czwartek, 1 marca 2012

Białoruski paradoks



Przedwczoraj, wydarzeniem dnia stało się wydalenie z Białorusi ambasadorów Polski i Unii Europejskiej oraz wezwanie na konsultacje do Mińska, białoruskich dyplomatów z Warszawy i Brukseli. To odpowiedź Aleksandra Łukaszenki na kolejne sankcje, wprowadzone przez UE. Unia domaga się demokratyzacji białoruskiego reżimu, przestrzegania praw człowieka i zaprzestania prześladowań opozycji. Unijne żądania, wszystkim wydają się tak oczywiste, że nikt nawet nie zastanawia się, czy demokratyczna Białoruś jest aby na pewno w interesie Polski.

Białoruś to kraj bez historii państwowości, bez świadomości narodowej, bez języka zakorzenionego w kulturze, za to z głębokim poczuciem bliskości z Rosją. Kraje te łączą więzi językowe, religijne, wspólnota historii i nostalgia za czasami sowieckimi, kiedy to Białoruś była jedną z najlepiej rozwiniętych republik radzieckich. Istnieją też bardzo silne powiązania gospodarcze i uzależnienie od rosyjskich surowców. A nie jest przecież tajemnicą, że Kreml prowadzi agresywną politykę ekspansji ekonomicznej, dążąc do wchłonięcia mniejszego sąsiada. Aleksandr Łukaszenka jest w trudnej sytuacji wobec Moskwy, ale stara się lawirować w taki sposób, żeby utrzymać suwerenność Białorusi. Nie może sobie pozwolić na zaostrzenie stosunków z Rosją, ale od czasu do czasu flirtuje również z Unią Europejską. Zarzuty w stosunku do Łukaszenki, że zmierza do przyłączenia Białorusi do Rosji są co najmniej dyskusyjne. Gdyby rzeczywiście tego chciał, dawno by to zrobił. Tylko jaki miałby w tym interes? Teraz jest samodzierżawcą, po fuzji z Rosją straciłby samodzielność polityczną i stał się jedynie namiestnikiem prowincji o znaczeniu lokalnym. A Łukaszenka jest przecież ambitnym despotą, który na wzór koreański, marzy o sukcesji dla swojego syna.

Jak sądzę, nie ma sporu co do tego, że w interesie polskiej racji stanu leży istnienie suwerennej Białorusi, a jedynym zagrożeniem jej suwerenności może być Rosja. Wraz z Unią Europejską prowadzimy więc politykę wspierania białoruskiej opozycji, w dążeniach do wprowadzenia tam pełnej demokracji. I choć u nas ten system kiepsko się sprawdza, koniecznie chcielibyśmy widzieć go u wschodniego sąsiada. Sęk w tym, że na Białorusi demokracja może sprawdzić się jeszcze gorzej, więc taka polityka to przysłowiowe podrzynanie gałęzi na której siedzimy. Otóż, według badań przeprowadzonych 10 lat temu, w referendum na temat integracji z Rosją, 57,6% Białorusinów zagłosowałoby za połączeniem Rosji i Białorusi w jedno państwo, 25,6% byłoby przeciw takiemu rozwiązaniu. W tej sytuacji należy się liczyć z tym, że jak już, dzięki naszym staraniom, na Białorusi zatriumfuje demokracja i Białorusini uzyskają dostęp do demokratycznych narzędzi, to demokratycznie zagłosują za przyłączeniem swojego kraju do Rosji. Taki rozwój wydarzeń wydaje się bardzo prawdopodobny, zwłaszcza kiedy przypomnimy sobie pierwsze skutki gospodarcze transformacji ustrojowej, wdrażanej w Polsce przez Leszka Balcerowicza. Lud białoruski, przyzwyczajony do surowego ale opiekuńczego batki, może ciężko znieść zderzenie z kapitalizmem.  Jeżeli więc, ktoś może być naszym sojusznikiem przeciw anszlusowi Białorusi do Rosji, to właśnie Aleksandr Ryhorawicz Łukaszenka. Wot przykrość, w imię racji stanu, zamiast zwalczać, należałoby wspierać satrapę.

