Kampania wyborcza to zawsze festiwal
hipokryzji. Pełen socjotechniki spektakl, który dodatkowo psuje ułomny i tak ustrój
polityczny jakim jest demokracja. Zainteresowani polityką nie potrzebują kampanii
żeby wiedzieć kogo chcą poprzeć w wyborach. Reszta najlepiej niech nie głosuje
wcale. Jeżeli pójdą to urn wybiorą najprzystojniejszych, najładniej opalonych
albo tych, którzy obiecają najwięcej.
Na kogo więc zamierzam głosować? W
pierwszej turze wyborów oddam swój głos na Janusza Korwin Mikkego. Wcale nie
dlatego, że jest najlepszym kandydatem na prezydenta (nie ma zresztą najmniejszych
szans na ten urząd). Uważam natomiast, że im lepszy wynik osiągnie w wyborach
prezydenckich, tym większe są szanse jego partii na przekroczenie progu w nadchodzących
wyborach parlamentarnych. Od lat nie mogę doczekać się udziału konserwatywnych liberałów
w pierwszej lidze polskiej polityki, w końcu jest na to szansa więc trzeba ją
wesprzeć. Bardzo jestem ciekaw działalności korwinistów w Sejmie. Mam jedynie nadzieję,
że JKM nie zaprzepaści szans swojego ugrupowania jakimś wygłupem czy ekstrawagancją
w swoim stylu.
A co w drugiej turze? Sądzę, że wbrew
buńczucznym zapowiedziom polityków obozu rządzącego, druga tura wyborów
prezydenckich się odbędzie. Zmierzą się w niej Bronisław Komorowski i Andrzej
Duda. Moje doświadczenie zawodowe wskazuje, że w zarządzaniu nie ma nic gorszego
niż nie ostre kompetencje poszczególnych osób i rozmyta odpowiedzialność. To
doskonały przepis na porażkę, w której każda ze stron odpowiedzialność widzi w
działaniach bądź zaniechaniach adwersarza. Konstytucyjne uprawnienia prezydenta
w Polsce są niby nie wielkie, pozwalają jednak blokować inicjatywy rządu i
odgrywać destrukcyjną rolę w polityce. Nigdy nie zapomnę Kwaśniewskiemu
zawetowania ustawy wprowadzającej liniowy PIT w 1999 roku. Dobrze pamiętam też
wojnę o krzesła z czasów prezydentury Lecha Kaczyńskiego, nie wchodząc tu w
dyskusję, kto ponosił większą winę za tę sytuacją.
Skoro więc, nie można dodać
prezydentowi uprawnień (tworząc system prezydencki), ani odebrać mu tych, które
ma sprowadzając formalnie jego rolę do strażnika żyrandola w pałacu, najlepiej żeby
prezydent i premier należeli do tego samego obozu politycznego. Wtedy prezydent
nie przeszkadza rządowi i jego rola sprowadza się głównie do obowiązków
reprezentacyjnych. Dzięki temu, wiadomo przynajmniej kto odpowiada za efekty
rządzenia. Z tej perspektywy nie ma też większego znaczenia co kandydaci
powiedzą w kampanii wyborczej.
Zgodnie z powyższą logiką, mój
wybór w drugiej turze wyborów prezydenckich będzie spekulacją. Jeżeli uznam, że
większe szanse na stworzenie rządu po wyborach do Sejmu ma PiS, zagłosuję na
Andrzeja Dudę, jeśli więcej będzie wskazywało na PO, oddam głos na Bronisława
Komorowskiego. Nie chcę sobie nawet wyobrażać jaki chaos zapanuje w polskiej
polityce jeżeli wyborczy werdykt zmusi do kohabitacji Andrzeja Dudę z rządem
Platformy Obywatelskiej, albo Bronisława Komorowskiego z rządem Prawa i
Sprawiedliwości.
Wróciłeś na dobre?
OdpowiedzUsuńRaczej nie:) Dość dawno już odkryłem, że to co chciałbym powiedzieć w większości wypadków mieści się w 140 znakach:)
OdpowiedzUsuń