Bartosz Arłukowicz to zmarnowana szansa SLD. Szansa, która dziś mogłaby
być ostatnią deską ratunku, dla tej formacji. Grzegorz Napieralski ma wiele
grzechów na sumienia. Ukradł SLD nie tylko teraźniejszość, sądzę że ukradł też
przyszłość. Chyba nikt dotąd, nie poniósł tak spektakularnej porażki właściwie
bez powodu. Można ją porównać jedynie do klęski Unia Wolności w 2001 roku, ale ta
partia długo rządziła w koalicji, a władza zazwyczaj zużywa (świeży przykład PO
pokazuje, że nie zawsze).
Moim zdaniem, ogromnym błędem Napieralskiego, praktycznie pomijanym
przez media, było dopuszczenie do odejścia Arłukowicza, w maju bieżącego roku.
Pomijam już kwestię tego, jaki miało to wpływ na wyborczy wynik SLD i PO. Jego
odejście z Sojuszu (choć formalnie nie był jego członkiem), odebrało tej partii
szansę na nowe, wiarygodne otwarcie, po przegranych wyborach. Dziś widać to jak na dłoni. W poturbowanym obozie SLD, obserwujemy kabaret
zgranych aktorów. Leszek Miller, próbuje sobie przypomnieć czasy świetności,
Józef Oleksy znowu jest wszędzie potrzebny i wypada mi nawet z lodówki, w
mediach coraz częściej miga twarz Krzysztofa Janika, jedni wznoszą modły do
Kwaśniewskiego, drudzy do Cimoszewicza. Tylko patrzeć jak wypełznie skądś, mój
faworyt, Jaskiernia. Mam deja vu. Przed dziesięciu laty toczono dyskusję na
temat konieczności odmłodzenia SLD, a teraz twarzami nowej lewicy mają znowu być
komunistyczni aparatczycy, którzy wtedy już byli passe? No tak, ale Kalisz ze swoim
jaguarem, reputacją hedonisty i wizerunkiem celebryty ma tyle wspólnego z lewicowością co Jarosław
Kaczyński z paleniem trawki. Komedia. Ale cóż, król jest nagi. Wśród młodszych
działaczy Sojuszu nie ma nikogo sensownego. Nie ma, ale mógł być.
Właśnie Bartosz Arłukowicz. Młody, przystojny, sympatyczny, elokwentny,
popularny, lubiany przez media, jeszcze świeży w polityce, nie skompromitowany
dawnymi porażkami, z pewnymi zadatkami na charyzmę. Byłby idealną twarzą SLD.
Posiada te same cechy, za które lud pokochał kiedyś Aleksandra Kwaśniewskiego a
teraz Donalda Tuska. Świetny wynik wyborczy, który osiągnął w Szczecinie,
świadczy, że nadaje się na politycznego kochanka. Tusk zużyje się w drugiej
kadencji rządów, więc lud będzie szukał kogoś nowego do kochania. Najlepiej
takiego, który niewiele będzie się różnił. Bartosz Arłukowicz byłby jak
znalazł. W PO, nie ma na to szans, nawet jak zostanie ministrem zdrowia. W SLD już teraz grałby na siebie. A, że jest
plastikowy? Bez wyraźnych poglądów? Specjalista od mowy trawy? To zalety w
dzisiejszej polityce. Niestety.
Los postkomunistycznej lewicy nie leży mi na sercu. Bez żalu pożegnam
czerwony sztandar wyprowadzany do lamusa historii. To nie moja bajka. Podobnie
jak Bartosz Arłukowicz i jego kariera polityczna. Ale nie mogę oprzeć się wrażeniu,
że właśnie ten człowiek był ostatnią szansą lewicy, przeputaną przez
Napieralskiego.