21 komentarzy:

  1. Ciekawa analiza biorąc pod uwagę że PIS i PO cały czas licytują sie kto będzie twardszy wobec Łukaszenki. A może trzeba właśnie odwrotnie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedyś w imię internacjonalistycznych więzi klasy robotniczej, armia czerwona miała nieść na bagnetach idee rewolucji i komunizmu, w głąb kontynentu europejskiego i dalej w świat. Teraz natomiast, w imię humanistycznych ideałów, armia amerykańska pacyfikuje nie wygodne dla siebie reżimy i wprowadza swój model demokracji. Ale i my chcielibyśmy nieść innym światłość tego najlepszego z ustrojów, nawet jeśli mogłoby to być sprzeczne z polską racją stanu. Obawiam się, że teza którą zaproponowałem we wpisie jest zbyt niepoprawna politycznie, żeby politycy chcieli ją brać pod uwagę. Jeżeli logika prowadzi do zbyt kontrowersyjnych wniosków, chrzanić taką logikę.

      Usuń
    2. A może to nie tyle logika, co wartości? Chyba nie czuję się patriotką...

      Usuń
    3. Czyli parafrazując pewne polskie przysłowie – na złość sąsiadowi z klatki obok odmrażamy sobie uszy?;)

      Usuń
    4. Dlaczego "na złość"???

      Usuń
    5. Ok. W imię wartości odmrażamy sobie uszy? Mam nadzieję, że ta wersja bardziej Ci się spodoba.

      Usuń
  2. Jakby człowiek myślał tylko o własnej d...e, to nigdy nie wyszedłby poza moralność prekonwencjonalną. ;)
    Jakby człowiek myślał tylko o dobru swoim i "swojaków", to nigdy nie wyszedłby poza moralność konwencjonalną. ;)
    Moralność postkonwencjonalna zakłada, że liczą się TAKŻE idee. ;) (Słowo "także" jest tu kluczowe.) I tacy ludzie powinni rządzić światem. Oczywiście nie chodzi mi o bezmyślnych utopistów, tylko o ludzi zdolnych pogodzić szczytne dążenia z rzeczywistością.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odpowiem Ci słowami, którymi wypowiedziałem się w dyskusji pod własnym wpisem na temat konferencji w Jałcie w 1945 roku. Polityka nie jest moralna. Jest brudna i bezwzględna, zwłaszcza tam, gdzie gra toczy się o wielką stawką. Nie ma w niej miejsca na honor, współczucie, godność, solidarność, rzetelność, szlachetność, przyjaźń czyli wszystkie te piękne cechy, które słusznie uważa się za zalety w odniesieniu do zachowań poszczególnych ludzi. Polacy nigdy tego rozumieli, stąd taka nasza historia. I nie rozumieją nadal, czego dowodzą argumenty podnoszone w dyskusjach na temat bieżącej polityki zagranicznej, gdzie znowu powiewają hasła: solidarność, poświęcenie, współodpowiedzialność etc. Natomiast zawsze, bardzo dobrze rozumieli to np. Brytyjczycy.

      Usuń
    2. Kochany Hipokrytesie, w takim razie jesteśmy debilami, skoro zamiast poddać się Niemcom i zbiorowo z nimi kolaborować, lub przynajmniej nie rzucać się z nimi do walki, jednak tego nie zrobiliśmy. I jeszcze to Powstanie Warszawskie... Hmmm...

      A ja jednak jestem za złotym środkiem: ani popieranie "pożytecznej" nam tyranii, ani bezmyślna dobroć dla "uciskanych" nie są wyjściem.

