Nie kibic, od zaangażowanego kibica, w przededniu EURO 2012,
różni się tym czym abstynent w środku hucznej imprezy od jej pozostałych uczestników.
Zabawa się rozpoczęła, entuzjazm rośnie, trzeźwość ocen ulega śmiałej
transformacji, a ten kto nie płynie z falą jest uważany za malkontenta. Trzymając się powyższej
metafory, jestem ledwie po dwóch piwkach czyli gotów na sportowe emocje, lecz
daleki od pomroczności jasnej wynikającej z piłkarskiego orgazmu. Idealny stan,
by w miarę chłodnym okiem rozejrzeć się dookoła.
Jeszcze dwa miesiące temu dominowało powątpiewanie w
piłkarskie atuty naszej drużyny. Perspektywy sukcesu oceniano bardzo ostrożnie.
Tylko najwięksi optymiści liczyli na coś więcej niż standardowy pakiet trzech meczów w fazie rozgrywek grupowych (mecz otwarcia, o wszystko i o honor). W międzyczasie polskie orły rozegrały
trzy baaardzo przeciętne spotkania z najsłabszymi przeciwnikami jakich trenerowi
Smudzie udało się znaleźć, ale jak widać to wystarczyło by rozniecić oczekiwania kibiców. Zawodowi komentatorzy cytują statystki, emocjonując się rekordową ilością meczów bez porażki,
zapominając o miernej kondycji rywali. Różowe
okulary to obowiązkowe wyposażenie kibica, więc samo wyjście z grupy mało kogo
już dziś satysfakcjonuje. Upijamy się więc entuzjazmem coraz bardziej, a szanse
na kaca giganta rosną. Cóż, podobno wiara czyni cuda. Będzie okazja, sprawdzić
prawdziwość tej sentencji w praktyce. Jakby co, w trosce o poprawę samopoczucia rodaków, po
mistrzostwach, drużyna Smudy zafunduje nam kolejną błyskotliwą passę zwycięstw
z przeciwnikami klasy San Marino, Malta czy Luksemburg.
Piłkarski entuzjazm objawia się specyficzną formą
kibicowskiego patriotyzmu. Trwa licytacja, kto więcej chorągiewek zainstaluje
na samochodzie, kto dokładniej wymaluje sobie facjatę, kto założy bardziej groteskowy cylinder, czapeczkę z rogami etc. Hit „Koko Euro spoko” wprost idealnie wpisuje się w tą
przaśną estetykę. Nie rozumiem więc, skąd ta fala krytyki? Co ciekawe, ów
infantylny patriotyzm bardzo chętnie demonstrują także ci, dla których mówienie o
suwerenności to relikt zaścianka, nie przystający do wizerunku
światłego Europejczyka. Ci, dla których patriotyzm, na co dzień jest zbędnym
balastem. Bo nawiązuje do historii, a więc przegranych powstań i klęsk, jest patetyczny,
koturnowy, pełen cierpiętnictwa i bohaterszczyzny, a w ogóle to kojarzy się z
PiS, więc generalnie kicha i wstyd. Dla mnie natomiast synonimem obciachu jest
właśnie ta odpustowa wersja patriotyzmu, sprowadzona do dziecinnych gadżetów, w
których lubują się kibice piłkarscy. I choć będę trzymał kciuki za polską
drużynę, nie ustroję się w żadne szaliczki (w lato!), koszulki, flagi i trąbki.
W tym kontekście, szczególnie zabawnie wygląda udowadnianie samym
sobie polskości naszych orłów. Sporego zamieszania narobił tu Jan Tomaszewski, próbuje
się więc zadać kłam jego krzywdzącym enuncjacjom. I tak, biedny Ludovic
Obraniak chcąc zrzucić brzemię farbowanego lisa, zmuszony jest popisywać się
swoją świeżo nabytą polszczyzną, składając jednocześnie płomienne deklaracje
miłości wobec odzyskanej ojczyzny. Tempo jego przyspieszonej edukacji wskazuje, że lekcje które
pobierał mogły wyglądać tak;)
Jak powszechnie wiadomo, każdy doskonale się
zna na futbolu (ja również). Przystępuję więc do typowania wyniku najbliższego meczu Polaków. Polska –
Grecja, porządek 0:0, ewentualnie 1:1, w każdym bądź razie remis.
