Do stołu jednak nie zaprosili.
„Polska, podobnie jak wiele innych państw, jest gotowa wziąć pełną współodpowiedzialność za realizację paktu fiskalnego pod jednym warunkiem, że te państwa, które biorą współodpowiedzialność, będą także współdecydowały o tym, jak wygląda realizacja tego paktu” - oświadczył szef polskiego rządu.
Ta twarda deklaracja sprzed kilku godzin, nijak się ma do ustaleń unijnego szczytu. Aż żal było patrzeć, jak premier nieudolnie próbuje przedstawić je, jako satysfakcjonujący kompromis, podczas konferencji prasowej w Brukseli. Z trwającego godzinę owijania w bawełnę wynika, że będą organizowane szczyty w różnym składzie. Na spotkania członków strefy euro, państwa spoza unii walutowej zapraszane nie będą. Na czym więc polega kompromis? Chyba tylko na obietnicy, że mogą być czasem również takie szczyty, na które i nas łaskawie zaproszą. Zupełnie też nie rozumiem co wynika z faktu wejścia Polski do paktu fiskalnego. Skoro, jak twierdzi premier, zobowiązania paktu fiskalnego nie będą dotyczyły państw spoza strefy euro, a udział w finansowaniu pomocowym MFW nie jest elementem paktu, to podpisanie tej umowy nie ma kompletnie żadnego znaczenia. Obawiam się więc, że jest tu jednak jakiś haczyk.
Gdyby jednak było tak jak mówi Donald Tusk, mnie ten wariant odpowiada. W praktyce niczym się nie różni od nie przyjęcia paktu fiskalnego, co postulowałem. Premier natomiast wpadł we własne sidła. Z absurdalnej walki o miejsce przy stole uczynił niemalże rację stanu. Słynna „obiadowa” metafora ugruntowała założenie, że sama obecność na spotkaniach państw należących do unii walutowej jest wartością, o którą warto walczyć i płacić za nią udziałem w finansowaniu ratunkowym. Myśl, że w przypadku naszej nieobecności, nie będziemy wiedzieli, co dzieje się w strefie euro jest aberracją, której nie warto nawet komentować. Za to teraz, trzeba się będzie tłumaczyć z braku zaproszenia do stołu. Zła passa premiera trwa.
Na tym tle nasuwa się jeszcze inna, ogólna refleksja. Unią Europejską żądzą egoizmy narodowe, a nie frazesy o interesie europejskim, solidarności i wspólnocie. W grudniu, David Cameron, zawetował zmiany w traktacie europejskim, ponieważ było to w interesie Wielkiej Brytanii. Nicolas Sarkozy, w interesie Francji, chce wzmocnić swoją rolę w Unii, kosztem nowych państw członkowskich, między innymi Polski. Grecy nie godzą się na kuratelę komisarzy unijnych nad swoim budżetem. Warto więc, zastanowić się nad bredniami, którymi karmią nas przedstawiciele rządu, rozmaici eksperci i wtórujące im media, usilnie wmawiając, że interes narodowy to XIX-wieczny szowinizm i przede wszystkim należy myśleć w kategoriach interesu europejskiego, a najlepiej w ogóle przenieść jak największą ilość ośrodków decyzyjnych do Brukseli.