      Usuń
    3. Używasz niewłaściwych słów do opisu rzeczywistości historycznej. Nie poddać się Niemcom, tylko wejść z nimi w sojusz. Nie kolaborować, tylko współpracować w pewnym zakresie. Kolaboruje się z okupantem, a nie z sojusznikiem. Kolaborował np. francuski rząd Vichy, utworzony po upadku Francji na części jej terytorium, co zresztą jak wiadomo nie przeszkodziło Francuzom zostać jednym z czterech głównych aliantów i otrzymać nawet swoją strefę okupacyjną w Niemczech. Przypominam również, że z europejskimi sojusznikami Hitlera – Włochami, Węgrami, Rumunią, Bułgarią, Słowacją, historia obeszła się znacznie łaskawiej niż z Polską. Czy ktoś ma dzisiaj pretensje do Węgrów, że w czasie II WŚ byli sojusznikiem Hitlera i walczyli ramię w ramię z Niemcami na froncie wschodnim? Ja oczywiście nie wiem jak byłoby lepiej. Wiem natomiast, że scenariusz, który się wydarzył był dla nas fatalny. Co pozwala założyć, że sojusz z Niemcami nie byłby dla Polski gorszy.

      Złoty środek? No pewnie. Tylko, że w prawdziwym życiu na ogół nie ma złotych środków albo nie wiadomo co nimi jest. W polityce trzeba dokonywać trudnych wyborów, a złoty środek to najczęściej wygodne usprawiedliwienie braku odwagi i własnych zaniechań.

      Usuń
    4. Braku odwagi? Dla mnie brakiem odwagi jest rezygnacja z zasad i dbanie wyłącznie (!) o własny tyłek.

      "Nie poddać się Niemcom, tylko wejść z nimi w sojusz. Nie kolaborować, tylko współpracować w pewnym zakresie. Kolaboruje się z okupantem, a nie z sojusznikiem."

      No cóż, tzw. uniwersytutki też uparcie powtarzają pruderyjnej ciemnocie, że przecie one porządne som, bo jakże-ć tu mylić szlachetny sponsoring z poniżającą białogłowy prostytucją? :)))

      Usuń
    5. Znowu przenoszenie ocen moralnych z jednostki ludzkiej na interes polityczny. W dodatku, anachroniczny sposób postrzegania historii. Sojusz z Niemcami zły, ale z wujaszkiem Joe już dobry? Co jest racją stanu? Ocalenie substancji państwowej, czy wygubienie narodu w imię frazesów Becka, cytuję: „Jest jedna tylko rzecz w życiu ludzi, narodów i państw, która jest bezcenna. Tą rzeczą jest honor”. To drugie to łatwizna, kiedy rozemocjonowany naród rwie się do samobójczej walki. Ale trzeba być wielkim politykiem, żeby okiełznać ten żywioł i podjąć mądrą, choć niepopularną decyzję.

      Usuń
    6. Nie namawiam do szlachetności za wszelką cenę. Bliższa ciału koszula, najpierw ja, potem inni... Tak jest chyba zawsze. Ale są jednak jakieś tam standardy (moralne, owszem), do których warto dążyć z a w s z e . Nie za wszelką cenę, powtarzam. Ale bez prób ich utrzymania możemy sobie kompletnie odpuścić całe to gadanie o wartościach i demokracji.

      Usuń
    7. Ależ dlaczego sobie to odpuszczać? Gadanina polityków o wartościach i demokracji to właśnie hipokryzja, a bez hipokryzji nie ma polityki. Zwłaszcza w demokracji;)

      Usuń
    8. No tak... W takim razie ja mam gdzieś politykę. Zdecydowanie bardziej obchodzi mnie dobro ludzi (wszystkich) niż samej Polski. Co nie znaczy, że jestem skłonna do poświęceń. Chodzi o gradację wartości. ;)

      Ale tutaj nasza rozmowa pewnie się zakończy. ;)

      Usuń
    9. Ja myślałem, że my tu poważnie gadamy, a Ty sobie żartujesz:) Nie ma czegoś takiego jak dobro wszystkich ludzi. To co jest dobrem dla jednych, dla innych jest złem. Do tego generalnie sprowadza się niemożliwość właściwego wywiązania się z roli Boga. Jak tu zrealizować, zawarte w modlitwach, prośby wszystkich, skoro wzajemnie się wykluczają?:)

      Usuń
    10. Fakt. Ujmę to inaczej: najważniejsze są dla mnie określone wartości. Ale nie o mnie jest ten post.

