Często zarzucałem PiS-owi, że nie
uczy się na błędach, że nie wyciąga wniosków. Myliłem się. Po serii porażek
Jarosław Kaczyński wzorowo odrobił lekcje. Konkluzja okazała się prosta. Żeby
wygrać, twarzą partii musi być Donald Tusk.
Skąd go wziąć, skoro jest w innej
partii? Należy znaleźć kopię u siebie. Musi być równie gładki, sympatyczny,
zręczny, elokwentny i europejskiego formatu. Zupełnie nie podobny do ponurych
postaci zaludniających szeregi PiS. Prototyp, profesor Gliński, jeszcze nie
zachwycał, w końcu pierwsze koty za płoty. Za to Andrzej Duda udał się już znakomicie. Energiczny, bezpośredni, miły, efektowny, naturalny w kontaktach z
ludem. I tak jak pierwowzór wszystko wszystkim obieca.
Kiedy w 2011 roku lider PO
przemierzał Polskę Tuskobusem, brylując w mediach i na wiecach, jego
konkurentem był niezdarny, staromodny, sztywny, wykpiwany za obciachowość lider
opozycji. Od tamtej pory sytuacja na scenie politycznej w Polsce uległa
zasadniczej zmianie. Donald Tusk ją opuścił, robiąc miejsce dla kandydata PiS,
który równie sprawnie poczyna sobie w kampanii prezydenckiej. Co więcej, teraz to PO ma
obciachowego kandydata wyśmiewanego na tysiące sposobów w mediach
społecznościowych.
Kto więc wygra elekcję
prezydencką? Wszystko dziś wskazuje na to, że PiS-owski Donald Tusk – Andrzej
Duda. Dobra robota Panowie!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz