struktury dały konkretną i namacalną nadzieję na stały pokój w tej części świata w przeciwieństwie do dzisiejszej UE, która pragnąc stać się jakimś dziwacznym superpaństwem doprowadziła do największych napięć w Europie od czasu II Wojny Światowej. To unia walutowa zaplotła ten gordyjski węzeł wzajemnych zależności, które nie pozwalają wyrwać się ze szponów kryzysu. Przynajmniej o jeden most za daleko.

      Usuń
  2. • Co do pierwszego akapitu – zgoda. Chciałbym tu tylko (na wszelki wypadek) pokreślić, że nie jestem „lewicowym euroentuzjastą”, tylko pragmatycznym polskim patriotą. Oprócz federacji znany jest jeszcze inny twór polityczny pod nazwą konfederacji (wspomniany wyżej jako UE) - jest ona tworzona przez suwerenne państwa dla osiągnięcia pewnych, wspólnych dla tych państw celów. Takim wspólnymi celami europejskich państw jest bezpieczeństwo tych państw oraz wolność i dostatek ich obywateli. To są cele, o których nigdy nie można powiedzieć że już zostały zrealizowane, nic się więcej nie wydarzy i można się zająć czymś innym. Z tego też powodu ta konfederacja nie powinna być ograniczona w czasie. Problem jest zapewne w tym, gdzie wyznaczyć granicę (kiedy kończy się konfederacja, a zaczyna federacja), jako że wspólne cele wymagają jakiejś wspólnej instytucji i pewnego podporządkowania się państw, bez którego osiągnięcie tych celów może nie być możliwe.

    • Co do akapitu drugiego. W którymś miejscu na swoim blogu napisał pan, cytuję: „Mężem stanu był Piłsudski, był Dmowski. W dzisiejszych czasach nie widzę postaci tego formatu. Są tylko mniej lub bardziej sprawni politycy.” No właśnie o to chodzi – Pana słuszne stwierdzenie należy tylko rozszerzyć na całą Europę. Brak jest w tej polityce wielkich wizjonerów, którzy byliby w stanie udowodnić, że można połączyć cele i zrealizować to, co określił Pan jako „idealistyczną naiwność”. A kogo w zamian mamy – no właśnie tych rozbijaczy, którzy na obecnej słabości (chwilowej, mam nadzieję) chcą ugrać coś dla siebie, coś wyszarpać, ubierając się w piórka lokalnych patriotów.
    W tym miejscu chciałbym wrócić do Ruchu Autonomii Śląska (bo chyba za to mi się nieco dostało). Na ich stronie jest pytanie i odpowiedź. Muszę znowu zacytować. Pytanie –„Czy autonomia nie jest wstępem do secesji, ogłoszenia niepodległości?” . I odpowiedź (fragment) – „Istnieją setki przykładów regionów autonomicznych, gdzie nikt poważny nie podnosi haseł niepodległościowych, bo to się nie opłaca.” Wynika z tego, że nie będą dążyć do oderwania Śląska, bo im się nie opłaca. Ale gdyby się opłacało? Powstańcy śląscy w takich kategoriach nie rozumowali, powstańcom warszawskim także „nie opłacało” się ginąć na barykadach. Napisałem, że są to ludzie mali. I podtrzymuję.

    • Co do akapitu trzeciego – pełna zgoda.

    Pozdrawiam
    W.S.

    wrskalski.bloog.pl

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmm… widzę, że chyba trochę zagmatwałem swój pogląd:) Silne państwa narodowe współpracujące ze sobą gospodarczo w ramach UE to jedno, a dezintegracja państw narodowych to zupełnie co innego. Spiritus movens tego drugiego zjawiska jest właśnie Unia Europejska dążąca do federalizacji Europy. Polityka UE wspiera ambicje regionów widząc w nich piątą kolumnę rozsadzającą od wewnątrz państwa narodowe, które sprawiają eurokratom tyle problemów. Europę rozbitą na regiony byłoby znacznie łatwiej sfederalizować. A działaczom inicjatyw typu Ruch Autonomii Śląska chodzi wyłącznie o dopchanie się do kasy, która dzisiaj jest rozdzielana centralnie. Narodowa i prospołeczna frazeologia to tylko fasada.

      pozdrawiam

      Usuń
    2. Trochę spiskowa teoria :)
      Pozdrawiam
      W.S.

      Usuń
    3. To raczej kwestia wyobrażenia na ten temat. Jeżeli ktoś imaginuje sobie jakieś tajne sprzysiężenie spiskujących eurokratów, wysyłających agentów tworzących komórki dywersyjne w państwach narodowych to owszem, spiskowa teoria dziejów. Jeżeli jednak przyjmiemy, że UE prowadzi politykę, której celem jest europejska federacja, to nie ma nic dziwnego w tym, że wspiera inicjatywy które służą realizacji tego projektu.

      Usuń
  3. Zgadzam się z Panem co do oceny UE. Moim zdaniem również integracja europejska powinna sie zakończyć na Wspólnocie Węgla i Stali czy też EWG a więc jedynie na poziomie gospodarczej współpracy. Rzeczywiście, trafnie Pan ujął Unię jako o jeden krok za daleko. Też uważam, że UE nie ma racji bytu bowiem w zasadzie wszystko co ważne poza sferą dziłań gospodarczych różni kraje członkowskie. Państwa będące zjednoczone w Unii muszą mieć o wiele więcej punktów stycznych ze sobą, jak wspólny język, podobna mentalność, podobny system wartości i wiele wiele więcej cech. USA dlatego stały się USA bo ogromna większość kolonii mówiła jednakowym językiem i miała podobny system wartości a tych co nie mieli z kolonistami nic wspólnego to wytępiono ( Indianie). Pozostałe terytoria ( hiszpańsko języczny Meksyk)takie jak Nowy Meksyk, Teksas czy też część Kalifotnii zostały po prostu wcielone po przeprowadzonej kampanii wojennej, a Alaska została kupiona.
    Europa jest tak bardzo zróżnicowana mentalnie, obyczajowo, językowo,itp, że nie sadzę aby można było stworzyć skuteczną Unię. Może konfederacja na wzór helwecki by była bardziej możliwa ale też mam poważne wątpliwości.

    Pozdrawiam

    Andrzej BJ

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z silnymi państwami narodowymi federacja nie może się udać. Ale gdyby federalizowały się nie państwa a np Śląsk, Wielkopolska, Bawaria, Katalonia czy Flandria (vide komentarz wyżej) to kto wie? Stany Zjednoczone Europy mogłyby stać się faktem.

      pozdrawiam

      Usuń