Ostatnio sporo nazbierało się tych nie-kibiców. Wychodzą na powierzchnie ;)
OdpowiedzUsuńMnie bawią zarówno strasznie zaangażowani kibice jak i groteskowi nie kibice. Do tej drugiej grupy zaliczam zarówno Kazię Szczukę, jak i przekomicznego malkontenta Łukasza Warzechę, który uroczo wścieka się na wszystko, co ma choćby najluźniejszy związek z EURO.
UsuńSzał Euro 2012 zupełnie mnie nie bierze.... może z wyjątkiem jednego, że jesteśmy narodem wręcz genetycznie usposobionym do dokonywania heroicznych czynów - np. oddanie do użytku A2, bo do systematycznej i rzetelnej pracy raczej sie nie nadajemy. Z tego punktu widzenia może warto starać sie o wszelkie możliwie najważniejsze w Europie i na świecie imprezy sportowe, organizować w Polsce ? Ja całe szczęście mieszkam na uboczu tych wydarzeń i na pewno nie będę ulegał kociokwikowi, a winik meczu z Grecją jest mi zupełnie obojętny. Również, jak dla mnie, drużyna Polska jak nie wyjdzie z grupy to nie będzie końca świata.
OdpowiedzUsuńAndrzej BJ
Nie przesadzajmy z tym heroicznym czynem. Ktoś to po prostu świetnie piarowsko wyreżyserował i obsadził ministra Nowaka w roli herosa. Naprawdę majstersztyk.
UsuńWynik sportowy polskiej reprezentacji to nie jest coś co będzie miało wpływ na moje samopoczucie. Ale podobno od tego zależą nastroje społeczne, a nawet losy rządu Donalda Tuska. Dla mnie to groteska.
Mam pecha, bo mieszkam w "mieście-gospodarzu". Szał pod nazwą "UEFA EURO" ogarnął większość mieszkańców i jakieś 3/4 samochodów.
OdpowiedzUsuńCiekawe, czy po spodziewanym (przeze mnie) rychłym odpadnięciu "Naszych" z rozrywek tempo zdejmowania chorągiewek i nalepek z pojazdów będzie równie szybkie, co teraz ich montowanie.
Musi więc chodzić o inne miasto niż Warszawa. Tutaj szał ciał i aut oceniałbym na 1/4. Tempo utylizacji euro patriotycznych gadżetów będzie zależało od stylu rozstania naszej drużyny z tą imprezą.
UsuńNo i dobrze typowałeś :-)
OdpowiedzUsuńBa, okazałem się wręcz niepoprawnym optymistą ponieważ na Twitterze typowałem również wynik meczu Rosja – Czechy. Moje 2:1 vs rzeczywiste 4:1 wskazywało na mgliste nadzieje na kolejny remis Polaków we wtorek. A tak? Czarno to widzę.
UsuńGratuluję jasnowidztwa:) a może i jakiejś "parasiły". Czyżby to za jej pomocą sprawiłeś, że Tytoń rzucił (nie, nie palenie) się we właściwym kierunku, broniąc karniaka? No i jeszcze ten spalony, kiedy Grecy wbili nam drugiego gola...
OdpowiedzUsuńMoże coś zrobisz we wtorek?
Szacun...
Obawiam się, że na wtorek pozostaje tylko modlitwa, o ile rzecz jasna ma ktoś wystarczająco dużo determinacji by wierzyć w skuteczność tej zawodnej bądź co bądź metody. Tym razem obstawiam porażkę, choć sądzę, że w mniejszej skali niż przegrana Czechów. Powiedzmy, 1:2.
UsuńNajfajniejsze, że z czystym sumieniem i w zgodzie z poprawnością polityczną można sobie krzyknąć: Niech żyje Tytoń!:)
1:1, powiadasz... Strzał w dziesiątkę, że tak powiem. Obiecałam znajomym, że jak nasi wygrają Euro, to 6 dni w tygodniu jem tylko sałatki. Osobiście nie jestem jakąś wielką fanką tego sportu, pewnie, mecz fajnie obejrzeć, potypować kto strzeli. Nic ponadto. W naszych jednak wierzę, bo dieta sałatkowa by mi się przydała.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Cóż, na dietę sałatkową nie widzę szans. Oczywiście w sytuacji, w której ma ją warunkować zwycięstwo w całym turnieju:)
Usuń