poniedziałek, 2 stycznia 2012

Posylfestroffa impresja


Fot. Izabela Sitz-Abramowicz

Odkąd przekroczyłem wiek, w którym  syndrom nocy sylwestrowej (czyli ciśnienie by za wszelką cenę świętować Nowy Rok szampańską zabawą gdzieś poza domem), przestał uporczywie gnieść mą duszę, stałem się człowiekiem szczęśliwszym. Wyzwolenie następowało na raty. Przez jakiś czas funkcjonował model przejściowy, czyli okres kiedy żadna już siła nie zmusiłaby mnie do imprezowania, podczas gdy moja żona miała w tej materii zgoła odmienne zdanie. Nie da się ukryć, że zatruwało to nieco atmosferę. Na szczęście, sprawa dość szybko się unormowała i teraz możemy przyjemnie spędzić kameralny wieczór z butelką wybornego czerwonego wina. Nie musimy już lecieć, pędzić, zamawiać taksówki dzień wcześniej, tłoczyć się w przepełnionej knajpie i bawić  obowiązkowo do białego rana. Poza jednym, wyjazdem sylwestrowym, sylwestrowa zabawa nigdy nie należała do szczególnie udanych. Zresztą, co tu świętować? Przełom roku nastraja mnie raczej refleksyjnie niż szampańsko. To moment na rachunek sumienia i spojrzenie w przyszłość. Czas, kiedy wyraźniej niż zwykle, teraźniejszość zamienia się w przeszłość.

Niestety, nawet w domowe pielesze brutalnie wdziera się ludyczna mania świętowania. Nie mogę się nadziwić, że w XXI wieku ludzkość wciąż zachwyca się hukiem petard i pokazami błyskających fajerwerków. Ale ok., rozumiem, tradycja, choć mój pies jest zupełnie innego zdania, trzęsąc się jak osika przy każdym wystrzale. Tylko dlaczego, do cholery, trzeba strzelać tydzień przed Sylwestrem i dwa tygodnie po nim? Zwierzaki naprawdę ciężko to znoszą. Niechętnie wychodzą na spacer, spodziewając się kolejnej kanonady. Te najbardziej wrażliwe mogą nawet dostać zawału serca. Teoretycznie, na terenie całego kraju, obowiązują rozporządzenia wojewodów dopuszczające możliwość używania wyrobów pirotechnicznych w miejscach publicznych, tylko dwa dni w roku: 31 grudnia i 1 stycznia. Za złamanie tych przepisów grozi mandat do 500 złotych. Bardzo jestem ciekaw jaka jest skuteczność tej regulacji, zwłaszcza, że przydomowy ogródek trudno chyba zakwalifikować jako miejsce  publiczne.

Po sylwestrowej nocy, rozbawiony naród zostawia wszędzie całe sterty pustych butelek, plastikowych kubeczków i wszelkiej maści odpadków po sztucznych ogniach. Nawet nad moim ulubionym jeziorem, gdzie często witam Nowy Rok, dziś rano odnalazłem plażę upstrzoną sylwestrowymi śmieciami, mimo że puste pojemniki na odpadki znajdują się kilka metrów dalej. A przecież w sąsiedztwie nie bawiła się hołota tylko, wydawałoby się, dobrze sytuowani ludzie na poziomie, ci najbardziej europejscy z Europejczyków, jak sami o sobie sądzą. Wystarczy jednak kilka głębszych, by spod tej inteligenckiej maski wylazła zwykła wiocha.

4 komentarze:

  1. Ogłuszona hukiem, zaczadzona smrodem z odpalanych fajerwerków,zastanawiam się ile ziemianie wypuszczają do atmosfery CO2 i innych świństw, w tym "radosnym",bezmyślnym świętowaniu? I to przy aprobacie wszelkich władz, o ekologach nie wspominając.

    OdpowiedzUsuń
  2. Cóż, też mnie to nie kręci, ale nikomu świętować nie zabraniam. Domagam się jedynie odrobiny kultury. Zajmę się swoim psem o północy, tak by zminimalizować szok, który przeżywa. W ostateczności dam mu środki uspokajające. Ale nie mogę tego robić przez kilka dni wokół Sylwestra. I nie chcę brodzić w śmieciach spacerując nad jeziorem.

    OdpowiedzUsuń
  3. Wiem dobrze, co to znaczy.
    Też miałam psa, który 31 grudnia już od południa za nic nie chciał ruszyć się z domu.

    A kulturalnych- czy też może zwyczajnie społecznych zachowań to chyba należałoby obowiązkowo nauczać w szkołach jako osobny przedmiot, bo jak widać w wielu domach (nawet tych aspirujących do miana kulturalnych) tego się nie robi.

    Obserwuję na codzień takie zachowania (i niestety sprzątam nie tylko po Sylwestrze, ale na codzień - chodnik przed swoim domem z papierów, kubków z McDonalda, opakowań po papierosach) - mieszkam w sąsiedztwie szkoły średniej. A podobno w Niemczech jest czysto, hehe...

    A z drugiej strony sąsiaduję z lokalną siedzibą partii politycznej CDU. CDU zmiata śmiecie i liście, a w zimie śnieg na moją część chodnika :D Jakoś wcale mnie to nie dziwi, rządzą tak samo jak sprzątają :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To już inne Niemcy, więc i stereotypy przestają pasować. Od wielu lat ujemny przyrost naturalny rekompensowany jest napływem imigrantów. Wodzowie III Rzeszy nie byliby zachwyceni czystością rasową niemieckiego społeczeństwa;)

      A CDU ma po prostu uniwersalną, w demokracji, metodę rządzenia.

      Usuń