      Usuń
  3. A ja z innej beczki niż przedmówcy, nie zgodzę się, że Białorusini nie maja zakorzenionego języka w kulturze. Mam sporo znajomych, przyjaciół a nawet przyszłej rodziny z Białorusi, część ma tylko jedno obywatelstwo, cześć ma podwójne, ale i tak mówią o sobie, że są Białorusinami z polskim obywatelstwem. W domach mówi się po białorusku, oficjalne są dwa języki, ale białoruski nadal trwa w kulturze.
    Ale fakt faktem, że tamto społeczeństwo do demokracji nie dorosło. Im tak dobrze jak jest. Ceny regulowane na żywność, dopłaty do rachunków za gaz dla większości społeczeństwa, nie jest tak bardzo źle jak się to przedstawia. No teraz hiperinflacja daje im w kość, ale to też się jakoś wyreguluje.
    No i z tego co znajomi mówią, tam naprawdę większość społeczeństwa jest za prezydentem.
    Aczkolwiek bawi mnie jak za każdym razem wracają stamtąd i nieświadomie w rozmowie ściszają głos gdy pada TO nazwisko ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To o czym piszesz świadczy o kształtowaniu się tożsamości białoruskiej, a nie o zakorzenieniu języka w kulturze, ale i z tym nie jest chyba najlepiej. Według danych Biełstatu, w domu po białorusku mówi zaledwie 5,8% mieszkańców Mińska i tylko 23% wszystkich Białorusinów. Rosyjski to wyłączny język mediów, administracji państwowej i wyższych uczelni.

      Kulturę tworzą elity, a Białorusini mają korzenie chłopskie. Na terenie dzisiejszej Białorusi elitę intelektualną stanowili Polacy i Litwini spolonizowani w XVI i XVII wieku oraz Rosjanie. W ujęciu historycznym, dopiero pod koniec XIX wieku język białoruski zaczął pojawiać się w literaturze, a dopiero w XX wieku powstała gramatyka języka. Potem, od lat 30-tych do upadku ZSRR, językiem urzędowym był rosyjski.

      Usuń
    2. Cóż kulturoznawstwo nie jest moją broszką, więc nie wdaję się w szczegółowe dyskusje o podłożu historycznym, mówię to co widzę i słyszę na co dzień od Białorusinów i to akurat tych z obecnej elity intelektualnej. Bo w mediach jest bardzo jednostronny obraz tego wszystkiego co się tam dzieje. Media mediami a życie życiem.
      A rosyjski nie jest wyłącznym językiem. Oba są urzędowe to fakt, ale bardzo dużo współczesnej kultury tworzy się po białorusku - głównie muzyka i filmy, choć też literatura. Młodzi (w sensie moim równolatkowie takie 20-30lat, bo z takimi mam kontakt) chętnie wracają do tego języka. A wyników badań Biełstatu nie widziałam, są jakie są, nie zawsze respondenci mówią to co myślą ;)

      Usuń
    3. To prawda, obraz medialny jest jednostronny. Życzę Białorusinom sukcesów w tworzeniu tożsamości narodowej. Polską racją stanu jest istnienie suwerennej Białorusi, a bez tożsamości trudno tego oczekiwać. Własne spostrzeżenia są zawsze bardzo cenne, ale nie wolno zapominać, że wycinek, który zna się z autopsji niekoniecznie musi być reprezentatywny dla całego społeczeństwa.

      Usuń